zacznę od rzeczy, która czas temu jakiś wprawiłaby mnie w panikę. telefon dokonał żywota swego. jeszcze nie wiem, czy mogę się obejść bez niego. życie zweryfikuje potrzebę lub jej brak, choć trochę nerwa mam.
kolejna to wypad na bazar po zielone na balkon. bratki, komarowiec, niezapominajka, gwoździk, jakieś cóś ładne i delikatne i oczywiście ziemia. wespół z młodą ogarnęłyśmy galopem. sama bym padła na pysk. czegoś tych sił ubywa i ubywa. licho wie czemu :(
no i zaczęło się szaleństwo. sadzenie, sianie, podlewanie. świetna zabawa.
fotel już wstawiony. można się teoretycznie resetować. teoretycznie bo od razu okupowane kotem. a kota się nie zwala. więc kot na balkonie a ja na krześle w pokoju. ech, ciężkie życie sługi.
zakupy żarciowe też dokonane. jakoś mnie naszło na chłodnik. jest. pyszny, różowy.
nabyłam móżdżek, jaja, i jakieś pierdoły.
z głodu przez najbliższe 2 tygodnie nie padniemy.
czeka mnie wizyta wk... potomka.
nie czekają mnie telefony od nikogo. i sama nikogo molestować nie będę.
psy lnieją na potgę. ukochane niufki dają tony podszerstka.
wczorajszy dzień pracowity, choć w pewnym stopniu na oczekiwaniu. ,ludziu miły, nie tylko Twój czas się liczy. szanuj też inych.
w domu rewolucja pokarmowa na którą mać patrzy koso. bo do czego to podobne nie zapychać się chlebem itd.
zimą przywiezione z podlasia ziemniaki zaczynają kwitnąć w worze. kto je pożre?
nie ja!
aldoną wrzucony news o radosnych dostarczycielach do łowicz stosujących z upodobaniem randap skutkuje wypięciem się na tę markę.
wrzucony piękną siostrą post na fb przez p.dr medycyny katarzynę świątkowską w pełni mnie satysfakcjónuje jak i jej cały cykl artykułów dotyczących zarówno jedzenia jek i medycyny. jakoś ładnie się to łączy.
planowany wypad na bio bazarek na żelaznej pozostanie w planach z powodów oczywistych. kto nie ma miedzi ten w domu siedzi. ;p
kolejna to wypad na bazar po zielone na balkon. bratki, komarowiec, niezapominajka, gwoździk, jakieś cóś ładne i delikatne i oczywiście ziemia. wespół z młodą ogarnęłyśmy galopem. sama bym padła na pysk. czegoś tych sił ubywa i ubywa. licho wie czemu :(
no i zaczęło się szaleństwo. sadzenie, sianie, podlewanie. świetna zabawa.
fotel już wstawiony. można się teoretycznie resetować. teoretycznie bo od razu okupowane kotem. a kota się nie zwala. więc kot na balkonie a ja na krześle w pokoju. ech, ciężkie życie sługi.
zakupy żarciowe też dokonane. jakoś mnie naszło na chłodnik. jest. pyszny, różowy.
nabyłam móżdżek, jaja, i jakieś pierdoły.
z głodu przez najbliższe 2 tygodnie nie padniemy.
czeka mnie wizyta wk... potomka.
nie czekają mnie telefony od nikogo. i sama nikogo molestować nie będę.
psy lnieją na potgę. ukochane niufki dają tony podszerstka.
wczorajszy dzień pracowity, choć w pewnym stopniu na oczekiwaniu. ,ludziu miły, nie tylko Twój czas się liczy. szanuj też inych.
w domu rewolucja pokarmowa na którą mać patrzy koso. bo do czego to podobne nie zapychać się chlebem itd.
zimą przywiezione z podlasia ziemniaki zaczynają kwitnąć w worze. kto je pożre?
nie ja!
aldoną wrzucony news o radosnych dostarczycielach do łowicz stosujących z upodobaniem randap skutkuje wypięciem się na tę markę.
wrzucony piękną siostrą post na fb przez p.dr medycyny katarzynę świątkowską w pełni mnie satysfakcjónuje jak i jej cały cykl artykułów dotyczących zarówno jedzenia jek i medycyny. jakoś ładnie się to łączy.
planowany wypad na bio bazarek na żelaznej pozostanie w planach z powodów oczywistych. kto nie ma miedzi ten w domu siedzi. ;p
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz