piątek, 1 maja 2015

ło matko

dzień pod gilem. kicham, prycham. tym razem pokonałam nawet julkę. karma ma smak kartonu. fuj. głodna jestem a nic nie smakuje. siedzę na materacu, nogi na stole. może jak stopy będą wyżej to z nosa nie będzie tak leciało.
o kurdesz, masakra
robione mną papierosy stoją w filiżance na stole filtrem w dół. leniwiec i ograniczanie ruchu skutkują przymusową jogą.palcami stóp chwytam papieros i dostarczam do paszczy.

a tak serio, to jest mi to łatwiej zrobić niż wstawać i słuchać zgrzytania stawów. a i czasem coś zaboli.

zalecenia doktorowej były - siedzieć na baczność, żadne tam, noga na nogę. żadne wygibasy.
teoria czyli doktor swoje, a praktyka czyli ja swoje.
noga na nogę to pryszcz.
w zasadzie wygląda to tak - instrukcja siadania wg mła dla ciekawych.
bierzemy krzesło/fotel/stołek
stajemy tyłem do niego i
płynnym ruchem kładziemy podudzie na siedzisku tak by stopa np. lewa znalała się za prawym pośladkiem
siedzimy wstępnie a teraz
nogę nieużywaną przekładamy nad używaną tak
by znalazła się po stronie przeciwnej na siedzisku

niekiedy zaskakuje mnie widok jednego kolana nad drugim ale one jakoś tak same lezą do siebie.

kochani, miłej ekwilibrystyki ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz