dysponuję potężną kwotą do 14-tego.100zł. na życie. i w zasadzie nie byłoby problemu gdyby nie zwierzaki. one swoje muszą dostać. i nie ma zmiłuj się. dostaną. reszta dla nas. nie nie byłoby problemu bo ziemniaków jest ponad 10kg, zostało ok 20 jaj, ciut warzyw, kasze, mąka z grubego przemiału i przetwory na zimę. da się przeżyć, zwłaszcza, że po drodze dochodzą finanse maci. ale to maci. a moje to moje.
i nie byłoby problemu, gdyby nie potrzeba sterylki lalki, alaski, kastracji drabeła. fakt, przejdzie to po znajomości i w zasadzie po kosztach. za 3 sztuki zapłacę tyle co w lecznicy za jedną. nie byłoby problemu gdyby nie rachunki, moje nogi i kręgosłup i moja nietolerancja pokarmowa. to niestetyż fakt. mało śmieszny i mało znaczący dla kogoś kto tego nie ma. serdeleczna prośba do wracza o IgE i skierowanie do alergologa wyśmiana. skoro pani wie co pani szkodzi, to proszę tego unikać. recepta na adrenalinę czeka na realizację. na razie poza zasięgiem. 1 ampułka tylko 56 zł kosztuje.
cóż, jakie środki taka micha. ja w mniejszości. dostosowałam się. bo i z pustego salamon nie naleje, a poźrywać coś trzeba. więc poźrywałam. i pszenice, i skrobie ziemniaczaną. nie powiem, żeby mi było fajnie. przez kilka dni czułam się jakby mnie wszy oblazły. swędziało wszystko. o orkiestrze w brzuchu i innych rozrywkach szkoda gadać. o permanentnym bólu głowy szkoda wspominać.
dziś w końcu spokój. czystkiem napojona, przewentylowana na wskroś zaczynam się czuć troche lepiej. pół dnia bez jedzenia to nic nienormalnego. tak mam na stałe. pierwszy posiłek jestem w stanie zjeść w okolicach południa. wcześniej, to bardzo za karę. w zasadzie nie jem ot tak normalnie. dziabnę coś na próbę i w zależności od tego co moje pudełko na człowieka powie albo zjadam albo nie. pożądane zasysa, szkodliwe wywołuje mdłości plus inne cudne objawy. a ekonomia domowa powinna wskazywać na zjadanie wszystkiego. tyle że się nie da. kombinuję jak koń pod górę z tym żarciem, przeciągam porę posiłku jak długo się da, ale w końcu się już nie daje. mroczki przed oczami, słabość albo bezustanne mdłości, ból, wzdęcia i tym podobne. jak to w demokracji - mam wybór. szczęściem, że dzieciaki w 2/3 samodzielne i zahartowane życiem. I będzie tak achooj póki nie znajdziemy z młądą jakiejś sensownej pracy. wszystko inne odłożone w przyszłość nieznaną, łącznie z butami dla mnie. do aktualnie używane trumniaki kończą swój żywot. prują się na szwach, skóra w zgięciach poprzecierana i dziurawa. achooj. co ma być to będzie.
i nie byłoby problemu, gdyby nie potrzeba sterylki lalki, alaski, kastracji drabeła. fakt, przejdzie to po znajomości i w zasadzie po kosztach. za 3 sztuki zapłacę tyle co w lecznicy za jedną. nie byłoby problemu gdyby nie rachunki, moje nogi i kręgosłup i moja nietolerancja pokarmowa. to niestetyż fakt. mało śmieszny i mało znaczący dla kogoś kto tego nie ma. serdeleczna prośba do wracza o IgE i skierowanie do alergologa wyśmiana. skoro pani wie co pani szkodzi, to proszę tego unikać. recepta na adrenalinę czeka na realizację. na razie poza zasięgiem. 1 ampułka tylko 56 zł kosztuje.
cóż, jakie środki taka micha. ja w mniejszości. dostosowałam się. bo i z pustego salamon nie naleje, a poźrywać coś trzeba. więc poźrywałam. i pszenice, i skrobie ziemniaczaną. nie powiem, żeby mi było fajnie. przez kilka dni czułam się jakby mnie wszy oblazły. swędziało wszystko. o orkiestrze w brzuchu i innych rozrywkach szkoda gadać. o permanentnym bólu głowy szkoda wspominać.
dziś w końcu spokój. czystkiem napojona, przewentylowana na wskroś zaczynam się czuć troche lepiej. pół dnia bez jedzenia to nic nienormalnego. tak mam na stałe. pierwszy posiłek jestem w stanie zjeść w okolicach południa. wcześniej, to bardzo za karę. w zasadzie nie jem ot tak normalnie. dziabnę coś na próbę i w zależności od tego co moje pudełko na człowieka powie albo zjadam albo nie. pożądane zasysa, szkodliwe wywołuje mdłości plus inne cudne objawy. a ekonomia domowa powinna wskazywać na zjadanie wszystkiego. tyle że się nie da. kombinuję jak koń pod górę z tym żarciem, przeciągam porę posiłku jak długo się da, ale w końcu się już nie daje. mroczki przed oczami, słabość albo bezustanne mdłości, ból, wzdęcia i tym podobne. jak to w demokracji - mam wybór. szczęściem, że dzieciaki w 2/3 samodzielne i zahartowane życiem. I będzie tak achooj póki nie znajdziemy z młądą jakiejś sensownej pracy. wszystko inne odłożone w przyszłość nieznaną, łącznie z butami dla mnie. do aktualnie używane trumniaki kończą swój żywot. prują się na szwach, skóra w zgięciach poprzecierana i dziurawa. achooj. co ma być to będzie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz