środa, 20 stycznia 2016

kurz

czy ktoś ma patentowany sposób na tę zarazę?
po prostu jest to element, który obrzydza mi mieszkanie. Od zawsze. Od samego początku, gdy zasiedliłyśmy chatynkę pyli się na potęgę.
najpierw goowno zapylało poręcze i blaty skromnego umeblowania. Potem mać nabyła Swarzędz. Wicie. Wysoki połysk. Rano przetarte powierzchnie płaskie po 5 minutach traciły sznyt wyjściowy. Zmiana mebli, lata mijają a z tym nic nie da się zrobić. Sypie się ze ścian, czy co? Ściany też przelatuję na mokro. Na monitorze po 1 dniu szarość. Przetarte bibeloty po tygodniu wyglądają jak pokryte pleśnią.
i w zasadzie podchodziła bym do syfu na luzie ale tym shitem również oddycham. I że mnie wkurza. Nerwicy już dostaję jakby mało mi było rozrywek. Codziennie latam z mokrym. Przecieram. I nic.
godzin na chatynka na rubieżach działa zupełnie inaczej. W pokojach wystarczy raz na miesiąc przelecieć szmatą po meblach i spokój. U dziadostwa było to samo, mimo, że centrum City. O dywany były kurzołapne. U przyjaciół takoż nie walczą z kurzem nachalnie i w zasadzie go ni ma.
kurdesz! W czym rzecz?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz