Siedź na doopie - mówią, siedź na doopie. Siedzę. Do czasu. Bo zakupy jednak trzeba zrobić. Same się nie zrobią.
Dzwonię do marketu, tego fajnego, bo proponują dowóz zakupów. No i kicha.
Dzwonię do piekarni, zakupy on-line bez rejestracji. Szybko, łatwo i przyjemnie. Miało być. Nic z tego. Serwer nie wytrzymał. A zakupy same się nie zrobią.
Więc wyruszyłam w te marsze.
Pierwsze. Cukier i mąka. Po 10kg. Huk z piekarnią. Chleb se upiekę. Prodiż stojący na stole w kuchni mruga zachęcająco szklanym oczkiem.
Kupiłam, odstawiłam do domu. Bez drożdży. Bo ponoć w hurtowniach nie ma.
Czas na drożdże. No i polazłam do delikutasów. Drożdże drogie 😁😁 - rachunek na ponad 200 i surprise. Za dobry rachunek gratis za grosik - moja ukochana czekolada z okienkiem. Ten mój chodzik to czyste błogosławieństwo. Bo i siedzisko ma i koszyczek pod siedziskiem. Teraz robi za wózek zakupowy 😁.
A potem apteka i ogrodnik. U ogrodnika przyłbica na łeb. Ta która wyjdzie poza działkę będzie w pełni zabezpieczona. Stoperów w aptece nie mieli.
Ale babelot pojedzie w pełnym rynsztunku. Przyłbica, rękawiczki, maska, wata w uszy i atomizer z płynem dezynfekcyjnym 😁
Potem tylko do Grosika po żarcie dla psów i kotów i ziemniaki.
Nie powiem gdzie mam nogi. Nie powiem co mnie boli, bo to i tak nic nie zmieni.
Czemu ja i tylko ja po zakupy?
Babelot z oczywistych względów. Wiek, słabość i tendencja do specyficznych zakupów.
Młąda nie - kupiłaby część niezbędnych rzeczy oraz furę słodyczy i chipsów.
Z zakupowych atrakcji doszła koza. Nie rogata a piecyk. Czemu? Nie mam pewności że dowiozą mi gaz w butli. Sąsiad radośnie - przecież na stacji benzynowej można kupić. Tia.... cóż to takiego przytargać przez parę kilometrów taki nabój na chodziku. Się nie pomyślało Panu. Bo pan ma samochód.
Teraz tylko do budowlanego po taśmę termiczną i jakieś spoiwo żaroodporne. Hm...chyba mam z ubiegłego roku.
Padłam jak pies Pluto.
Młąda nadaje wypominki. O wszystkich naszych zwierzętach. Byłych - na szczęście nie wszystkich. Bo bym osiwiała.
W sumie jest fajnie. Kot na memłonie, drugi na oparciu liże łapę, Lala pochrapuje, Babelot zmęczony gadaniem Młądej przysypia, Kluchość. poburkuje, Bu w końcu śpi, i Drabeł też. Piec cichutko mruczy.
A Młąda chce spotkać Matkę Bożą i dobrych kosmitów. Żeby ich poznać ich planetę. Itd, itp. Ogląda Sulejmana i nadaje. To się nazywa integracja rodzinna.
A miałam strajkować!
Dzwonię do marketu, tego fajnego, bo proponują dowóz zakupów. No i kicha.
Dzwonię do piekarni, zakupy on-line bez rejestracji. Szybko, łatwo i przyjemnie. Miało być. Nic z tego. Serwer nie wytrzymał. A zakupy same się nie zrobią.
Więc wyruszyłam w te marsze.
Pierwsze. Cukier i mąka. Po 10kg. Huk z piekarnią. Chleb se upiekę. Prodiż stojący na stole w kuchni mruga zachęcająco szklanym oczkiem.
Kupiłam, odstawiłam do domu. Bez drożdży. Bo ponoć w hurtowniach nie ma.
Czas na drożdże. No i polazłam do delikutasów. Drożdże drogie 😁😁 - rachunek na ponad 200 i surprise. Za dobry rachunek gratis za grosik - moja ukochana czekolada z okienkiem. Ten mój chodzik to czyste błogosławieństwo. Bo i siedzisko ma i koszyczek pod siedziskiem. Teraz robi za wózek zakupowy 😁.
A potem apteka i ogrodnik. U ogrodnika przyłbica na łeb. Ta która wyjdzie poza działkę będzie w pełni zabezpieczona. Stoperów w aptece nie mieli.
Ale babelot pojedzie w pełnym rynsztunku. Przyłbica, rękawiczki, maska, wata w uszy i atomizer z płynem dezynfekcyjnym 😁
Potem tylko do Grosika po żarcie dla psów i kotów i ziemniaki.
Nie powiem gdzie mam nogi. Nie powiem co mnie boli, bo to i tak nic nie zmieni.
Czemu ja i tylko ja po zakupy?
Babelot z oczywistych względów. Wiek, słabość i tendencja do specyficznych zakupów.
Młąda nie - kupiłaby część niezbędnych rzeczy oraz furę słodyczy i chipsów.
Z zakupowych atrakcji doszła koza. Nie rogata a piecyk. Czemu? Nie mam pewności że dowiozą mi gaz w butli. Sąsiad radośnie - przecież na stacji benzynowej można kupić. Tia.... cóż to takiego przytargać przez parę kilometrów taki nabój na chodziku. Się nie pomyślało Panu. Bo pan ma samochód.
Teraz tylko do budowlanego po taśmę termiczną i jakieś spoiwo żaroodporne. Hm...chyba mam z ubiegłego roku.
Padłam jak pies Pluto.
Młąda nadaje wypominki. O wszystkich naszych zwierzętach. Byłych - na szczęście nie wszystkich. Bo bym osiwiała.
W sumie jest fajnie. Kot na memłonie, drugi na oparciu liże łapę, Lala pochrapuje, Babelot zmęczony gadaniem Młądej przysypia, Kluchość. poburkuje, Bu w końcu śpi, i Drabeł też. Piec cichutko mruczy.
A Młąda chce spotkać Matkę Bożą i dobrych kosmitów. Żeby ich poznać ich planetę. Itd, itp. Ogląda Sulejmana i nadaje. To się nazywa integracja rodzinna.
A miałam strajkować!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz