środa, 8 kwietnia 2020

Ogarniania cd

Przyszedł ozonator. Mały, poręczny, fajniusi. Będzie działać.
Podlewam ogródek bo to że posiane nie wschodzi - pal licho, ma czas. Gorzej że trawa sucha jak pieprz. Trza polewać bo dosiałam trawy. Potem jeszcze sypnę koniczyną.
Chyba już czas na sadzenie Pyrków. Mam mieszane uczucia. Poczekam jeszcze trochę.
No i w Arktyce dzieje się.
Ale od początku.
Pierwszego wieczora coś napierdzielało tak że ściana zadrżała, ale do Berdyczowa nie wlazło.
Jak pisałam - światło w Arktyce i wogle korki pizgły. No ciemność normalnie. A zięciu zrobił dobrze. Była jasność jesienią. Wszędzie.
Sprawdzam co jakiś czas ubytki korkowe w jasności i korki są ok.
Wczoraj wieczorem a w zasadzie nocą przychodzi Młąda do mnie - mamo, światło się świeci w dużym pokoju - w Arktyce.
Zapalałaś? Ni! Nie wchodzę, nie zaglądam, chyba że muszę. Użytkuję kuchnię, łazienkę i kibelek. Tylko. Nikt tam nie wchodził. Ani ja, ani Babelot a Młąda tym bardziej. Zresztą już w tamtym roku się tam działo. Chałasy, ruszanie kołdry którą byłam przykryta czy babcia. Babelot wogle nie mógł spać nocami.  Ciągłe się działo w tym pokoju.
Jakoś mnie to nie zdziwiło albowiem ciotka mówiła że po śmierci będzie pilnować domu. A niech pilnuje jak musi. Ja jej nie bronię. Sprawdziłam który to korek, wyłączyłam światło i po zabawie.
Więc mamy ducha! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz