niedziela, 19 kwietnia 2015

horyzont pustki

devdas. romansidło na dvd z srk leci z tv. tę funkcję zdechlak zachował. siedzę i sączę z kieliszeczka likier czekoladowo-pomarańczowy. pyszny.
koszerny.
dla uproszczenia życia wszystko, co ostatnio pożeram, a nie trąci świnią nazywam koszernym. potrzebuję zmiany.
nogi dla wygody na blacie.
nuda.
znów zawiodłam kolejną osobę, która tak na prawdę ma mnie głęboko, wykazałam się nadgorliwością, bo przeca bliski kontakt motoru z autobusem, jest bagatelą.
siedzę i wymyślam kocopoły. bez tła. bez umocowania.
tak na prawdę na nic nie mam chęci. walczyć o życie? po co? dla kogo? otwierać biznes, gdzie zamiast skupić się na rozwoju i konkurencji trzeba użerać się z urzędami. po co?
żygać mi się chce, gdy otwieram fb i plują, szydzą, jadą po tych, którzy powinni być kryształowi. czyści.
rząd.

zacny ten likier.

gdy wyciągnęłam kieliszeczek odpowiedni do trunku, dziecię zdziwione zaproponowało szklaneczkę, czym z kolei ja się zdziwiłam. co jest generalnie dziwne, ponieważ z zasady jestem bezalkoholowa i w domu się nie pija alkoholu, więc nie ma żadnej wiedzy w tej dziedzinie. a to swego rodzaju sztuka. nie brak wiedzy tylko umiejętności dobrania odpowiedniego szkła do rodzaju trunku. wot żyzń w kraju piwem płynącym. a w zasadzie nie piwem tylko napojem z niby browaru.

jak zawsze jestem pod wrażeniem filmu. "devdas" znaczy się. niby nic, miłość z komplikacjami. ale jaki wyrazisty, soczysty. akurat na wioseny splin. ech.. wracają wspomnienia szaleńczych uniesień, tęsknot, łomotu serca, suchości w ustach i totalnej głupawki, gdy rozum odbiega.
to oczywiste.
schowałam każde lepsze uczucie w zakamarki duszy, a raczej upchnęłam i zapomniałam o nich. upchnęłam, udeptałam. nieprzydatne, nie potrzebne nikomu. kurzą się gdzieś. porastają grzybem i pleśnią. komu, komu?.... nie ma chętnych? no właśnie.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz