Postanowiłam chycić się za mordę, postawić się do pionu czyli nie rozpier...czasu. Po prostu. Sama siebie kopać w zadek do czynności powszechnie uznawanych za konieczne.
Koniecznym jest zmycie garów, wyrzucenie śmieci i pirdyliony koniecznych ruchów. Sensu w tym za grosz, świata tym nie zbawisz, nie przyczynisz się do eksplozji empatii i wzrostu wyższych uczuć. Za cholerę. Więc nie rozumiem po co to? W zasadzie można uczynić z tego sztuke, celebrować jak czynią to gejsze tylko ja gejszą nie jestem ... ale może warto? Skupić się na prostych, powtarzalnych czynnościach a nie odwalać rutynowo.? Pobawić się można. Celebrujmy klikanie w klawiaturę - tak na początek :)
Rękodzieło me powiększyło się o komin-do zszycia, czapkę, łapkę do saganów, psiękny woreczek do nawonienia najbliższej okolicy. Odkryłam kilka par starych blu, starych i nowych i dla jemników postury-będzie co doszywać :), oraz napoczęłam robienie szala żakardem. Robota pierońska, przewijanie kolejnych włóczek, dłubanina. 120 oczek i 5cm długości-na razie. Swego czasu kupiłam 330 wzorów Burdy na drutach. Nie ma tu żadnych podstawowych ściegów, same zaawansowane, geometryczne, wypukłe no i żakardy. Ze starych zapasów-lata 80-te mam jeszcze jakieś pisemka ze wzorami niuwzględnionymi Burdą. Finalnie żaden wzór nie będzie się dublował. Dzieł focić nie będę bo jest tego pierdyliony w wujku Google, najwyżej szal na finał.
Dyscyplina czasowa jakoś mnie nie ogranicza. Kolejne punkty programu zaliczać będę, chiba, że coś pierdyknie w ciele mem nadobnem. Nie wiem czy to jakieś zwiądy starcze, czy co, czy moje pudełko takie fanaberyjne? Nie wiem! Operacja-niszczarka, znieczuliła i zdeformowała mi kciuk. Ponad tydzień temu pracowicie cięłam stare rachunki. Do dziś mam wgłębienie w palcu i nieczułość dziwną miejscową. A mówiłam, że hrrabiowskie raczki mam? :p
Od drutowania kark mi dolega :D, buahahahaha... tylko kwiczeć z radości, schody dobijają, kolano pobolewa, a jz z uporem godnym lepszej sprawy i tak stopniuję-w dół. 61 stopni.
Obserwuję siebie i możecie mi wierzyć, że bawi mnie to :D O ile nie boli bardzo. Wtedy tracę poczucie humoru i dystans. Wpadam w panikę. No i właśnie, panikara jestem. Tak mi wyszło :/
Koniecznym jest zmycie garów, wyrzucenie śmieci i pirdyliony koniecznych ruchów. Sensu w tym za grosz, świata tym nie zbawisz, nie przyczynisz się do eksplozji empatii i wzrostu wyższych uczuć. Za cholerę. Więc nie rozumiem po co to? W zasadzie można uczynić z tego sztuke, celebrować jak czynią to gejsze tylko ja gejszą nie jestem ... ale może warto? Skupić się na prostych, powtarzalnych czynnościach a nie odwalać rutynowo.? Pobawić się można. Celebrujmy klikanie w klawiaturę - tak na początek :)
Rękodzieło me powiększyło się o komin-do zszycia, czapkę, łapkę do saganów, psiękny woreczek do nawonienia najbliższej okolicy. Odkryłam kilka par starych blu, starych i nowych i dla jemników postury-będzie co doszywać :), oraz napoczęłam robienie szala żakardem. Robota pierońska, przewijanie kolejnych włóczek, dłubanina. 120 oczek i 5cm długości-na razie. Swego czasu kupiłam 330 wzorów Burdy na drutach. Nie ma tu żadnych podstawowych ściegów, same zaawansowane, geometryczne, wypukłe no i żakardy. Ze starych zapasów-lata 80-te mam jeszcze jakieś pisemka ze wzorami niuwzględnionymi Burdą. Finalnie żaden wzór nie będzie się dublował. Dzieł focić nie będę bo jest tego pierdyliony w wujku Google, najwyżej szal na finał.
Dyscyplina czasowa jakoś mnie nie ogranicza. Kolejne punkty programu zaliczać będę, chiba, że coś pierdyknie w ciele mem nadobnem. Nie wiem czy to jakieś zwiądy starcze, czy co, czy moje pudełko takie fanaberyjne? Nie wiem! Operacja-niszczarka, znieczuliła i zdeformowała mi kciuk. Ponad tydzień temu pracowicie cięłam stare rachunki. Do dziś mam wgłębienie w palcu i nieczułość dziwną miejscową. A mówiłam, że hrrabiowskie raczki mam? :p
Od drutowania kark mi dolega :D, buahahahaha... tylko kwiczeć z radości, schody dobijają, kolano pobolewa, a jz z uporem godnym lepszej sprawy i tak stopniuję-w dół. 61 stopni.
Obserwuję siebie i możecie mi wierzyć, że bawi mnie to :D O ile nie boli bardzo. Wtedy tracę poczucie humoru i dystans. Wpadam w panikę. No i właśnie, panikara jestem. Tak mi wyszło :/
Wow! Twórcze dzierganie się zapowiada... Powodzenia!
OdpowiedzUsuńmam to samo ;) humor na wszystko, dopóki nie przejdzie przez tą moją osobistą granicę komfortu, tudzież dopóki nie porozmawiam z moją mamą, bo jeśli cokolwiek mi dolega to po rozmowie z mamą wiem że na 100% umieram. mama ma tą sztukę delikatnej perswazji jeśli chodzi o wizyty lekarskie których nigdy nie planowałam... więc ja mam spokój ducha dopóki mi się panikara do kwadratu nie włączy ;) ty drutujesz z bolem karu a ja mam tak zawsze od puzzli ;) nadal uporczywie je ukladam ;)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam cieplutko :) Paula
Hej, jakiś czas temu powstał projekt Wschodzące Gwiazdy, który głównie ma na celu stworzenie "bazy" blogów, poprzez udzielanie nam wywiadu prezentując siebie i swojego bloga.
OdpowiedzUsuńJeśli jesteś zainteresowana to serdecznie zapraszam :)
wschodzace.blogspot.com
Dostałam nagrodę. Liebster blog award. Nagroda wiąże się z pewnymi zobowiązaniami - trzeba odpowiedzieć na 11 pytań i wskazać 11 blogów, które chciałoby się do tej nagrody nominować. Mają to być blogi, które zasługują na polecenie i które warto odwiedzać. Wybrałam Twój blog i oddaje pałeczkę w Twoje ręce – wymyślanie pytań też może być zajęciem na długi wieczór.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Gabrysia
PS. moja lista pytań:
I moje pytania:
1. Twoje ulubione zajęcie w jesienne wieczory?
2. Najpiękniejszy prezent otrzymany w dzieciństwie?
3. Najstarsza zachowana pamiątka związana z przyjacielem z dzieciństwa?
4. Twoja wymarzona podróż, którą chciałbyś odbyć?
5. Preferujesz czytanie książek, czy oglądanie filmów?
6. Najweselsze przeżycie/psikus z lat szkolnych?
7. Wystrój domu - nowoczesność, czy starocie?
8. Wypielęgnowane rabatki i grządki, czy "dzicz" naturalnego ogrodu?
9. Najmilsza tradycja rodzinna?
10. Ulubiona praca domowa lub kuchenna?
11. Ulubiony rodzaj muzyki, której słuchasz zawsze i wszędzie?