wtorek, 28 kwietnia 2015

co podleci to będzie

system, technika napoju zwanego herbatą jest taki. sięgam loteryjnie do słoja z ziołami i wrzucam co popadnie. zalewam wrzątkiem i juś. zalewam wielką banię.2 litrową. nie mam zdrowia do pierdyliona parzeń. pażeń? hu wie!
trochę trwało odzwyczajanie rodziny od herba thei. w końcu przywykły i nawet nie zauważają, że suszu z kraju środka już nie ma.
dokładnie w podobny sposób doprawiałam dziś mięsiwo. z założenia miało być dla psów, ale świeże, pachnące, więc co tam! doprawiałam nie skrzypem i hibiskusem ale też dowolnie. gorczyca, resztki pieczarek, cebula, czosnek, liście laurowe i curry, ziele angielskie, pomidory suszone, pieprz. zielone to natka pietruszki i lubczyk.
pachnie wyśmienicie, a sos jak na razie smakuje jak poemat. do tego pęczak na tłuszczu z rosołu i gitara.
surówka, którą niestetyż tylko ja spożywać będę, z powodu ostrości też z resztek lodówkowych. czerwona kapucha, fenkuł, cebula, czosnek i cykoria. samo z siebie już dziwaczne. doprawiałam skutecznie podlewając oliwą z chili. no i mam.  zajzajer w paszczy.

resztę czasu również dowolnie spędzę. może zaceruję polówkę, może loteria na co innego padnie.
polówka potrzebna na cito, bo w pokoju duchota mimo otwartych okien. część roślin poprzestawiałam, stolik wędruje do pokoju i tym sposobem powstaje przestrzeń na wstawienie łóżka.
może to już dziś będę spać na balkonie?

deszczu nie padaj. plissssss

poniedziałek, 27 kwietnia 2015

hyhyhy czyli róbmy sobie dobrze

od kilku dni na wk...e. tak miałam. do szału doprowadziłnmnie zdalaczynnie były obrzydluwiec. pisać nie będę bo szkoda mi nerw. w każdym razie uczucia uznane za zdechłe kwitną.
-zejdź bylaku z mych ócz błękitnych
-zgiń, przepadnij maro nieczysta

do szału doprowadzają mnie też różne posty na fb suejące dym. wyszczelałabym autorów. ciule je..e. sory.
grzeczna byłam i pokornego serca ale to co się dzieje z prawa, lewa -i ze środka woła o pomstę do nieba. wniosek napadł mnie jeden. pitolę, na żaadne wybory nie idę. lansowany muł powinien powrócić na działkę, pupil Dudek czy jak mu tam, co energią tryska, czemu tylko jedno dziecko?, widać lipa z tym wytryskiem, odpada w przedbiegach. już jeden ultrakatolik rządził, z Mateńką w klapie. wystarczy. a czopek z muchą zbyt szlony bym mogła mu zaufać. no w tej sprawie nie mam pragnienia męczeństwa.
to oczywiście nie poprawiło mi nastroju.

hehe, lektura, słowo nośśne, w treść bogate.
znalazłam kąci pt: cosmetologia.pl/szkodliwe-skaadniki-kosmeryków.
ta strona rozbawiła mnie solidnie :))))
w związku z tym cała chemia domowa sukcesywnie będzie zastępowana naturalnymi specyfikami.
kochani, jak tu się nie śmiać, skoro środek dodawany do kosmetyków jako filtr uv sam jest rakotwórczy.
morda mi się cieszy na myśl jak sami dajemy się nabijać w butelkę nakładając . namordne  różności a panienki w cieniach i szminkach fundują sobie ołów. wiec rozbawiona jestem na maxa, szczególnie gdy sama kiedyś musiałam być namalowana. no ale to odległe czasy. siermiężne. nowy sort kosmetyków skutecznie mnie zniechęcił do poprawiania urody.



szkoda mi tylko nowychrodkó trutych urodą psięknych mamutów

sobota, 25 kwietnia 2015

ja prosim

w związku z kolejną falą nienawiści i brzykich emocji związanych z motoklicystami zza wschodniej granicy proszę o jakąkolwiek wstrzemięźliwość. oni, rosjanie, pozwalają nam na rajdy do katynia, pozwólmy i my. nie dajmy się wkręcać mediom w chore zabawy.

a swoją drogą, pewiem mądry człowiek powiedział mi kiedyś że jeśli masz z kimś problem znajdź choć 1% dobra w nim i na tym się skup.

piątek, 24 kwietnia 2015

przegląd tygodnia

zacznę od rzeczy, która czas temu jakiś wprawiłaby mnie w panikę. telefon dokonał żywota swego. jeszcze nie wiem, czy mogę się obejść bez niego. życie zweryfikuje potrzebę lub jej brak, choć trochę nerwa mam.
kolejna to wypad na bazar po zielone na balkon. bratki, komarowiec, niezapominajka, gwoździk, jakieś cóś ładne i delikatne i oczywiście ziemia. wespół z młodą ogarnęłyśmy galopem. sama bym padła na pysk. czegoś tych sił ubywa i ubywa. licho wie czemu :(
no i zaczęło się szaleństwo. sadzenie, sianie, podlewanie. świetna zabawa.
fotel już wstawiony. można się teoretycznie resetować. teoretycznie bo od razu okupowane kotem. a kota się nie zwala. więc kot na balkonie a ja na krześle w pokoju. ech, ciężkie życie sługi.
zakupy żarciowe też dokonane. jakoś mnie naszło na chłodnik. jest. pyszny, różowy.
nabyłam móżdżek, jaja, i jakieś pierdoły.
z głodu przez najbliższe 2 tygodnie nie padniemy.
czeka mnie wizyta wk... potomka.
nie czekają mnie telefony od nikogo. i sama nikogo molestować nie będę.
psy lnieją na potgę. ukochane niufki dają tony podszerstka.
wczorajszy dzień pracowity, choć w pewnym stopniu na oczekiwaniu. ,ludziu miły, nie tylko Twój czas się liczy. szanuj też inych.

w domu rewolucja pokarmowa na którą mać patrzy koso. bo do czego to podobne nie zapychać się chlebem itd.
zimą przywiezione z podlasia ziemniaki zaczynają kwitnąć w worze. kto je pożre?
nie ja!
aldoną wrzucony news o radosnych dostarczycielach do łowicz stosujących z upodobaniem randap skutkuje wypięciem się na tę markę.

wrzucony piękną siostrą post na fb przez p.dr medycyny katarzynę świątkowską w pełni mnie satysfakcjónuje jak i jej cały cykl artykułów dotyczących zarówno jedzenia jek i medycyny. jakoś ładnie się to łączy.

planowany wypad na bio bazarek na żelaznej pozostanie w planach z powodów oczywistych. kto nie ma miedzi ten w domu siedzi. ;p


wtorek, 21 kwietnia 2015

naturalnie II

a potem, żesz ku....., ja pie....rak, syf, sm, i inne rozrywki.
cholera! ciężko pracujemy na to każzdego dnia. panie malując tęczę na liczkach, itd, panowie pianeczki, żeliki, sryki. bo bez tego ni chu... nie pożyjesz.
wrzucamy w siebie przez dziesiątki lat cóś co nie ma nic wspólnego z jedzeniem, namiastki, erzace. jaramy  - ja nałogowo, inni piją. słowem anty żyją. a gdy doda się do tego pracę, która przyjemności nie sprawia, chory rząd i pierdylion inych rzeczy to  .. wiadomo.
a człeku co potrzebne w tej podróży? niespełnione ambicje, pragnienie by mieć więcej, lepiej, żeby inym walić dobrobytem po gałach? a gówno!
twoim zadaniem jest żyć, przeżyćçw dobrej kondycji. dać dobre geny dzieciom. no tak. teraz to już każdy to bubel genetyczny. sie dorobiliśmy.
chciejstwem
a ono kosztuje.
świat jaki jest każdy widzi. jeden leci na marsa, drugi zdycha z głodu.
pomijam koszt takiego gadżetu kosmicznego, to nie moja bajka. teraz zastanawiam się na ile produkcja tego ustrojstwa zasyfiła nasz stateczek. na ile my sami kupując choćby gacie u chińczyka czy plastikową miskę, sama dziś nabyłam, drewnianej balii bie dałabym rady, poza tym nie ma w sprzedaży, dokładamy swoje cegiełki.
głupia sprawa. moje ukochane wroniszcza śmiecą nieprzytomnie. grzebią w śmietnikach, wyciągają syfy. ciężkie przeważnie zostają w koszu, pier.... reklamówki latają zamiast motyli. międląc brxydkie wyrazy, schylam się, zdejmuję koronę i zbieram to gówno. bo mnie wkurwia, doprowadza do rozpaczy. bo szpeci. młoda to samo. ktoś iny może? ni hu, hu... boć gospodarzowi za to płacą, a my frajerki. te spojrzenia pełne politowenia... ech.. śmieciu ludzki, robię to też dla ciebie, żeby było czyściej i ładniej.
doceń   i może też podnieś. i nie rzucaj gdzie popadnie.
naturalnie, jestem zakręcona. zastanawiam się na ile zasyfiłam świat potrkami które noszę na doopie, tablecik, który trzymam w dłoni. i jak długo mogę używać to co psiadam, by nie nabywać nowych.
jak dramatycznie mnie wkur... widok mebli, drewnianych wyrzucanych do śmietnika, materacy, które doskonale mogłyby służyć lata całe. no właśnie, drapnęłam prawie nowe łóżko polowe spod gabarytów. feler? materiał trochę dołem puścił.  podszyję i będę miała łóżko na lato na balkon. głupi byli ci rzymianie, a my nie?

kombinuję nad recepturą szamponu i płynu ogólnie myjąco- piorącego. jak wykombinuję to dam znak. c

poniedziałek, 20 kwietnia 2015

naturalnie

zakręcona jestem jak śmigło, wiem to doskonale.
wiecznie czegoś szukam, usiłuję uzasadnić swoje racje. ale chyba każdy tak ma.
więc... wiem, to niewłaściwy sposób zaczynania zdania.
więc, zacznijmy od początku. albo czegoś w podobie.
stan niezmienny dla mnie to fakt, że Bóg istnieje. i z tego wynikają wszystkie moje "komplikacje“ życiowe.
pewnie znów pomyślicie, "pie....nięta",  nawiedzona. fakt, odbiegam od standardu.
jeśli ktoś ma wątpliwości, polecam 2 tomiki - "sto dowodów na istnienie Boga".
przykłedowy rozdział: dwie charakterystyczne i istotne cechy kosmosu lub głos sumienia upewnia nas o istnieniu boga czy dowód z istnienia życia na ziemi.  szczerze mówiąc nie przeczytałam całości. nie dałam rady. napisana przez dr i hab i wogle językiem bardzo naukowym, suchym. nie do przełknięcia dla mnie. zresztą z nikim na argumenta bić się nie będę. wierzę i już. a że On jest nie do ogarnięcia, to cóż, taka moja uroda. ameby :)
tyle wstęp.
reszta wynika ze wstępu.
dostaliśmy w prezencie statek kosmiczny, całkiem nieźle zaprojektowany i nawet ze swoją elektrownią atomową. mkniemy sobie w przestworzach, Bóg wie gdzie. jedynym maszym zadaniem jest przeżyć.
dostaliśmy plan dnia wyznaczany dniem i nocą, dla urozmaicenia pory roku, lub rozpustę tropików i zbiór zasad, gdy zaczęło nam odbijać. dostaliśmy wszystko co niezbędne.
i piknie by  było gdyby ( to skrót )  jakiś debil nie wymyślił, że należy odrzucić prawo naturalne, by ludzkość mogła się rozwijać.
sie rozwijamy.... jak tasiemiec w jelicie :/
stąd moja frustracja i pragnienie, no nie na durch, jeno jak mnie natchnie, powrotu do prawa i zasad.
czym to spowodowane? cholernym egoizmem, albo jak kto woli instynktem samozachowawczym. a spowodował to proszek do prania. wymiana komorkowa, świadomość przenikania syfu do mej świątyni ciała;)
mam tak co czs jakiś,  może w różnych odsłonach. kto to wie, ja sama za sobą nie nadążam.
więc surówki, antygluteny, bezgluteniy, bio i organic i w kieszeni nic.
i wstręt i obrzydzenie, że tak z lenistwa, bea potemz zastanowienia sięgam po pachnacy proszek do prania, po jeszcze bardziej pachnący płyn do płukania. bo jak gorsza marka i zapach nie halo, to już spojrzenia kuse, myśli kaprawe wokół. ech, czegóż nie robi soię pod publiczkę. .


niedziela, 19 kwietnia 2015

horyzont pustki

devdas. romansidło na dvd z srk leci z tv. tę funkcję zdechlak zachował. siedzę i sączę z kieliszeczka likier czekoladowo-pomarańczowy. pyszny.
koszerny.
dla uproszczenia życia wszystko, co ostatnio pożeram, a nie trąci świnią nazywam koszernym. potrzebuję zmiany.
nogi dla wygody na blacie.
nuda.
znów zawiodłam kolejną osobę, która tak na prawdę ma mnie głęboko, wykazałam się nadgorliwością, bo przeca bliski kontakt motoru z autobusem, jest bagatelą.
siedzę i wymyślam kocopoły. bez tła. bez umocowania.
tak na prawdę na nic nie mam chęci. walczyć o życie? po co? dla kogo? otwierać biznes, gdzie zamiast skupić się na rozwoju i konkurencji trzeba użerać się z urzędami. po co?
żygać mi się chce, gdy otwieram fb i plują, szydzą, jadą po tych, którzy powinni być kryształowi. czyści.
rząd.

zacny ten likier.

gdy wyciągnęłam kieliszeczek odpowiedni do trunku, dziecię zdziwione zaproponowało szklaneczkę, czym z kolei ja się zdziwiłam. co jest generalnie dziwne, ponieważ z zasady jestem bezalkoholowa i w domu się nie pija alkoholu, więc nie ma żadnej wiedzy w tej dziedzinie. a to swego rodzaju sztuka. nie brak wiedzy tylko umiejętności dobrania odpowiedniego szkła do rodzaju trunku. wot żyzń w kraju piwem płynącym. a w zasadzie nie piwem tylko napojem z niby browaru.

jak zawsze jestem pod wrażeniem filmu. "devdas" znaczy się. niby nic, miłość z komplikacjami. ale jaki wyrazisty, soczysty. akurat na wioseny splin. ech.. wracają wspomnienia szaleńczych uniesień, tęsknot, łomotu serca, suchości w ustach i totalnej głupawki, gdy rozum odbiega.
to oczywiste.
schowałam każde lepsze uczucie w zakamarki duszy, a raczej upchnęłam i zapomniałam o nich. upchnęłam, udeptałam. nieprzydatne, nie potrzebne nikomu. kurzą się gdzieś. porastają grzybem i pleśnią. komu, komu?.... nie ma chętnych? no właśnie.



czwartek, 16 kwietnia 2015

dzień

zwykły. 24 godziny.
a zanim nastanie dzień trwają wieczorne przepychanki. kocie. jedna wpycha się przed twarz skutecznie zasłaniając czytany tekst. druga koniecznie chce przytrzymać kartkę, zasłaniając pół strony. zadowolona, że zwróciła na siebie uwagę zaczyna kichać i mruczeć, po psiemu szukając mojego wzroku.
w końcu jakoś dochodzą do ładu. jedna śpi na moich plecach, druga na jaśku.
po co mi podusia? prawda?
kiedy oczy same się zamyają, myśli lecą do Niego. Na krzyżu. Kocham Cię, wiesz? dobranoc. do jutra
odruch wyrobiony mam, że po obudzeniu trzeba wstać. więc kuchnia, czjnik, woda, kawa. papieros. a wcześniej zaspane koty zwlekają się na sztywnych łapkach, bo ścielę łóżko.
kawa, kawa, papieros, papieros, myśli zaczynają nabierać rozpędu.
należy i to i tamto, ale najpierw kuweta i miska dla kocich.
jeszcze to i to.
jak dobrze, że panie śpią. nikt nie rozprasza.
siłą rozpędu dokładam kolejne czynności.
śniadanie, gadanie, czasem foch, wiadomo kogo, czasem tetryczenie i zazłość bez powodu. logicznego.
gryzę się w jęzor, ok, Chustka-pamiętam, nie żreć się. czasem milczę, milczę milczeniem niepokornym.
tłamszę w sobie, duszę słuszność by nie utonąć w kaskadzie słów. czasem coś przygadam, wszak świętym nie jest się od razu ;p, wybuchnę jak wulkan,
wrzasnę, zaklnę szpetnie. i piorę się w duszy po pysku że znów dałam się sprowokować, że nie znalazłam sensownej riposty rozładowującej sytuację.
obiad i po obiedzie i już jakby z górki. dzień się kończy. gadamy, gada, słucham, słucha. gadamy, śmiejemy się, plotkujemy nieszkodliwie. czasem smrodek dydaktyczny poleci. i to nie koniecznie mój ku. ale ku mnie. dzieci tak mają. rodzice przygłupi, trzeba wychowywać. pewnie tak ;)

czy ty mnie wogóle słuchasz. słucham od rana z krótkimi przerwami. system mi się już zawiesza. ok. piszę. piszę, słyszysz.
cisza.
kolacja i kieliszeczek likieru. wyrwanego, zawłaszczonego jakby. wybacz. wybacz.
mydełko, esencja limonki. rozkosz, radość. uczucie niemal zapomniane. cczuję się prawie jak kobieta.
jeszcze tylko On. On, który w tchnieniach jest w każdym momencie. On zawsze. My. On i ja. bez słów, w zażyłości, przyjaźni. Kocham Cię.

wtorek, 14 kwietnia 2015

o żesz ku

świadomość względną posiadam.
względną bo ograniczoną. nie tylko ja ale większość więc nie czuję się specjalnie zdołowana.
wkurczyłam się po raz enty. z powodu żarcia. bo świadomość mam, że syf, chemia itd itp
ale!
czytnęłam posta imć Piotra Beina pt:"Żywność jako broń" i trafiło mnia.
polecam serdecznie.
żyć się odechciewa.
nie ma powodu żebym autorowi wierzyła ale nie ma też powodu, żebym włożyła to między bajki.

( trudno się skupić gdy w tle leci wietnamskie disco - nie polecam )

w każdym razie wyraj przypomniał mi o tym co zaniedbałam. o żarciu. w miarę zdrowym, choć o to trudno.
zielone, kiszone. gitowane domem. bo kogo dziś stać na rozpustę knajpianą.

więc lodówkę i balkon okupują warzywa. buraki jako jedyne organiczne. bo one lubią metale ciężkie. ale sklep do doopy. generalnie.


gimnastykuję się co ranek i wieczór czym napaść rodzinę. więc jakiś ryżyk z ziarnami i owocami. chleba unikam na ile się da?och ten gluten ;)
a na obiad ugotowałam sagan gulaszu warzywno - mięsnego. miało być na 3 dni a żremy już 4. mam trochę dość. przepis zmodyfikowałam dodając ogórki kiszone.  no i chili. wiadomo. kapsaicyna.

lepiej wydać na piekarza niż na lekarza.
ten piekarz to przenośnia, wiadomo. glutenu unikamy.
test na ostro przechodzi Babulinda. łącznie z chili.


dietka + brak tv powidują cuda. zaczyna myśleć a przynajmniej stara się.

ja jakby chudnę dalej, ruchliwa się zrobiłam jak karaluch. więc czas rozwinąć  skrzydła i pomyśleć  - co dalej? bo stiopy nie wybaczają.

macie pomysł na pracę w domu?



żegnaj towarzyszu

stracił swą podstawową funkcję. przestał być atrakcyjny. stoi samotnie.
telewizor.

chciałam jego zgonu, niecna ja, bo nałóg telemaniacki skretyniał mnie zupełnie.


wyraj pomógł. odstawiłam od piersi ( faza pierwsza) wszelkie głowojeby tj. wiadomości. bez bólu. chwilę potem otrzymałam info, że prośby moje zostały wysłuchane.
(faza druga) ksmisja w przeciwpołożny kąt mieszkania w celu wykluczenia wszelkich bodźców przypominających.

co dalej zobaczymy. w każdym razie jak znam życie, zaraz znajdzie się ktoś, kto zobaczy w tym dopust i wogle plagie.

jak będę chciała to informuje, że mogie mieć, ale nie kcem.

więc żegnaj
, ci pa!

poniedziałek, 13 kwietnia 2015

po prostu bądź

ze wszystkich fiołków świata
chciałabym zerwać słońce
i podarować je tobie mamusiu
złociste i gorące.
słoneczko, od którego
głowa ciebie boli
jest daleko,
ale się nie martw mamusiu
narysowałam drugie. jest prawie takie samo.
teraz ciebie mamusiu
pocałuję jak mogę najgoręcej,
bo tak cię kocham bardzo, bardzo, bardzo.....
że już nie mogę więcej.

taki wierszyk dostałam od młodej na wyraju. wiecie, wzruszyłam się.  rozmawiałyśmy. mamy te same pragnienia. żadnych oczekiwań. zapominanie, wybaczanie. bycie. po prostu. razem.
jak to Chustka mówiła, bez żarcia się.


niedziela, 12 kwietnia 2015

niedziela

cóż, przestawiam się powoli na poranną mszę.  wygodniej. nie muszę pędzić z końca świata na spotkanie.
a że dziś uroczystość, to tym lepiej. spowiednik nowy, ale ok. jak zwykle. on.
generalnie życie domowe "kwitnie". udało mi się zrzucić 3kg, ale jeszcze hektary do wypielenia. staram się być racjonalna i ruszać się też, ale potem noc zarwana. boli.
na wyraju byłam świątecznie. młoda przyjechała ze święconką i żurkiem. było mi bardzo miło, zwłaszcza, że starsi wybrali inne okoliczności i ludzi. życie.
na wyraju tradycyjnie kłusownicy, strzały, na szczęście po innej stronie. i o dziwo, police zjawiła się błyskawicznie. pewnie zainstalowali kamery. i dobrze. szkoda dzików bo w okolicy ich oparzeliska grasowali.

fajnie jest obserwować budzące się życie. nawet kopczyki grudek ziemi wypchnięte dżdżownicami dają otuchę i jakieś ciepełko w okolicy serducha. bąki byli, latali, dobijali się do okna. bociek leciał gdzieś w interesach. para łabędzi malestatycznie przefrunęła mi nad głową. uś! wrażenie niesamowite. piękne, majestatyczne. no i oczywiście krzyżówki. pani z panem gnali na złamanie skrzydeł.

bardzo lubię to miejsce, z wyjątkiem nocek, ale walczę z tchurzem. dzielnie walczę :)

właściciele są mega inspiracją dla mnie. serio! generalnie poprawiło mi się widzenie świata i ludzi. uważam że są piękni, nawet ze swoimi wadami. co nie oznacza, że z każdym się od razu bratam i rzucam na szyję.
 dotyczy to mojej starszej dwójki. że tak powiem, wylogowałam się z systemu. dość mam gierek, chamstwa, olewania. żegnam, nie czule. do zobaczenia za lat 50.

w domu zdobyczny materac spwodował totalną burdelizację przestrzeni mi najbliższej. brak półek i Babulinda skutecznie przeszkadzają w segregacji i porządkach. jest nadzieja, że z ciepełkiem wyjedzie na działkę, a wtedy...... drżyjcie narody.

a teraz jak normalna pańcia w średnim wieku zabieram się do Hobbita i Lustbadera. nabytego za psi grosz na straganie.

sory, jeszcze rodzina czeka na nakarmienie.

ps. możecie mi wierzyć. pusanie bloga tabletem jest pewnym wyzwaniem ;)

sobota, 4 kwietnia 2015

stado i ja

za każdym razem gdy wychodzę na fajka wita mnie pełne nadziei spojrzenie. czy to już? mogie? zdecydowane  - później, gasi promyk radości. coś jakby zgasło światło. a gaszę je kilkanaście razy dziennie, aż mija uznaniowa godzina i ...włazić, nie niuchać.
włazi 8 łap, 2 kinole, i reszta też do pary.
układają się delikatnie, czujnie łypiąc spod oka..... chwilo trwaj. burki dwa.
kochane, czułe, słodkie. rozwalają mnie dokładnie, a ja trwam w roli tey alfy i  łomegi. gdzie się ruszę, drepcze za mną osiem nóg i dwa ogony do pary, kulfony szturchają kieszenie dopominając się o datek.
sori, dupale tłuściutkie, odchudzanko w trakcie. ale jestem z wami. nawet bardzo.


kociarstwo też w formie. robal z upodobaniem ściąga mój ręcznik do wanny. uwala się na nim. coś tym mówi, ale co? z upodobaniem wbija się do łazienki strasząc mnie skrzypiącymi drzwiami w ciemności. powodując bulwers z wymuszania natentychmiastowego otworzenia drzwi do sypialni. no sory robalu, tak się nie umawiałyśmy.
generalnie te 12 nóg rozwala się po piernatach kołami do góry i nie tylko. znaczy tak samo ciepłolubne jak ja.
szare czterostope ciamka przy jedzeniu i myciu. słowo! ciamka i mlaszcze.

myszy tupczą pokątnie, kryją się przed nami jak duchy, czterpłapy merda się nocno poro do niewidzialnego. tfu, na psa urok! chyba zacznę pluć trzykrotnie przez lewe ramię. bo nerw mnie chyta.
nocą w znane dźwięki, oswojone, wkradają się nowe. szlag. coś dycha ciężko gdzieś w przestrzeni. i nie pies, nie kot.

coś, ktoś pęta się po okolicy. żąda uwagi. a ja spietrana uciekam pod skrzydła, tulę się do poduszki, szepcę w myślach modlitwy. ochraniam się. i nastaje cisza.

piątek, 3 kwietnia 2015

motylem byłam ale utyłam

i nic dziwnego. wieczorne czekolady zrobiły swoje. brak ruchu też. za przeproszeniem, ruchałabym się intensywnie, ale tu boli, tam strzyka.
ruch w formie chodu dobry, ale na krótko. rowerek, w końcu testowany, masakra. już nie tylko prawe kolano boli ale i lewe. fak!

w związku z powyższym, znajdując się z dala od pokus, zmieniłam sposób a raczej składniki żarcia.
sposobem zwyczajnym jadam, przy pomocy sztućców i talerzy, bez pośpiechu i do syta. do rozpęku.
faszeruję się zielskiem i proteinami. wykopałam węglowodany i dobrze mi z tym. przyznaję się do dwóch kromek pieczywa.

przez tydzień poszło precz 2kg bez żadnego wysiłku. poczekam na większy spadek i zacznę w końcu się ruszać. oby!

waga wyjściowa tydzień temu-68kg(!), teraz 66. a na starcie życiowym 48 w doskonałej kondycji. ech!

ile to kosztuje? 1 kg marchwi, seler naciowy, kapusta zwykła, pekińska, czerwona, nać pietruszki, kg jabłek, rzodkiewek pęczek. cebula, czosnek i co tam wpadnie w łapę. wszelkie warzywa.
minimum 5 rodzai malakseruję z oliwą, solą himalajską, sosem sojowym, cytryną i chili. tego ostatniego nie żałuję.
kupuję padlinę w formie mielonego. miącham bez buły z dodatkami dowolnymi i duszę z warzywami. w saganie mam jeszcze porcję eksperymentalną, bo z ogórami kwaszonymi. pycha:)

ile to może kosztować gdy na śniadanie zjadam 2 łyżki twarogu z k.romką pieczywa, na kolację kromę z miodem. fakt, na rozpuście miałam mus owocowy. lubię przegryźć kawałek kiełbaski, wędliny. tak z łapy. czasem.

surówa na 1 sztukę wystarcza na 4 dni, pulpety to samo.

jeśli ktoś ma chęć to niech liczy.

nie mam parcia na cuda- wianki. chcę schudnąć, a surówki pochłaniam migiem. znaczy się potrzebne.

trzymcie kciuki za spaślaka :)⅝

czwartek, 2 kwietnia 2015

:-)

przelot przez fb utrwalił we mnie pogląd od dawna zasiedziały. mianowicie: korzystanie przez wlładzę w zasadzie ze wszystkich dostępnych wzorców utrzymywania władzy i rządzenia na przestrzeni wielu wieków. ja wiem,że władza jest dobrodziejstwem. wynosi na szczyty obsypując przywilejami niedostępnymi dla planktonu. martyrologia naszego p-rezydenta jest dobitnym tego przyk@adem. o naszym słoneczku srtach wspominać.  chcerz żyć - kochaj i wys@awiaj jak nieprzymierzając jednego takiego bez względu na okoliczności. anajlepiej być jak sprawiedliwość. wiadomo.
odnośnie sprawiedliwości to odniosę się może do jej ostatyecznego ogniwa. znaczy się wykluczenia ze stanu - możesz pracować na podatki.
czemu ten kawałek? bo wybitnie świadczy o sprawiedliwości. wyobraź sobie że w twoich drzwiach staje w@adza i zaprasza cię do siebie celem.... dowolnym. zakładasz paletko. bierzesz dowodzik. pere groszy na powrót. i heja. jedziesz. hm....cóż to? to nie komenda to areszt śledczy. szczęściem nazwiesz trafienie do dobrej celi. jako tymczas jesteś pozbawiony widzeń, paczek. dostajesz wyprawkę : ręcznik, szczotę do zębów i pastę. no i mydło. i to tyle. masz zaproszenie namiesiąc to siedzisz w tym w czym tu trafiłeś. czeszesz się palcyma. 2 miesiące. 3?  tylko sprawiedliwość wie. po wyroku już lekcej. z górki. możesz dostawać paczki, widywać bliskich a nawet dostać intymną celę żeby spłodzić potomka.
czemu o tym?
 bo jakby przybywa takich delikwentów. szczególnie koleje przyczynią
się do takich działań. Gdzie tu sens i logika?

pamiętaj! wycodząc z domu miej ze sobą podstawowy zestaw a zanim zamkną się za tobą i funkcjonariuszami drzwi, uprzedź rodzinę żeby nie czekała. najlepiej przygotować zawczasu plan awaryjny. dobry adwokat mile widziany

Zmieszana nie wstrząśnięta.

od jakiegoś czasu zastanawiałam się co dalej z blogiem. czas zweryfikował wiele faktów. pewne  rzeczy pousuwałam  jako nieistotne. dla  potomków dostępne w wersji papierowej.

święta w tym roku czysto teoretyczne. czyli ich totalnie brak. gdyby rzecz dotyczyła obcych' uznałabym że lepszy wróg  znany niż nie.  przynajmniej wiadomo co i jak i można się przygotować do obrony.  tu jestem bezradna.  przegrywam w przedbiegach z życiem.  

a z koniem się nie kopie.  przegrasz.