cóż, przestawiam się powoli na poranną mszę. wygodniej. nie muszę pędzić z końca świata na spotkanie.
a że dziś uroczystość, to tym lepiej. spowiednik nowy, ale ok. jak zwykle. on.
generalnie życie domowe "kwitnie". udało mi się zrzucić 3kg, ale jeszcze hektary do wypielenia. staram się być racjonalna i ruszać się też, ale potem noc zarwana. boli.
na wyraju byłam świątecznie. młoda przyjechała ze święconką i żurkiem. było mi bardzo miło, zwłaszcza, że starsi wybrali inne okoliczności i ludzi. życie.
na wyraju tradycyjnie kłusownicy, strzały, na szczęście po innej stronie. i o dziwo, police zjawiła się błyskawicznie. pewnie zainstalowali kamery. i dobrze. szkoda dzików bo w okolicy ich oparzeliska grasowali.
fajnie jest obserwować budzące się życie. nawet kopczyki grudek ziemi wypchnięte dżdżownicami dają otuchę i jakieś ciepełko w okolicy serducha. bąki byli, latali, dobijali się do okna. bociek leciał gdzieś w interesach. para łabędzi malestatycznie przefrunęła mi nad głową. uś! wrażenie niesamowite. piękne, majestatyczne. no i oczywiście krzyżówki. pani z panem gnali na złamanie skrzydeł.
bardzo lubię to miejsce, z wyjątkiem nocek, ale walczę z tchurzem. dzielnie walczę :)
właściciele są mega inspiracją dla mnie. serio! generalnie poprawiło mi się widzenie świata i ludzi. uważam że są piękni, nawet ze swoimi wadami. co nie oznacza, że z każdym się od razu bratam i rzucam na szyję.
dotyczy to mojej starszej dwójki. że tak powiem, wylogowałam się z systemu. dość mam gierek, chamstwa, olewania. żegnam, nie czule. do zobaczenia za lat 50.
w domu zdobyczny materac spwodował totalną burdelizację przestrzeni mi najbliższej. brak półek i Babulinda skutecznie przeszkadzają w segregacji i porządkach. jest nadzieja, że z ciepełkiem wyjedzie na działkę, a wtedy...... drżyjcie narody.
a teraz jak normalna pańcia w średnim wieku zabieram się do Hobbita i Lustbadera. nabytego za psi grosz na straganie.
sory, jeszcze rodzina czeka na nakarmienie.
ps. możecie mi wierzyć. pusanie bloga tabletem jest pewnym wyzwaniem ;)
a że dziś uroczystość, to tym lepiej. spowiednik nowy, ale ok. jak zwykle. on.
generalnie życie domowe "kwitnie". udało mi się zrzucić 3kg, ale jeszcze hektary do wypielenia. staram się być racjonalna i ruszać się też, ale potem noc zarwana. boli.
na wyraju byłam świątecznie. młoda przyjechała ze święconką i żurkiem. było mi bardzo miło, zwłaszcza, że starsi wybrali inne okoliczności i ludzi. życie.
na wyraju tradycyjnie kłusownicy, strzały, na szczęście po innej stronie. i o dziwo, police zjawiła się błyskawicznie. pewnie zainstalowali kamery. i dobrze. szkoda dzików bo w okolicy ich oparzeliska grasowali.
fajnie jest obserwować budzące się życie. nawet kopczyki grudek ziemi wypchnięte dżdżownicami dają otuchę i jakieś ciepełko w okolicy serducha. bąki byli, latali, dobijali się do okna. bociek leciał gdzieś w interesach. para łabędzi malestatycznie przefrunęła mi nad głową. uś! wrażenie niesamowite. piękne, majestatyczne. no i oczywiście krzyżówki. pani z panem gnali na złamanie skrzydeł.
bardzo lubię to miejsce, z wyjątkiem nocek, ale walczę z tchurzem. dzielnie walczę :)
właściciele są mega inspiracją dla mnie. serio! generalnie poprawiło mi się widzenie świata i ludzi. uważam że są piękni, nawet ze swoimi wadami. co nie oznacza, że z każdym się od razu bratam i rzucam na szyję.
dotyczy to mojej starszej dwójki. że tak powiem, wylogowałam się z systemu. dość mam gierek, chamstwa, olewania. żegnam, nie czule. do zobaczenia za lat 50.
w domu zdobyczny materac spwodował totalną burdelizację przestrzeni mi najbliższej. brak półek i Babulinda skutecznie przeszkadzają w segregacji i porządkach. jest nadzieja, że z ciepełkiem wyjedzie na działkę, a wtedy...... drżyjcie narody.
a teraz jak normalna pańcia w średnim wieku zabieram się do Hobbita i Lustbadera. nabytego za psi grosz na straganie.
sory, jeszcze rodzina czeka na nakarmienie.
ps. możecie mi wierzyć. pusanie bloga tabletem jest pewnym wyzwaniem ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz