Wczoraj uprzejmi panowie przycięli mi orzechy i bez. Wycięli śliwkę robaczywkę, wiśnię. Obie były srypnie posadzone w cieniu. Nie owocowały i tylko zacieniały działkę. Teraz zostały do przycięcia tuje. Niektóre mają po kilka metrów.
Na działce i warzywniaku który zaplanował potrzebne jest słońce.
Kończę powolutku perma grządkę. Długą, posadowioną po łuku. Kończę i drugą, która nie podoba mi się że względu na kształt. Ale co zaczęłam to skończę. W planie jest kolejną wygięta ale mniejsza.
Poranna dłubanina działkowa to trochę ruchu. Skłonny, przysiady, nieco kopania, trochę dźwigania. Taka poranna gimnastyka po której padam. Ale ruch musi być.
Że zdobycznych cegieł zrobię " studnię" ziołową, obok będą krzewy. Zacienią jej dół i cegła nie będzie się tak nagrzewać i odparowywać wodę.
W planie jest posadzenie sosny. Te które były umarły.
Dzikie róże nie przetrzymały zmiany miejsca.
Jarzębina padła.
Ale ostatecznie wszystko okaże się wiosną. Co przeżyło a co nie.
Kurła! Jest 6,35 a na dworze ciemniocha.
Co do miłych panów - rozmowa zaczęła się normalnie a skończyła pogo. Szlak!
Dodatkowe leki zamulają mega. Konktetnie osłabiają wzrok i powodują zawroty głowy. Chodzę przy ścianach po zażyciu.
Na początku był czad. Rozluźnienie i zero pogo choć pizganie zostało. W zasadzie się wzmocniło. A teraz po tych kilku dniach i powrocie pogo nie wiem czy jest sens brać. Choć może z panami to było sporadyczne a bez nich pogo by trwało na wciąż.
Wydatki na przyszły miesiąc - wybranie szamba, zakup torfu, zaproszenie Pana hydraulika by zrobił doprowadzenie wody do aneksu kuchennego, do kibla - bo na razie gramy wiaderkiem, do przyszłej pralki, umywalki i prysznica. No i szlag! - kupienie kozy i rury. Zaiste zabawne. A to są rzeczy niezbędne. No i jakimś silikonem uszczelnienie między papą a kominem dachu albowiem panowie, którzy kładli dach zrobili to mało dokładnie. Szlag raz jeszcze!
Co mi zostanie na życie i leki dla nas dwóch? Opary. Może stówka na tydzień. Nie liczę psów. A więc grubo!
Na działce i warzywniaku który zaplanował potrzebne jest słońce.
Kończę powolutku perma grządkę. Długą, posadowioną po łuku. Kończę i drugą, która nie podoba mi się że względu na kształt. Ale co zaczęłam to skończę. W planie jest kolejną wygięta ale mniejsza.
Poranna dłubanina działkowa to trochę ruchu. Skłonny, przysiady, nieco kopania, trochę dźwigania. Taka poranna gimnastyka po której padam. Ale ruch musi być.
Że zdobycznych cegieł zrobię " studnię" ziołową, obok będą krzewy. Zacienią jej dół i cegła nie będzie się tak nagrzewać i odparowywać wodę.
W planie jest posadzenie sosny. Te które były umarły.
Dzikie róże nie przetrzymały zmiany miejsca.
Jarzębina padła.
Ale ostatecznie wszystko okaże się wiosną. Co przeżyło a co nie.
Kurła! Jest 6,35 a na dworze ciemniocha.
Co do miłych panów - rozmowa zaczęła się normalnie a skończyła pogo. Szlak!
Dodatkowe leki zamulają mega. Konktetnie osłabiają wzrok i powodują zawroty głowy. Chodzę przy ścianach po zażyciu.
Na początku był czad. Rozluźnienie i zero pogo choć pizganie zostało. W zasadzie się wzmocniło. A teraz po tych kilku dniach i powrocie pogo nie wiem czy jest sens brać. Choć może z panami to było sporadyczne a bez nich pogo by trwało na wciąż.
Wydatki na przyszły miesiąc - wybranie szamba, zakup torfu, zaproszenie Pana hydraulika by zrobił doprowadzenie wody do aneksu kuchennego, do kibla - bo na razie gramy wiaderkiem, do przyszłej pralki, umywalki i prysznica. No i szlag! - kupienie kozy i rury. Zaiste zabawne. A to są rzeczy niezbędne. No i jakimś silikonem uszczelnienie między papą a kominem dachu albowiem panowie, którzy kładli dach zrobili to mało dokładnie. Szlag raz jeszcze!
Co mi zostanie na życie i leki dla nas dwóch? Opary. Może stówka na tydzień. Nie liczę psów. A więc grubo!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz