sobotnimi zakupami lazłysmy z Młądą przez Żelazną Bramę. między blokami. upał, żar. z przeciwka idzie dwoje młodych. bucha z nich rozczulenie, poczucie miłosierdzia. lezą i palcem coś smyrają na dłoni onego.
ślepak jestem, wiec podchodze bliżej. i co widzę? na dłoni onego siedzi wróbli maleńtas. taki wylotek. siedzi i nawet specjalnie nie jest spietrany a młodzieniec smyra go paluchem, japa mu się cieszy i tak se wedruje. z cudzym dzieckiem.
zagotowało się we mnie i grzecznie pytam, czy to jego. znalazł, w kółko golony i se wzion. bo se siedziało. no tyle mi trzeba było.!
chyba byłam niemiła. szybko odłożyl malńtasa. prawie na chodniku. debil. debil, półmózg, kretyn i jeszcze raz debil. odłozył Młąda w krzaczory. moze rodzice znajdą malucha.
ludzie!!! nic małego nie zawłaszczać! to to ma starych do opieki!
ślepak jestem, wiec podchodze bliżej. i co widzę? na dłoni onego siedzi wróbli maleńtas. taki wylotek. siedzi i nawet specjalnie nie jest spietrany a młodzieniec smyra go paluchem, japa mu się cieszy i tak se wedruje. z cudzym dzieckiem.
zagotowało się we mnie i grzecznie pytam, czy to jego. znalazł, w kółko golony i se wzion. bo se siedziało. no tyle mi trzeba było.!
chyba byłam niemiła. szybko odłożyl malńtasa. prawie na chodniku. debil. debil, półmózg, kretyn i jeszcze raz debil. odłozył Młąda w krzaczory. moze rodzice znajdą malucha.
ludzie!!! nic małego nie zawłaszczać! to to ma starych do opieki!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz