niedziela, 27 października 2019

Zajebiste szczęście inaczej 😠

Pierdyknęły wszystkie gniazdka w domu ciotki. I tyle. Chyba popaliły się kable. Więc ogólnie wesoło.
Czas zbierać się do Warszawy. Nie ma wyjścia, bo instalacja w domu dziadków nie unieście pralki ani termy.
Chyba że zdarzy się cudotwórca.

Pregabalina

Zniosłam kłopoty z widzeniem, zniosłam totalne zamulenie, osłabienie i brak działania - ostatecznie - na pogo i pizganie, zniosłam bezustanną senność i mdłości. Gdy zaczęło mnie piec i boleć w mostku powiedziałam dość!
Nie biorę tego szitu!
A Młądej po jej leku zaczęły puchnąć usta i miała wewnętrzne swędzenie całego ciała.
Jakiś obłęd! 

czwartek, 24 października 2019

No i kanał!

Ponieważ nie uważam przodków za debili, a woda sama płynie, postanowiłam zrobić "zbiornik" na wodę i kanały "nawadniające".
A wygląda to tak:

Zaczęło się od tego, że zawsze pod furtką stała woda. Kalosze były niezbędne żeby wyjść na ulicę, więc pierwsze co zrobiłam przy pierwszym deszczu to doprowadziłam  wodę na trawnik. Trawnik to zbyt wysublimowane nazwa, ale niech tam!
Latem przy ulewach z bólem serca patrzyłam na te hektolitry wody znikające bezproduktywnie.
Wąż strażacki odpadł, duże zbiorniki na wodę  też z racji kosztów i zbędnego zagracania działki.
Nic mi nie przychodziło do głowy, zresztą były upały i ledwo żyłam.
Aż tu nagle - chuja! Mam to!
Przypadkiem. A wzięło się to z kopania krzywej grządki.
Dokopałam się do piasku. Młąda trochę go nazbierała pod wiatą, wiadomo - przyda się - i powstał dół. I co z tym pasztetem? Najpierw chciałam po prostu zasypać do głębokości dna grządki.
No ale po co dokładać sobie roboty. I tak powstał zbiornik wodny. Z lekka przesypywane ziemią gałązki i liście. I tak zostanie.
A co z kanalizacją, rowem nawadniającym?
Między grządkami będą przęsła z gałęzi i liści. Najgrubiej jak się da.
Te przęsła jednostronnie będą połączone z wodą lecącą z dziurawych rynien. Tu znów będzie rowek solidnie wypełniony drzewem i jego odpadami. Wszystkie te cieki wodne przykryję żwirem i lekko ziemią. Może dam trochę  keramzytu? Jak  myślicie?
Planuję to zrobić wszędzie tam gdzie są grządki. W ten sposób zachowam wilgoć w ziemi.
Dla jasności. Grządki to przekładniec celulozowo- ziemny.

Czyli kombinuję jak koń pod górę by latem nie podlewać, by się nie narobić.
Wystarczy ten rok.
I tak jestem miszczem świata. Miesiąc robić takie coś?
Ale co tam!


Padłam

Punkt 4- ta i koniec spania.
Wczoraj poszalałam. 2 godziny w ogródku i padłam.
Sama się wykopałam do domu bo herz klekot to nic fajnego.
I jak wróciłam to tylko krótki spacer do bankomatu gdzie - 3,60 monet. Czyli doopa. Dopa z pogo. Spacer był ok do dojścia do krzyżówki gdzie byli ludzie. Młąda która mnie trzymała pod rękę była w szoku. Co krok to nasilenie drgawek. No i Dopa. Powrót do chaty w ślimazym krokiem.
A w domu padłam. Dosłownie.
Pregabalin mnie dobił.
A dziś w pełni ogarniętam.

środa, 23 października 2019

Małe ogarnianie.

Wczoraj uprzejmi panowie przycięli mi orzechy i bez. Wycięli śliwkę robaczywkę, wiśnię. Obie były srypnie posadzone w cieniu. Nie owocowały i tylko  zacieniały działkę. Teraz zostały do przycięcia tuje. Niektóre mają po kilka metrów.
Na działce i warzywniaku który zaplanował potrzebne jest słońce.
Kończę powolutku perma grządkę. Długą, posadowioną po łuku. Kończę i drugą, która nie podoba mi się że względu na kształt. Ale co zaczęłam to skończę. W planie jest kolejną wygięta ale mniejsza.
Poranna dłubanina działkowa to trochę ruchu. Skłonny, przysiady, nieco kopania, trochę dźwigania.  Taka poranna gimnastyka po której padam. Ale ruch musi być.
Że zdobycznych cegieł zrobię " studnię" ziołową, obok będą krzewy. Zacienią jej dół i cegła nie będzie się tak nagrzewać i odparowywać wodę.
W planie jest posadzenie sosny. Te które były umarły.
Dzikie róże nie przetrzymały zmiany miejsca.
Jarzębina padła.
Ale ostatecznie wszystko okaże się wiosną. Co przeżyło a co nie.
Kurła! Jest 6,35 a na dworze ciemniocha.
Co do miłych panów - rozmowa zaczęła się normalnie a skończyła pogo. Szlak!
Dodatkowe leki zamulają mega. Konktetnie osłabiają wzrok i powodują zawroty głowy. Chodzę przy ścianach po zażyciu.
Na początku był czad. Rozluźnienie i zero pogo choć pizganie zostało. W zasadzie się wzmocniło. A teraz po tych kilku dniach i powrocie pogo nie wiem czy jest sens brać. Choć może z panami to było sporadyczne a bez  nich pogo by trwało na wciąż.
Wydatki na przyszły miesiąc - wybranie szamba, zakup torfu, zaproszenie Pana hydraulika by zrobił doprowadzenie wody do aneksu kuchennego, do kibla - bo na razie gramy wiaderkiem, do przyszłej pralki, umywalki i prysznica. No i szlag! - kupienie kozy i rury. Zaiste zabawne. A to są rzeczy niezbędne. No i jakimś silikonem uszczelnienie między papą a kominem dachu albowiem panowie, którzy kładli dach zrobili to mało dokładnie. Szlag raz jeszcze!
Co mi zostanie na życie i leki dla nas dwóch? Opary. Może stówka na tydzień. Nie liczę psów. A więc grubo!


wtorek, 22 października 2019

Stabilizacja

Powoli układa się plan dnia a jednocześnie nowe odkrycia odnośnie samej siebie.
Rano przegląd netu - kiedyś heroes.
O 8- ej leki i godzina ruchu czyli praca w ogródku. Młąda jeszcze śpi. O tym też potem.
Śniadanie. Spacer po lesie. Trochę domowych prac i wystarczy.
W międzyczasie lek p/padaczkowy i lękowy.
Wieczorem kolejna porcja leków. Szał ciał 🤣

Chyba mam jaką paranoję. Każdy człowiek poza rodziną wydaje mi się że mnie szpieguje. Pełen odjazd. Temat dla psychiatry. 😠
A co do spania - śpimy w jednym wyrku. Bo Młąda ma boja. Wspólne spanie - poczucie bezpieczeństwa - to długi sen u Młądej, wczesne zasypianie i brak dolegliwości bólowych. Powolna stabilizacja emocjonalna.
Staram się by miała ruch. Jak najwięcej na powietrzu.
Pali w piecu.
Jego ciepło, dźwięk palącego się drewna, czytanie na głos -  relaksują ją totalnie. Odpływ w sen. Więc jest dobrze.
Pieseły bladym świtem wypuszczam na podwórko. Drą japy. W końcu mogą to bezkarnie robić a nawet jest to wskazane.
Jakby kto chciał trochę złomu to zapraszam. Drwala też i murarza na mały wolontariat.

Sija 😁


niedziela, 20 października 2019

Piękny dzień.

Słoneczko świeci a prognozy na pogodę są dobre. Co dzień wypad na trochę do lasku i powrót z grzybami. Część wcina Młąda - ja nie lubię - część jest suszona na zimę.
W końcu dom doczekał się. Jest czas by coś podłubać, pozmieniać. Zadbać o chlewik.
No i przyszedł czas na kolejny lek. Przeciwlękowy i przeciwdrgawkowy a właściwie przeciwpadaczkowy. Dziś w nocy pierwszy raz miałam pogo. Boję się go brać ale muszę.
Ataki paniki są potworne co odczuła ostatnio Pierworodna.
Wzięłam się za porządek na kredensie bo  jak mówił klasyk - tylko k.rwy tu brakowało.
Powstają powoli grządki. Kolejne. Kompostownik zapełniony, kolejna porcja powstaje obok.

wtorek, 15 października 2019

Mamy to!

Jest wstępna diagnoza Młądej i leki. Zwolnienie na 3 tygodnie do kolejnej wizyty.
Będzie dobrze! 

poniedziałek, 14 października 2019

Powiatowy

Przedwczoraj mnie rypło. Ciśnienie skakał jak głupie. Tętno ponad 120. Usiłowała przeczekać. Nie pomogło. Zadzwoniłam na 999. Przyjechali. Lekarz wysłuchał co miałam do powiedzenia. Sanitariusz naburmuszony połączył mi ekg z tekstem - i po co to wszystko?
Zabrali na izbę na badania. Na dzień dobry lekarz dyżurny - co to? Worek jaki się rozpruł? Ciągle kogoś przywożą.
Po pół godzinie połączyli ekg. Ok. Pizga mną co jakiś czas. Przypadkiem zobaczyłam wykres z tego momentu. Pizga też serce. Konkretnie. Jutro mam psychiatrę. Poproszę o zmianę leku. Albo zmniejszenie dawki. Bo naprawdę mam już tego serdecznie dość 😠
Pobrali krew. Czekam na wyniki. Sanitariusz 2 razy się wbijał. Krew nie leciała. Nic to.
Znów wołają na pobranie. U wszystkich pacjentów wyszła hemoliza 😁
Tym razem pielęgniarka. Poszło sprawnie.
W sumie 4 wkłucia ale kto by się przejmował 😁😁
Ciągle piecze i boli w mostku. Lekarz stwierdza - podamy pani kroplówkę z lekiem na żołądek. Jak przejdzie to znaczy że to to. Jak nie przejdzie to znaczy, że serce. 😁😁😁 Bo w powiatowym kardiologia nie ma 😁😁😁😁
Leczenie na zasadzie - uda się albo się nie uda. Jak to rzekł sanitariusz - trzeba być dobrej myśli. 😁
Kontrolnie sprawdziłam ten lek. Nie bardzo mi pasował do tego co biorę. Odmówiłam.
W powiatowym także psychiatry nie ma. Bo i po co? 😁😁😁 Jakieś konsultacje? Po co?

Ostatecznie wróciłam taxi do domu. Słaba jestem okropnie.
Dobrze że Młąda przyjechała.
Ciągle mnie telepie.

A dziś z Młądą do kliniki. W końcu!

sobota, 12 października 2019

czwartek, 10 października 2019

Hura!

Święto dziś dla mnie 🙂 od rana nie mam pogo 🥰🥰🥰🥰 cała jestem w skowronkach. I nic nie jest ważne. Prócz tego.
Byłam dziś w sklepie, w markecie i normalnie szłam.
Miałam ochotę śpiewać i tańczyć.
Wykrzyczeć radość całą sobą - nie mam drgawek, nic nie piiiizga 😁

O ludzie!
O świecie!

To jest dopiero życie 🥰

wtorek, 8 października 2019

Pawłow inaczej 😒

Dziś miało być spotkanie z psychologiem. Bo wtorek. Początek zawsze ok do chwili oczekiwania na kolejny autobus pod mostem siekierkowskim. Kto czekał to wie, kto nie czekał to niech wie, że huk, łomot samochodów zagłusza myśli. I tu zwykle zaczyna się pogo.
Dziś zrezygnowałam bo znów mnie pizga- to raz, a dwa, mam dosyć tych jazd do Warszawy. Każdą odpagam? odpoguję?  odpiżdżam? W każdym razie potem jestem wyautowana.
Dziś też.
A poza tym liście lecą z drzew, resztki orzechów zostawiam dla ptaszorów.
W końcu umyłam od środka okna w piiiip landrynce i postanowiłam odgrodzić się od pluchy, wiatru, łysych, czarnych konarów.
Buszowanie w szafie, grzebanie na fotelu w metrach firanek. Miały być do parapetu. Znalazłam. Powiesiłam. Pacze - no kuwa wiocha! Wyszłam na ten dwór. Pacze - jeszcze większą wiocha. O mój Bobrze! Co tu robić? Eureka! Zasłoną rzucę!
Grzebię w szafie - same bazarowe plastiki. Koszmarki.
Grzebłam w bieliźniarce. Macam - len! Dobra nasza. Dobra, 50-letnia zasłona z Żyrardowa. Wracam na tarczy. Nic to że gniotek w załamania poukładaniowe. Nic to, że do naściennej landryny pasuje mniej niż zero. Len, len panie kochany. Prawdziwny.
Suróweczka z nadrukiem pomarańczowo--czerwonego kfiecia z zielonemi listeczkami.

Tak więc zalegamw łóżku i wyciszam kadłub. Palenie przy tych niskich temperaturach średnio pomaga bo okna nieszczelne, bo drugim piecem ciepło wyciepuje. Bo nieszczelne drzwiczki.

Oglądam filmy na yt głównie i już wiem jaka jest kolejno#ć w uprawie ziemi 🤣, jak produkuje się miody! Jaka jest w usiech najpopularniejsza rasa krów. A na insta syn z nawleczoną nauczają jak wypracować fajne doopsko - więc szukajcie " zły trener". On ci mój syn. Taki czarny. Ze Zdrofita 😁😉

Buziole 🙂

środa, 2 października 2019

Sezon na grzyba

Czyli najazd na każdy parch ziemi gdzie rośnie sztywne zielone. U mnie też. W różnych konfiguracjach. Solo, z dziatwą co to napier... Z siłą młota pneumatycznego drzewa, z dziatwą, którą zachęca się niemal do śmiecenia - bo to państwowe czyli niczyje.
Pyta się dzieci - pójdziesz jutro na grzybki? - - nie!
- no to pójdziemy! 😁
No i miszcze. Drą grzyba razem z darnią i ob noszą się z tym jak że złotem. Kufa! Na grządkę?!
No i jest jeden samarytanin. Do południa zbiera dla siebie, po południu jest rozdasiem.
Ja czasem pójdę. Coś mi wejdzie pod nogi to uratuję od samotności. Ale nie wiem czy to dobry pomysł. Zbiorę i leży. Nie lubię jeść grzybów
 A okoliczny lasek mi obrzydł bo nawet mikro szmaciaka sosnowego rwą.
Do doopy takie grzybobranie.

A swoją drogą więcej tu śmieci niż grzybów. 

Co zrobił pierwszy?

Pierwszego kontaktu się wkurzył na moje pogo i wykopał mnie z kwitem do neurologa.
- coś trzeba z tym zrobić! - tak rzekł.
No to wykąpałam kadłub, umyłam kołtun i heja.
Na izbie tylko 2,5 godziny czekania. Pizgało mną konkretnie, aż krzesła waliły o ścianę. Poleżałam sobie też na krzesłach. Taki luksus 😁
Ostatecznie dostałam leki do wykupu i polecenie zgłoszenia się za 2 tygodnie. Doktor bierze mnie pod swoje skrzydła

Czyli - neurolog, psychiatrzy, kardiolog, psycholog.

😁😁😁 Cukier mi skacze ale wyniki labo ok. Zastanawiałam się o co chodzi. I wiem. Moje pogo obniża mi cukier. Tak jak planowany ruch. Tu mimowolny.
Jednak pudełko na człowieka jakieś mechanizmy - kurde ale jakie dziwne - naprawcze posiada.

A powrót do domu z lekka hadcore.
Pod kościołem totalnie opadłam z sił i ni kroku dalej. Więc siedzę. Postanowiłam pod tym płotem przydrzemać żeby nabrać sił. A tu niespodzianka. Sąsiad mnie zgarnął spod ogrodzenia i dowiózł do domu. Jupi!