Każdy powiew, choćby leciutko, traktuję jak dar losu, bo nie ma to-tamto, pot ciurkiem ze mnie cieknie. Jak nie skończy się jakimś chorubskiem to będzie cud. Ale cudom pomagamy, pomagamy. Łykamy dobroci i w związku z tym rano z pieśniom na ust koralu wstajem. Lepiej, po nocce się budzę i hm...okazuje się żem w trakcie modlitwy. To choroba??? :D
W paniom pokojowom się zamieniłam. Ścielę, myję, pucuję, odkurzam. 5 minut takiej aktywności i mokram. Nic, tylko pod prysznic świeżo wypucowany.
Dorobiłam się brewarza :D jeszcze tylko nauczyć się go obsługiwać. Bo to deko skopmlikowane est.
Tak se myślę, że jakoś bliżej mi do Pan Bucka niż do browara. Do ciszy i samotności, niż towarzystwa. Jakoś tak mi się porobiło.
Okno se pomalowałam i kaloryfer, bo już nie mogłam patrzeć. Jedna część dawno biała z żółtymi mazami, druga blueeee. Teraz jest supcio. Bieluśko, czyściuśko. I znik ohydny brązowy kaloryfer.
Akcja wygrużania in tractu. Poleciały do śmieci stare książeczki dzieciaków co to czekały na ich dzieci. Brzechwa się ostał. Na razie. Współczesne baje i wiersze dla dzieci są wg mnie obrzydliwe. Nie mają rytmu, melodii, morału.
Poleciały jakieś beletrystyki, jakieś książki ogólnorozwojowe - tak bym to określiła. Jakieś vademecum - jedno drugie, trzecie.
Paczę na stojącą półkę - 97 książek. Feng Shui - Lilan Too. Najlepsze pozycje jakie znam. Naturoterapie różnej maści - od ziołolecznictwa, poprzez aromaterapię do resztek reiki i mudr. Poradniki domowe, gospodarcze. A to tylko część.
Kolejne 2 półki na ścianie. Ukochany Kraszewski i Gołubiew. Żeromskiego wysłałabym w kosmos jak i Dąbrowską, ale gdy tego się pozbyć zniknie dawna, piękna polszczyzna. Może się uda zrealizować plan i część klasyki, przynajmniej część zabezpieczyć. A jak nie to trudno. zostaną hasztagi. A potem epoko pierwotna witaj.
W dawnej szafce kuchennej, gdzie szybkę dawno szlag trafił coś kole 40-tu. Niewiele. Bo i tomiska opasłe. Słowniki, teologia. No i beletrystyka opasła w 5-ciu tomach. o templariuszach.
Ze 300 książek poszło do ludzi. Trochę żal ale takie życie. Część w czasach bidy do żyda. Trudno.
I paczę na kolejne półki. Groch z kapustą.rachunki, budzik, książeczki, modlitewniki , różańce, zdjęcie ojca, fiksatywa, szklanka z pisadłami, bryłka soli z Wieliczki, aparaty, portfele. Zużyte a szkoda wyrzucić bo niosą w sobie historię. Itd itd jakoś tak się dzieje, że te pierdółki żyją własnym życiem. Mnożą się. Co przejdę to coś przybywa. A to wszystko przydasie.
No bo jak wyrzucić 40-letni, nie zniszczony, skórzany pasek damski? Szkoda, prawda? A że talię to ja miałam te 15 lat temu to nic. Pracuję nad odzyskaniem. Serio. Brzuszki czyniem, skręty wygibasy tudzież rowerki - w pozycji horyzontalnej. Zielone żrem, glutenu unikam jak zarazy. Ziemniorów też - mają wysoki indeks glikemiczny. Jest postęp. Spódnica już lata na biodrach, gumkę skróciłam, ale cycki lecą i twarz radleje. Coś za coś. Umrzeć z buźką jak niemowlę mając dziesiątki na karku to obciach. Tak jak faceci z rąsiami jak manekiny. nieskalane pracą. Obrzydliwość.
No bo co powiem Bogu mojemu. Że dni, lata poświęciłam na to co i tak przeminie. na karmienie próżności. I tak wystarczy we mnie pychy by obdzielić gromadkę. Przejmować się takimi pierdołami? Nie ma co się tak stresować życiem. Przed śmiercią się nie ucieknie. Tak jak i nie ma co z ludźmi walczyć. Omijać, zapomnieć. Robić swoje.
Prawda i tak wyjdzie na jaw. Czasem późno, ale może i dobrze.
mam plan na dalszy remoncik mojego kącika - bo to wicie - 3,5 m2 z lekuchnym naddatkiem, więc nie poszaleję. połowę tego zajmuje łóżko a reszta to " powierzchnia użytkowa ". :DDDDD .
Wicie, tyle tego, że przy małym stoliczku na wdechu przechodzę do okna. I cholipka, zawsze mam boordel.
W paniom pokojowom się zamieniłam. Ścielę, myję, pucuję, odkurzam. 5 minut takiej aktywności i mokram. Nic, tylko pod prysznic świeżo wypucowany.
Dorobiłam się brewarza :D jeszcze tylko nauczyć się go obsługiwać. Bo to deko skopmlikowane est.
Tak se myślę, że jakoś bliżej mi do Pan Bucka niż do browara. Do ciszy i samotności, niż towarzystwa. Jakoś tak mi się porobiło.
Okno se pomalowałam i kaloryfer, bo już nie mogłam patrzeć. Jedna część dawno biała z żółtymi mazami, druga blueeee. Teraz jest supcio. Bieluśko, czyściuśko. I znik ohydny brązowy kaloryfer.
Akcja wygrużania in tractu. Poleciały do śmieci stare książeczki dzieciaków co to czekały na ich dzieci. Brzechwa się ostał. Na razie. Współczesne baje i wiersze dla dzieci są wg mnie obrzydliwe. Nie mają rytmu, melodii, morału.
Poleciały jakieś beletrystyki, jakieś książki ogólnorozwojowe - tak bym to określiła. Jakieś vademecum - jedno drugie, trzecie.
Paczę na stojącą półkę - 97 książek. Feng Shui - Lilan Too. Najlepsze pozycje jakie znam. Naturoterapie różnej maści - od ziołolecznictwa, poprzez aromaterapię do resztek reiki i mudr. Poradniki domowe, gospodarcze. A to tylko część.
Kolejne 2 półki na ścianie. Ukochany Kraszewski i Gołubiew. Żeromskiego wysłałabym w kosmos jak i Dąbrowską, ale gdy tego się pozbyć zniknie dawna, piękna polszczyzna. Może się uda zrealizować plan i część klasyki, przynajmniej część zabezpieczyć. A jak nie to trudno. zostaną hasztagi. A potem epoko pierwotna witaj.
W dawnej szafce kuchennej, gdzie szybkę dawno szlag trafił coś kole 40-tu. Niewiele. Bo i tomiska opasłe. Słowniki, teologia. No i beletrystyka opasła w 5-ciu tomach. o templariuszach.
Ze 300 książek poszło do ludzi. Trochę żal ale takie życie. Część w czasach bidy do żyda. Trudno.
I paczę na kolejne półki. Groch z kapustą.rachunki, budzik, książeczki, modlitewniki , różańce, zdjęcie ojca, fiksatywa, szklanka z pisadłami, bryłka soli z Wieliczki, aparaty, portfele. Zużyte a szkoda wyrzucić bo niosą w sobie historię. Itd itd jakoś tak się dzieje, że te pierdółki żyją własnym życiem. Mnożą się. Co przejdę to coś przybywa. A to wszystko przydasie.
No bo jak wyrzucić 40-letni, nie zniszczony, skórzany pasek damski? Szkoda, prawda? A że talię to ja miałam te 15 lat temu to nic. Pracuję nad odzyskaniem. Serio. Brzuszki czyniem, skręty wygibasy tudzież rowerki - w pozycji horyzontalnej. Zielone żrem, glutenu unikam jak zarazy. Ziemniorów też - mają wysoki indeks glikemiczny. Jest postęp. Spódnica już lata na biodrach, gumkę skróciłam, ale cycki lecą i twarz radleje. Coś za coś. Umrzeć z buźką jak niemowlę mając dziesiątki na karku to obciach. Tak jak faceci z rąsiami jak manekiny. nieskalane pracą. Obrzydliwość.
No bo co powiem Bogu mojemu. Że dni, lata poświęciłam na to co i tak przeminie. na karmienie próżności. I tak wystarczy we mnie pychy by obdzielić gromadkę. Przejmować się takimi pierdołami? Nie ma co się tak stresować życiem. Przed śmiercią się nie ucieknie. Tak jak i nie ma co z ludźmi walczyć. Omijać, zapomnieć. Robić swoje.
Prawda i tak wyjdzie na jaw. Czasem późno, ale może i dobrze.
mam plan na dalszy remoncik mojego kącika - bo to wicie - 3,5 m2 z lekuchnym naddatkiem, więc nie poszaleję. połowę tego zajmuje łóżko a reszta to " powierzchnia użytkowa ". :DDDDD .
Wicie, tyle tego, że przy małym stoliczku na wdechu przechodzę do okna. I cholipka, zawsze mam boordel.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz