niedziela, 30 października 2016

debil wieczorowo poro

o urokach pracy 17,5/24 nie ma co pisać. wracam umordowana do ostateczności na przysłowiowych ostatnich nogach. Wracam średnio przytomna, ale nie na tyle by mieć zwidy.
idę parkową alejka. idzie trzech. z daleka można poznać, że to rodzaj męski po sposobie chodzenia. słychać z oddali dźwięki rozmowy. inne. ok. niech będzie byle nie.....(wstawić dowolną nację niekoniecznie miło kojarzącą się). mijamy się i ....zaskok. i błysk myśli-klauni w Pl? nie! to chujowini. od chujowin. tej nowej świeckiej goownianej tradycji rodem z chorszego landu. poprzebierane to to na czarno, gębusie w maskach. a huk z nimi. ida dali. ida para. on i ona. piękni kufa cali oboje. odwaleni oczywiście pogrobowo. cylindry i maski i wogle. generalnie mnie to by nie obchodziło. w innych okolicznościach. ale zbliżają się Zaduszki, Dziady, Wszystkich Świętych i jakby jest pewien dysonans między naszym a ichnim.
ech...ja sama nie wiem jak to będzie w tym roku. może uda mi się gdzieś pojechać. na groby. może?  umęconam, kopytka muszą odpoczywać trochę i kadłubek. ech... życie


środa, 26 października 2016

co gra w saganach?

co tu gadać. jestem zadowolona. na dziś wszyscy fajni. nikt nikomu na ręce nie patrzy bo i nie ma czasu. każdy ma swoją działkę do zrobienia.
czym różni się moja praca od domowej? większą ilością wszystkiego. czyli saganów do umycia. ale nie tylko. również uczę się przygotowywania różności, wstępnej obróbki produktów. nie tylko większa ilośc, ale i gabaryty niektórych saganów po byku.
powiem Wam na ucho, ze jest  jeden dyrcio taki mniamniuśny, że szok. ciastuszko pierwsza klasa. :D
tia, i wersalito także hula. dzię dobry, uścisk dłoni i wogle, ach miło mi, ach, żegnam, ach i och. oczywizda to żarty, czasem lekka kpina. i supcio. wprowadza trochę życia w monotonię czynności codziennych.

a w domowych saganach raczej cisza. bo jakby nie mam potrzeby gotowania. Młąda czasem coś wrzuci na gaz. bidy ni ma.

w obrębie moich zainteresowań oczyświście gansiki. łapki powoli szykuję na koszenie. ale mużę mieć dobry nastrój by zacząć działćć w temacie.

ze spraw poza saganowych-zwycięzca bierze wszystko, czyli w świecie cisza dotycząca zbiorowego ludobójstwa przez brytfannę w Indyi. w czasie II wojny światowej.
czy jest jaki rząd z czystymi łąpkami?
z rzeczy śmiesznych/strasznych- nasza pani Premier chce wprowadzać sankcje dla Rosji.
uwierzcie, mało się nie posiusiałam ze śmiechu. choć jako kolejny stan usiech ....wszystko ise zdarzyć może. niekoniecznie fajnie. 

poniedziałek, 24 października 2016

praca po polsku

-szefie, pracuję już od tygodnia, czy jakąś umowę dostanę czy cóś?
- tak krótko? żeby dostać umowę to trzeba popracować. przynajmniej miesiąc

jesteśmy trzy na zmianie. niedzielny wieczór. roboty od cholery.
szef-za dużo Was jest. dwie idą do domu. jedna zostaje.

dziewczyna je obiad. należy się każdemu pracownikowi. przyłazi manager i patrząc Jej w zęby
-ketchup  musztardę trzeba przynieść
prócz niej jest jeszcze kilku kelnerów
ona-jem obiad
manager stoi i patrzy w zęby. ona ze spokojem je. ten przebiera kopytami. stoi i się gapi. i coś docina.
ja nie zdzierżyłam i palnęłam
-ale przerwa socjalna się należy, taka półgodzinna. każdemu. prawo pracy i te rzeczy
ona na luzie przy nim
-tu te rzeczy nie obowiązują

no i fakt. lata się od jednego zajęcia do drugiego. ciągle na nogach. obiad 3 minuty i sruu. pa dymka to sekundowo na czas. i to jedyna okazja by stanąć w miejscu. o tym żeby przysiąść nie ma nawet mowy.

sobota, 22 października 2016

czwartek, 20 października 2016

założenia

tia... szukałam peacy długo i namientnie. długo wysyłałam cevałki. lajkowałm różności na fejsbukowych profilach. jak panna młoda: jes, aj du, jes, aj du. ciągle. w końcu dotarło do makówki, że to głupiego robota. wertowałam gumtree, gratki, olxy i inności. i cięgle huk! no chooooj. /;
przysiadłam na chwilę i zrobiłam założenie: ma być blisko. żebym nie musiała dojeżdżać. a reszta mi lotto. poza sprzątaniem biur. bo to na akord niemal. tak. zaliczyłam i to.
zatoczyłam myślami koło w najbliższym otoczeniu i pokazało sieę od cholery różności. więc internet. więc numerek. telefonik i jadziem.
-dzień dobry, jestem Lu, dzwonię do pani/pana w takiej nietypowej sprawie. szukam pracy. czy u pani/pana są wolne etaty?
uwierzcie, są. jest gdzie się przejść. jest z kim pogadać. nie wszystko pasuje. nie wszystko się potrafi. ale w końcu jest.
zyskałam zaszczytną pracę na zmywaku. jest? jest! pracuję? pracuję! zarabiam? zarabiam! i o to chodzi. w pewnym wieku nie ma co kaprysić. korona na bok i leciiiim.
pogratuluje ktoś ? ;)

poniedziałek, 17 października 2016

solution

tytuł w sam raz do wcześniejszego posta ale doskonale pasuje i do tego.

co mi daje mój świr, moje hobby, moje gansy. mega, mega duzo. konkretne nie oparte na doopie Marynie spotkania w necie z ludżmi, zwykle kończą się na realu, na co się bardzo ciesze, bo mnóstwo młodych ludzi jest zagęganych. kontakt z ludźmi z całego świata. dosłownie. także z młoda naszą emigracją. czy ja 4 miesiące temu mogłam przypuszczać, że będę gadać z profesorem z Kolumbii? czy z temperamentnym, nieco grubiańskim Włochem. czy do głowy by mi przyszło, że będę się spierać i udowadniać swoje w opozycji do młodych-wszystkowiedzących. i wygrywać potyczki słowne?
że z rozbawieniem będę oglądać młodego filipinczyka, który gada do swojego urządzenia? że uznam, że pewna forma materii jest uczalna i kontaktowa i można ją jakby wdrożyć na własne usługi? potrzeby?
w życiu!
czy przypuszczałam, gdy 5 miesięcy temu, zacznę terapię, że będzie mi lepiej, pogodniej, spokojniej. że zabiorę się za remont domu, że znajdę pasję inną od wszystkich, że sama sobą zacznę sensownie szukać pracy, że z przyjemnością myślę o sobie, jak o kimś normalnym, przeciętnym. zwykłym człowieku. że odessałam się od ambicji moich przodków. ich życie to ich życie. moje to moje. i mogą mnie cmoknąć. szczególnie, że większość już po drugiej stronie, ale ich słowa i sugestie żyły we mnie.
niestety tak bywa. temu bardzo trzeba uważać co się przekazuje dzieciom.
moja psycholog jest pod wrażeniem. mówi, że jestem zupełnie inna. jakby inny człowiek. z pasją, parciem do życia, otwarta. odrabiająca swoje zadane lekcje.
ona to widzi. ja czuję i mam potrzeby zmiany. z różnych powodów. różnych rzeczy.
to co mnie zachwyca i zaskakuje-sytuacje, które doprowadzały mnie do szału, teraz przyjmuję na luzie. wchodze w nie. pozwalam sobie obserwować, wyciągam wnioski. są rzeczy, których jeszcze nie opanowałam, ale i to się zmienia. krok po kroku.
ps. cichutko wam się przyznam. ostatnio nie mam ataków paniki

nie mam niechcieja

ja po prostu nie mam czasu, choć to wydaje się nieprawdopodobne.
ot dzisiejszy dzionek.
porannie: czyszczenie kociej kuwety, kawa i przegląd info na forach zakręconych tak jak ja ludziów. bez tego i wymiany informacji trudno czasem ruszyć ze swoimi projektami. potem najazd babelota. więc rozpakowywanie, życie rodzinne, jakaś szamka no i płukanie gansików. to już rytuał codzienny. następnie wypad na rozmowę w sprawie pracy. w międzyzasie jakaś herbacina, coś do przekąszenia dla starszej.
popołudniowo:  tuptanie na terapię, potem domowo obiad, przepierka, sagany do utylizacji, pogadać i coś porobić w domu trzeba
wieczorowa pora: przygotowanie kolacji, sagany, wymiana info, lekkie porządki i dzień znika jak sen złoty.

ja nie wiem, czy tylko mi te minuty i godziny tak przeciekają między palcami? nie mam pojęcia. w domu dokoła to samo. w jednym kącie się sprzątnie a już drugi zarasta.


środa, 12 października 2016

dam dupy za miskę zupy, czyli dlaczego nie lubię polskiego rządu.

pewnie ten post nigdy by nie powstał, gdyby nie groźby, broń buk karalne, pojawiające się co i raz na mordotwarzy. groźby dotyczą zdarzeń mających nastąpić w 2-17. czyli przymusowemu dodatkowemu szczepieniu pt HPV, przeciw rakowi szyjki macicy. od tej szczepionki odchodzi cały świat, mimo, że nie była obowiązkowa, z powodu powikłań poszczepiennych. hooj! polska będzie jedynym krajem na świecie gdzie szczepienie będzie przymusowe. JE DY NYM!!! i może bym to mimo wszystko olała gdyby nie pewien drobiazg. otóż, Jego Eminencja, Prezydent RP, był uprzejmen podpisać ta ustawa w dzień po zaprzysiężeniu.
otóż głosowałam na PiS w jednem celu, o ile moja skleroza pozwala mi pamiętać. w celu odebrania mojego cennego głosu PO i innym równie atrakcyjnym organizacjom nieporządku publicznego. wniosek jest jeden, ten rzad i alternatywne wiszą mi kole skarpety. kurtyna.
na blogu Stardust dałam nieopacznie upust swojej niechęci do USiech. i ichnich prezydentów. pudło. to nie to mniejsce. czas może ok. Wyrażam niechęć bardzo dużą do onych, jako pieczętujących co najmniej 60 wojen od czasów II wojny światowej, w różnych zakątkach świata. wszędzie kufa bronią swych interesów.
wkurzają mnie otwarte jak szeroko granice dla obcokrajowców. jak sobie obliczyłam to jest ich już ponad 10% całej populacji. ja rozumiem. wojna i te rzeczy. ale ilu Ukraińców uciekło przed wojną? ilu Wietnamczyków? ilu Białorusinów?
Bywa, że jadąc metres nie słyszę innych rozmów jak po angielsku, hiszpańsku, portugalsku, wietnamsku. arabskiego jeszcze nie choć coraz kolorowiej się robi choćby na moim osiedlu. nie, nie jestem razistką, tylko jakby bliżej mi do słowian niż innych kultur.
no i chCETA czy nie chCETA będzie CETA. wiecie pewnie z czym się wiąże. z żarciem zza adriatychu. głównie z gmo bo i jak by inaczej. bez obowiązku informowania o tym. TIPPsy jeszcze dochodzą. więc będzie radośnie, będzie się działo.
o piedylionie rzeczy w stylu kinderniespodzianek nie wiem. i nie chcę wiedzieć. nie mam pojęcia jaki kolejny pasztet do przełknięcia nam szykują. ebją propagandą Hilarii. szczerzą trupa. miotają miłością niewzajemną a lennopoddańczą. omg...
gdybym tylko mogła i miała środki spierdzieliłabym do ruskich. słowo! nieba tam z pewnością nie ma ale przynajmniej mogłabym być dumna z wodza. (( pomijam świadomie niefajne rzeczy )). a nie jak u nas wodzu wozi się po kraju i wygląda to moim okiem tak: rąsia-micha i zagrycha. i tak co dzień. jak nie w pl to szlajanko poza. blech...

poniedziałek, 10 października 2016

ku lepszemu

wiecie doskonale ze zabrałam się za swoje pudełko na człowieka. zaczęłam się sypać. tu bolało, tam strzykało, siadła mi psychika i ogólnie było do kitu.
co z perspektywy roku się zmieniło?
1. chodze na terapię. raz w tygodniu mam spotkania z psychologiem. czy są efekty? jakieś są. głównie Młąda marudzi, jesteśmy razem na wciąż, że się zmieniłam. 
2. w miarę mozliwości staram się unikać glutenu i nabiału. czasem się nie da a czasem coś napokusi i potem płacę frycowe. alergicy wiedzą o czym mówię..
3. stosuję różne dodatki. okrzemki, czystek, węgiel aktywowany.
4. no i korzystam z pena. wynalazek Mika Nassifa. genialna rzecz. przy małych bólach głowy wystarczy się nim pomiziać po łepetynie jak grzebieniem i ból przechodzi.opinie ze świata na temat pena są jednoznacznie pozytywne. likwiduje ból od ręki albo w ciagu kilku minut. nawet te migrenowe. 
5. na co dzień nosze przez kilka godzin bransoletkę z liquid plasma. wszelkie dolegliwości bólowe związane z codziennym życiem są mi już w zasadzie obce. kolejna rzecz to wyciszenie. uspokojenie. coś czego od lat we mnie nie było. po prostu luz.
6.czasem dopada ból głowy. jak pierdyknie torebka międzykręgowa lub jak jest jakaś burza ze słoneczka. tu nie ma zmiłuj się. nawala tal, że przestaję myśleć, staję się drażliwa. na burze opracowałam metodę. spryskuję okna liquidem i ból przechodzi w ułamku sekundy. na ten drugi rodzaj to Młąda już się przeszkoliła. spryskuje mi głowę liquidem.i spokój z bólem i krótkim loncikiem.

chodzić mogę godzinami o czym przekonałam się ostatnio. cały dzień w lesie. ciągle na nogach bez chwili przerwy. wróciłam do domu świeża jak poranek, gotowa do dalszego działania. nie ma problemu ze schodami. nie ma problemu z aktywnościa. po prostu robię to co jest do zrobienia. bardziej mnie męczy brak aktywności. 

7. aktualnie siedzę w gansach pokarmowych, jak ktoś ciekawy to sobie ogarnie temat. ja dobrze się z tym czuję. 
8. przetestowałam pena na zanieczyszczonej wodzie. działa. przetestowałam sodę na równie brudnej. fajna rzecz do jej oczyszczania. syf wytrąca się na dole. reszta do użytku. tak mniej więcej 50% od góry. można używać do podlewania choćby roślinek. to samo z sodą kaustyczną. 
9. staram się choć raz dziennie mieć jeden posiłek z warzyw lub owoców. robię czasem musy owocowe, napoje z zielonego, podjadam tachini. ma dużo wapnia. pojadam orzechy, wracam do siemienia lnianego. marzy mi się dobra chlorella do pary z kolendrą. ale chwilowo poza zasięgiem. poźrywam nori zamiast. ryb unikam jak morowego powietrza. szczególnie atlantyckich, z morza północnego. nawet tych prawdziwnych łososi z alaski nie tykam. dziękuję Ci Fukushimo! :/
10. z dezodorantów zrezygnowałam całkowicie. wolę się kilka razy dziennie myć. szampon z dziegciem babuszki agafii choć tęsknię za mydlnicą. ma fenomenalny wpływ na włosy. 
11. z proszkiem do prania musiałam się przeprosić. szlag trafił pralkę, więc muszą ogarniać ciuchy ręcznie. i tu kolejny postęp. kręgosłup nie boli. skłony wykonuję jak młodociana akrobatka.
12. zapodałam sobie do domu szałwię. szczersze polecam. okadzenie mieszkania, domu bardzo oczyszcza atmosferę. szczególnie biała jest dobra do tego. 

i to by było na tyle chwilowo. podsumowanie kolejnego roku za rok. w temacie zdrowia oczywiście.

no nie. jeszcze nie wszystko. rzecz istotna to usunięcie z własnego otoczenia ludzi toksycznych lub przynajmniej ograniczenie kontaktu z nimi do minimum. ktokolwiek by to nie był. nawet własna rodzina. nikogo się nie zmieni. nikogo nie zmusi do niczego. na innych nie ma się wpływu. a użerać się, kopać się z koniem, konfrontować? a po co mi to?

i pozamiatane



widzicie ten płyn z osadem po lewej stronie. ten płyn właśnie to moje lekarstwo. zrobione własnoręcznie. i kilka innych też. nie potrzebuję żadnych Apapów, żadnych leków przeciwbólowych. noszę go sobie w formie bransoletki. działa cały czas. Pogromca bólu. jednocześnie zdecydowanie poprawia nastrój. tonizuje. poprawia koncentrację i pamięć. taky!  mogę tylko powiedzieć, mimo moich różnych wątpliwości: dziękuję panie Keshe.

stało się. przedpokój odświeżony. trochę śmiesznie wygląda bo do zrobienia zostały drzwi. potrzebna też wykładzina na podłogę ale już jest o niebo lepiej.
przyjechała Mać. popatrzyła i zaczeła dawać dobre rady. wrrr....
przyjechała i nadaje o pierdołach mało przyjemnych, zupełnie mnie nie interesujących. byłam mało przyjemna. nie toleruję tego. plotek, snucia domysłów na podstawie jednego zdarzenia. głupie to i podłe.
przyjechała, zajrzała do mojego pokoiku: ale tu bałagan jak u Cyganów.
po pierwsze u Cyganow jest czysto. po 2 jak ma być porządek skoro jest tu chwilowo składzik wszystkiego z przedpokoju. pieron mnie trafił. ostatnio tak mam, że na nerwie zabieram się za robotę. więc sory mamuś ale jesteś czy Cię nie ma, malujemy dalej.
zanim wyjechała ściany już schły.
zanim dojechała podłogi były umyte, szmaty w szafie już wisiały. wszystko odpicowane poza żyrandolem. ale to już dziś.
oczywiście nie omieszkałam o tym ją powiadomić. ją i ciotkę. no i oczywiście:
- oj narobiłaś się - no a kto? krasnoludki by zrobiły?
-oj, to jutro będziesz obolała - sory, dane nieaktualne. wstałam jak nówka sztuka nieśmigana. nic nie boli. nic nie strzyka. jest dobrze.




niedziela, 9 października 2016

zwykły szary dzień

echo w ludówku mobilizuje. zastanawiam się gdzie po zakupy? Biedronek? nie. bio? nie. hala? nie.
w końcu coś się odklapkowało i jest, strzał w punkt. bazar na Wawrzyszewie. Świeże warzywa, wybór nabiału dosyć duży. itd
mówię , żeby zabrać wózek zakupowy. nie. a po co? dam radę. ok. jak dasz to dasz. ja targać w rękach nie będę. 
z każdym stoiskiem przybywa ciężaru. plecak ma już wypakowany na maxa. torba zakupowa też przyrasta kilogramami. targa dzielnie. 
o pierdołach w stylu ziemniaki pisać nie będę. z fajniejszych produktów udało się nabyć świeże zioło majeranku, tymianku i o dziwo kolendrę, w doniczce, o którą jakoś trudno w tym roku. pachnie to wszystko obłędnie. no i na próbę pyłek kwiatowy. 
Zbieramy się już do domu. sugeruję jeszcze jakieś mięcho. wabię- może chociaż że dwa kotlety schabowe. wiesz. w paniereczce i te rzeczy. Młada rzuca okiem na ladę i podniecona krzyczy:
-golonkę!
no tak. drobna chudzina kocha golonkę :D
będzie jedzone standardowo. ja kawałek skórki, bo lubię. ona mięsko, którego z golonki nie lubię.wilk syty, owca cała. przynajmniej wiem, że coś zje. bo prawie nic nie jada.
wieczorem rosół juz mruga w saganie. na kolację jajka faszerowane. dzieło Młądej. ja w standardzie dodaję musztardę Dijon. mam na nią fazę od lat. żadna inna tylko ta. ostra, wyrazista w smaku. 
we związku z odświeżaniem mieszkania postanowiłam pozbyć się pierdyliona przydasi. przez chwilę było przestronnie. potem doszły słoiki z suszonymi ziołami, zioła dydnadją na obsranym już przez muchy łańcuszku. przybyło sprzętu. a to sagan elektryczny do ryżu, a to robot kenwooda. 
z tym robotem to śmieszna historia. a to mega sagan z serii - niezbędny w domu - nabytek Macią. patrzę na tego potwora i w zasadzie gdyby nie to, że wydała na niego majątek, to pizdłabym między bruzdy. no bo powiedzcie, komu poczebny sagan 25 litrowy????? na co? co ja w nim będę gotować. sam sobą waży odpowiednio. kocham zakupy mamuśki!
z serii - myślę inaczej - nabyła ostatnio pierdylion ręczników. ładne, nie powiem. porozkładała dokoła siebie i - mata. wybierajta, która chce jaki? grzeczna byłam. ograniczyłam się do jednego, żeby jej przykrości nie robić. wybrała dla siebie. reszta - ten dla Alaski, ten dla Lali, ten dla Drabka. no kufa! kto bogatemu zabroni ładować nowiuśkie ręczniki psom pod doopska? wyszłam bo byłabym bardzo niemiła. 
pojechałam pewnego dnia do sklepu po zakupki w stylu mały chemik. brakowało mi blachy cynkowej. nie ocynkowanej ale cyn ko wej. można kupić mizerny kawałek za 3 dyszki z górką, ale jakoś mnie to nie kręciło.i tak mijając sklepy w onej okolicy i hurtownie, postanowiłam zajrzeć do kontenera na odpady. bo może coś tam? no i był. wyebany nowiutki robot kenwooda ze wszystkimi dodatkami. więc zgarnęłam ustrojstwo z myślą, że pewnie zepsuty, ale naprawa będzie tańsza niż nowy. dobry był, sprawny. i szczerze nie ogarniam tematu. no nie ogarniam. jak można wypierdzielić sprzęt NOWY za ponad 1000zł do śmieci. 
jednemu zbytek, dla mnie zysk. mam super sprzęt. łącznie z michą i mieszadłem do wyrabiania ciasta o czym w cichości serca marzyłam od chwili gdy zobaczyłam ten wynalazek. 

w przedpokoju szafa na środku otulona folią. komoda zafoliowana. malujemy w końcu. bo w końcu zrobiło się chłodniej. malowanie =ból. ból głowy. i z powodu tych torebek międzykręgowych, co to se lubią pękać przy  skrętach i przechyłach i z powodu zatrucia gruntem do ścian. 
zostało tylko pomalowanie i już się boję. 
o reszcie nie ma co mówić bo wersja standardowa. mycie. przestawianie szafy. a klamot waży  pińcet. o pińcet za dużo.
wieczorem seans filmowy. czasem tak mam, że ciurkiem oglądam 2-3 filmy. telewizor szczęściem szlag trafił. najbardziej doskwiera jego brak Babci. ja jeszcze mam odruch, gdy wracam do domu, żeby go odpalić. nie ma i nie będzie. no może monitor żeby na dvd coś obejrzeć. ale bólu nie ma.

ból jest tylko z brakiem gotówki a raczej z możliwością jej zarobienia. 2 oferty pracy a w zasadzie 3 poszły w pireneje. jedna bo zobowiązałam się pewnej osobie czasowo. słowo to słowo.
pozostałe szlag trafił z prozaicznego powodu. brak kasy na dojazdy. a i tak jestem mistrzem przetrwania. 2 tygodnie z Młądą i stadem zwierzaków za 100zł. 
na pierdylion - tak, chcę pracować, te 3 pozytywne. ale nie ma co się łamać. tak w życiu jest ze na 100 wysłanych aplikacji, 100 taków, jest jedna odpowiedź. standard. im więcej się wyśle tym większe szanse na sukces. a jak do tego dołoży sie wędrówka z cv po różnych instytucjach to szanse jeszcze rosną. więc spoko. nie ma bólu doopy. 

sobota, 8 października 2016

jak w nagłówku

mam ten "talent" ze zawsze wleze na jakieś stronki niekoniecznie bardzo uczęszczane. nie da się ukryć, że różne teorie mniej lub bardziej sensowne są dobrą pożywką dla wyobraźni.
lata temu dopadłam Denikena. przed nim były Mity różnej maści. in tractu fantastyka. Lem, Roger Żelazny, Ursula le Quin, Sniegow oczywiście. i wielu innych.
w dziecięcej naiwności wypatrywałam Twardowskiego na księżycu, Baby Jagi na miotle, krasnoludków, aniołów.Grzecznie zjadałam kolację, żeby cygan mnie nie wsadził do wora. i takie tam.
dziś bajki dla dorosłych są na półkach bibliotecznych i w necie.
czasem trafi sie na hasło "ziemia jest płaska" i włącza się spiskowe myślenie: czy to awego rodzaju przygotowanie do integracji z islamem? huk wi. w każdym razie ten nagłówek pojawiał się w okolicach mojego profilu co chwila. wlazłam w temat. obejrzałam. wnioski? bez. no bo i jakie. ale efekt jednak był. zajrzałam w googlacza w poszukiwaniu tego o czym doskonale wiemy, że jest. czyli tych pierdylionów satelitów, tego złomu kosmicznego, co to wisi nad nami i grozi, przynajmniej w teorii, zwaleniem na łeb.
i trochę się zdziwiłam, bo poza głównie graficznym przedstawieniem złomu kosmicznego, poza stronką, która ma monitorować satelity wszystkie - a wymienione są 4 czy 5 - z czego sledzona - oczywiście tylko graficznie :D - jest tylko jedna,
nic to, myśl światła przeleciała mi przez głowę, wlazłaś na niewłaściwą stronę.
wygooglałam grafikę satelitarną. i znów grafika. kilka niby fotek ziemii z białymi paprochami. zero informacji skąd i przez kogo zrobione.
okej. głupek jesteś. nawet tegp co wszyscy widza i o czym wiadomo od dawna nie mozesz znaleźć- myśle sobie.wygooglałam tego gościa, który lotem bezwładnym z otchłani kosmosu spadała ma ziemię. wygooglałam filmik z onym, oczy do bólu wrapiałam w piękne okoliczności przyrody w poszukiwaniu tego złomu, w poszukiwaniu tych satelitów i chooj. nic, zero. nul. poczatek-gość w kapsule, widoczny doskonale. lot obserwowany z ziemi, znaczy się sylwetka skoczka, w formie maza. trochę to dziwne, bo przecież techicznie mamy wszystko opracowane. lądowanie mało mnie interesowało. szukałam złomu na firmamencie i nie znalazłam.
może Wam się uda.
kolejny kamyczek do koszyczka nieogarniętej to Einstein. jego teoria względności i inne mądre rzeczy. od miesiąca lata w moich okolicach info, że to bzdura, fałsz. wzory i wyliczenia wymuszone dla celów sobie tylko wiadomych, przez gremium naukowe tamtych lat.
dziś madrzy zaczynają rozpracowywać te wzory i teorie  i wychodzi na to, że faktycznie kiszka.
doopa jestem z fizyki. doopa z astromoni tudzież z matematyki. poziom akademicki jest od mła odległy o lata świetlne. niech kombinują. mnie to lotto.
Żarcie. nie da się ukryć, że to coś co pochłania sporą częsć domowego budżetu. cokolwiek by to nie było.
tu juz świadomie przeglądam wszelkie dostępne informacje. i nie tylko dotyczące jedzenia ale i wody. Tak. Polecam zapoznać się z profilem na fb Masaru Emoto i wogle z badaniami japończyków na temat wody. konkluzja - woda z kranu jest martwą wodą. trzeba ją ożywiać, energetyzowac.
woda jedno. zarcie drugie. żaecie przerobione i nafaszerowane należy omijać szerokim łukiem. to oczywista oczywistość. żarcie marketowe w zasadzie też, choc i produkty organiczne tam bywają. oczywiście, można sie nabijac ze eko to nie eko, że sciema, ze tez ma syf. w zasadzie i tak i nie. syf ma bo musi miec. jak wszystko dokola. ale nie ma pestycydow, rundapow i innych blaci. no i nie jest GMO. a to juz duzy plus. nawiasem mowiac ja juz rodzic nie bede ale pozeracze marketowi w wieku rozplodowym, maja duze szanse miec kiedyc potomkow ze swinskim ryjkiem czy mysim ogonkiem lub innymi rownie atrakcyjnymi dodatkami.
piszac o wszechobecnym syfie mialam na mysli nie tylko smog, chemitrails, ale i swiezonke z czernobyla i newsa ostatnich lay, o ktorym cicho, cichusienko, czyli Fukuszime. no jak Wam sie wydaje? jak tam sytuacja wyglada? A wyglada interesujaco.
Od poczatku. tsunami, pizgnela elektrownia. syfek radioaktywny pod postacia kilku skladnikow wyciekl i wycieka do Pacyfiku. Krązy pradami roznymi wokol Japoni i okolicy. We 2 dni dotarl do wydrzeży USiech. Kanady. Zaiste zabawne. W Japonii zachorowalnosc na raka wzrosla o 300% a to dopiero poczatek.
hula se to dobro po USiech. pradami jest juz w zasadzie we wszystkich morzach i oceanach. powietrzem jest juz wszedzie. wszak woda paruje. cieple prady morskie pomagaja w tym. pomaga takze fakt, ze w okolicy istnieje coś co nazywamy Pacyficznym Pierscieniem Ognia. taka mega kaldera. też doklada do pieca. temu tez nawet te produkty org i bio są zsyfione. ale mimo wszystko zdrowsze. z jakas energią życiowa. można domowo sprawdzic. ostatecznie zrobienie zdjecia Kirlianowskiego to nie robota na miare Nobla. schematy budowy aparatu dostępne w googlaczu.
no tak znow sie rozpędzilam. bo w zasadzie chcialam o goownie, no ale bez zarcia ten temat nie powstanie. schemat: paszcza-jedzenie-trawienie w przewodzie pokarmowym-wydalanie. znane? znane z codziennej autopsji. tylko czemu tak jest że w zasadzie to wszystko co zjemy to wydalamy? czy ktos to badal? ano tak. Roznica pomiedzy zezartym a wydalonym wynosila kilka gramow. to czym my żyjemy? co jest naszym paliwem? domyślacie sie? kochani. chemia. nic tylko chemia, budowa atomu. trochę fizyki.
tak. jesteśmy wziorem uporzadkowanych atomów. żywimy się polami energetycznymi onych. koniec i kropka!
im świezsze jedzenie, organiczne tym bardziej energetyczne. jemy mniej, jestesmy zdrowsi, bardziej energiczni. zdrowiejemy. nasze pole energetyczne się odbudowuje.
co nam jeszcze pomaga? nie śmiać się proszę! modlitwa. bez względu na religię. ma to samo pasmo. 8 hz czy cóś. jak kogoś to zainteresowało, to niech se wygoogla.
kolory mają swoją częstotliwosć, dźwięki również.
poszukajcie łobrazki, fotki Masaru Emoto. Jak piękna jest rozetka wody pod wpływem muzyki Mozarta a jaki shit pod wpływem metalu. jak piękna jest wibracja-dziękuję, wdzięczność. a jakie paskudztwo powstaje na słowo Hitler itd
tak. słowo może dać życie i może zabić. tworzy strukturę właściwą danemu słowu w człowieku. w jego organizmie. myśl ożywia. myśl zabija.
o strukturze wody można duuużo. strukturze wody w człowieku. poprzez nią możesz nawiązać kontakt z każdym bytem na ziemi.
no dobra. zostawiam Was z Waszym czasem i myślami .

poniedziałek, 3 października 2016

wymiękłam


https://www.facebook.com/brad.morris.758/videos/1098897373558918/
jak widać to nie mój profil. ja jeno udostępniam

jaka ja

czytam różne blogi i profile na fb. czasem śmieszne, czasem straszne a za kazdym jakiś człowiek i jego życie.
nie to że podgladam. tylko czytam. patrzę. wyciągam wnioski.
jakieś koszmarne ilości przodowników, altruistów sie porobiły.
jeden walczy ze wszystkim. z żydami, komuną, uczestnikami okraglaka, jest przeciw a w zasadzie to chyba sam nie wie, aborcji, walczy z ceta i innymi tipami na fejsie. :D na zasadzie "udostępnij". krytykuje co się da.generalnie misjonarz. z kagankiem coby ciemny tłum oświecać. od lat
inni produkują pseudofilozoficzne wypociny nudne jak jasna cholera.
czasem zdarzy się ktoś, kto postawi swój świat i światopogląd do góry nogami. socjologicznie ciekawe o ile i temat jest interesujący.
generalnie wszystkie różnice zawierają się w wariacjach na temat. jakiś. jakikolwiek.
nie znam nikogo kto rzuciłby wszystko w pireneje i potuptał w świat.
znam za to takich, którzy namiętnie, lub czasem odnoszą się negatywnie do opcji korpo na zasadzie "udostępnij", pieniądz - udają oczyswiście- nie ma nadrzędnej wartości a jednocześnie orzą i awansują właśnie w korpo.

a ja? cóż, nie da się ukryć, dzień zaczynam od czyszczenia kuwety ;)

sobota, 1 października 2016

5 lat po

tak. to już mineło 5 lat od fukushumy. myślicie czasem o tamtym zdarzeniu? pewnie nie. zabiegani, układajacy sobie życie, budujący, walczacy o przetrwanie. a szkoda!
zróbcie chociaż dla siebie tyle by wejść na yt i pooglądać filmy na jej temat. i tego co aktualnie daje nam fukushima. tak. daje. 5 lat po praktycznie cała ziemia jest skażona. pacyfik?? oczywiste. atlantyk? oczywiste. oczywiste, że nikt przy zdrowych zmysłach nie jada ryb morskich. do rybnego tylko z licznikiem geigera. na taka sytuacja.
to nie dowcip, nie żart, nie plota czy historia wyssana z palca. podobno nic dwa razy się nie zdarza, niestety. czernobyl, fukushima, parujący pacyfik. a najśmieszniejsze jest to, że wielu szuka szcześcia na filipinach. tak blisko miejsca dramatu. najśmieszniejsze? tragiczne? tragiczne są komentarze naukowców, tytuły tych filmów. dają do myślenia.
zaiste zabawne. bo nie wiadomo czy smiac się czy płakać z chemitrails. bo moze jednak te opryski w  jakis sposób nas chronią. nie, nie pisze o smugach kondensacyjnych. te to inna bajka choć w efekcie i tak spadają z deszczem, niesione wiatrem na ziemię.
jak zwykle przynudzam, ale ten typ tak ma.
macie mikrofalówkę? zróbcie test. poświęćcie jedną roślinkę. zagotujcie w mikrofali wode, ostudźcie i podlejcie nią kwiatek. róbcie to przez tydzień lub dwa.
leczycie się, kupujecie leki. sprawdźcie czy czasem producentem nie są chiny. mimo logo zacnej firmy. sprawdźcie dla własnego dobra. 80% danych dotyczacych badań nad lekami produkowanymi w chinach jest fałszowanych.

trudno. kijem wisły nie zawrócisz, pacyfiku a w zasadzie wszystkich oceanów nie oczyścisz. nie ma takiej mozliwości. nie powiesz korei północnej, żeby nie robiła prób z atomem. nie ujrzysz co się dzieje kilometry pod ziemią. co robia a czego nie.

żyć trzeba. cieszyć się chwilą, śmiać, kochać. pracować i czerpać z życia pełnymi garściami. i tego Wam zyczę.

PS. nie pytajcie, jak pewien młody człowiek, czemu media o tym milczą. o czernobylu też milczały przez najbardziej krytyczny czas. teraz jest lepiej. jest internet, wszystko podane na tacy. wystarczy poszukać.