zakręcona jestem jak śmigło, wiem to doskonale.
wiecznie czegoś szukam, usiłuję uzasadnić swoje racje. ale chyba każdy tak ma.
więc... wiem, to niewłaściwy sposób zaczynania zdania.
więc, zacznijmy od początku. albo czegoś w podobie.
stan niezmienny dla mnie to fakt, że Bóg istnieje. i z tego wynikają wszystkie moje "komplikacje“ życiowe.
pewnie znów pomyślicie, "pie....nięta", nawiedzona. fakt, odbiegam od standardu.
jeśli ktoś ma wątpliwości, polecam 2 tomiki - "sto dowodów na istnienie Boga".
przykłedowy rozdział: dwie charakterystyczne i istotne cechy kosmosu lub głos sumienia upewnia nas o istnieniu boga czy dowód z istnienia życia na ziemi. szczerze mówiąc nie przeczytałam całości. nie dałam rady. napisana przez dr i hab i wogle językiem bardzo naukowym, suchym. nie do przełknięcia dla mnie. zresztą z nikim na argumenta bić się nie będę. wierzę i już. a że On jest nie do ogarnięcia, to cóż, taka moja uroda. ameby :)
tyle wstęp.
reszta wynika ze wstępu.
dostaliśmy w prezencie statek kosmiczny, całkiem nieźle zaprojektowany i nawet ze swoją elektrownią atomową. mkniemy sobie w przestworzach, Bóg wie gdzie. jedynym maszym zadaniem jest przeżyć.
dostaliśmy plan dnia wyznaczany dniem i nocą, dla urozmaicenia pory roku, lub rozpustę tropików i zbiór zasad, gdy zaczęło nam odbijać. dostaliśmy wszystko co niezbędne.
i piknie by było gdyby ( to skrót ) jakiś debil nie wymyślił, że należy odrzucić prawo naturalne, by ludzkość mogła się rozwijać.
sie rozwijamy.... jak tasiemiec w jelicie :/
stąd moja frustracja i pragnienie, no nie na durch, jeno jak mnie natchnie, powrotu do prawa i zasad.
czym to spowodowane? cholernym egoizmem, albo jak kto woli instynktem samozachowawczym. a spowodował to proszek do prania. wymiana komorkowa, świadomość przenikania syfu do mej świątyni ciała;)
mam tak co czs jakiś, może w różnych odsłonach. kto to wie, ja sama za sobą nie nadążam.
więc surówki, antygluteny, bezgluteniy, bio i organic i w kieszeni nic.
i wstręt i obrzydzenie, że tak z lenistwa, bea potemz zastanowienia sięgam po pachnacy proszek do prania, po jeszcze bardziej pachnący płyn do płukania. bo jak gorsza marka i zapach nie halo, to już spojrzenia kuse, myśli kaprawe wokół. ech, czegóż nie robi soię pod publiczkę. .
wiecznie czegoś szukam, usiłuję uzasadnić swoje racje. ale chyba każdy tak ma.
więc... wiem, to niewłaściwy sposób zaczynania zdania.
więc, zacznijmy od początku. albo czegoś w podobie.
stan niezmienny dla mnie to fakt, że Bóg istnieje. i z tego wynikają wszystkie moje "komplikacje“ życiowe.
pewnie znów pomyślicie, "pie....nięta", nawiedzona. fakt, odbiegam od standardu.
jeśli ktoś ma wątpliwości, polecam 2 tomiki - "sto dowodów na istnienie Boga".
przykłedowy rozdział: dwie charakterystyczne i istotne cechy kosmosu lub głos sumienia upewnia nas o istnieniu boga czy dowód z istnienia życia na ziemi. szczerze mówiąc nie przeczytałam całości. nie dałam rady. napisana przez dr i hab i wogle językiem bardzo naukowym, suchym. nie do przełknięcia dla mnie. zresztą z nikim na argumenta bić się nie będę. wierzę i już. a że On jest nie do ogarnięcia, to cóż, taka moja uroda. ameby :)
tyle wstęp.
reszta wynika ze wstępu.
dostaliśmy w prezencie statek kosmiczny, całkiem nieźle zaprojektowany i nawet ze swoją elektrownią atomową. mkniemy sobie w przestworzach, Bóg wie gdzie. jedynym maszym zadaniem jest przeżyć.
dostaliśmy plan dnia wyznaczany dniem i nocą, dla urozmaicenia pory roku, lub rozpustę tropików i zbiór zasad, gdy zaczęło nam odbijać. dostaliśmy wszystko co niezbędne.
i piknie by było gdyby ( to skrót ) jakiś debil nie wymyślił, że należy odrzucić prawo naturalne, by ludzkość mogła się rozwijać.
sie rozwijamy.... jak tasiemiec w jelicie :/
stąd moja frustracja i pragnienie, no nie na durch, jeno jak mnie natchnie, powrotu do prawa i zasad.
czym to spowodowane? cholernym egoizmem, albo jak kto woli instynktem samozachowawczym. a spowodował to proszek do prania. wymiana komorkowa, świadomość przenikania syfu do mej świątyni ciała;)
mam tak co czs jakiś, może w różnych odsłonach. kto to wie, ja sama za sobą nie nadążam.
więc surówki, antygluteny, bezgluteniy, bio i organic i w kieszeni nic.
i wstręt i obrzydzenie, że tak z lenistwa, bea potemz zastanowienia sięgam po pachnacy proszek do prania, po jeszcze bardziej pachnący płyn do płukania. bo jak gorsza marka i zapach nie halo, to już spojrzenia kuse, myśli kaprawe wokół. ech, czegóż nie robi soię pod publiczkę. .
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz