wtorek, 14 kwietnia 2015

o żesz ku

świadomość względną posiadam.
względną bo ograniczoną. nie tylko ja ale większość więc nie czuję się specjalnie zdołowana.
wkurczyłam się po raz enty. z powodu żarcia. bo świadomość mam, że syf, chemia itd itp
ale!
czytnęłam posta imć Piotra Beina pt:"Żywność jako broń" i trafiło mnia.
polecam serdecznie.
żyć się odechciewa.
nie ma powodu żebym autorowi wierzyła ale nie ma też powodu, żebym włożyła to między bajki.

( trudno się skupić gdy w tle leci wietnamskie disco - nie polecam )

w każdym razie wyraj przypomniał mi o tym co zaniedbałam. o żarciu. w miarę zdrowym, choć o to trudno.
zielone, kiszone. gitowane domem. bo kogo dziś stać na rozpustę knajpianą.

więc lodówkę i balkon okupują warzywa. buraki jako jedyne organiczne. bo one lubią metale ciężkie. ale sklep do doopy. generalnie.


gimnastykuję się co ranek i wieczór czym napaść rodzinę. więc jakiś ryżyk z ziarnami i owocami. chleba unikam na ile się da?och ten gluten ;)
a na obiad ugotowałam sagan gulaszu warzywno - mięsnego. miało być na 3 dni a żremy już 4. mam trochę dość. przepis zmodyfikowałam dodając ogórki kiszone.  no i chili. wiadomo. kapsaicyna.

lepiej wydać na piekarza niż na lekarza.
ten piekarz to przenośnia, wiadomo. glutenu unikamy.
test na ostro przechodzi Babulinda. łącznie z chili.


dietka + brak tv powidują cuda. zaczyna myśleć a przynajmniej stara się.

ja jakby chudnę dalej, ruchliwa się zrobiłam jak karaluch. więc czas rozwinąć  skrzydła i pomyśleć  - co dalej? bo stiopy nie wybaczają.

macie pomysł na pracę w domu?



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz