ogarnąwszy najpotrzebniejsze rzeczy, bo wiadomo, sobota i niedziela, to dnie wolne od pracy. zarobkowej. ugór domowy ciut ogaręłamć.
więc przeprałam co się dało i w końcu w łazienku luz. o tyle jest to czasochłonne, że jeszcze nie dorobiłam się pralki. może kiedyś?
carbonara na obiad.
wkurcz na Młądą. przy niedzieli.
i w zasadzie chciałam do góry odwłokiem. bo jutro nach arbeit. ale gdzie tam?! kolejna przepierka, mydło musowo zrobić. tym razem z rozmarynem lekarskim. siedzi na razie w powijakach i żeluje.
dodatkowo czas loka umyć. czym? orzechy się skończyły, pokrzywy ani mydlnicy nie mam. czas na mydło potasowe. przymierzałam się do niego jak pies do jeża. bo trza stać przy gadzie, mieszać i pilnować. ale po kilku godzinach już jest gotowe do używania. więc wysiłek się opłaca. na tluszczach które mi pasują. wszechstronnie użytkowe jeśli z samych olei. a mnię się z rozpędu zrobiło budyniek z mniszka lekarskiego, więc sory, ale podłóg nim szorować nie będę. to będzie klasyczne, ludzkie mydło. po rozrzedzeniu i dodaniu aromatów, koniecznie naturalnych, wywarów różniastych sie otrzyma szampoon. własny, osobisty. własnymi ręcami ukręcony.
rano polezłam z Drabełem na spacer. uś...śmietnik na Polach. młodzież się nocą bawiła. porozstawiane grille. kupki węgla czernieją na trawie. dokoła koszy na śmieci wszystko porozwalane. państwo gawroństwo się pożywia. wszędzie pełno flaszek po róznych %. masakra. szczęściem panowie z firmy sprzątającej się pojawili i zaczeli ogarniać ten chlew. strach pomyśleć co by było, gdyby zastrajkowali choć przez tydzień. Warszafa utonęła by w śmieciach.
potem nawrót do domu i Lalka na wyraj. ona szalała, a ja pełzłam coraz wolniej. tu ną miotnęło, tam zawiało. oj, pokrzywy czas zbierać. znów coś gdzieś naciska i niedotlenionam. i błędnik szaleje.
ale to nie dziś. jutro? może.
na razie idę sagana pilnować .
więc przeprałam co się dało i w końcu w łazienku luz. o tyle jest to czasochłonne, że jeszcze nie dorobiłam się pralki. może kiedyś?
carbonara na obiad.
wkurcz na Młądą. przy niedzieli.
i w zasadzie chciałam do góry odwłokiem. bo jutro nach arbeit. ale gdzie tam?! kolejna przepierka, mydło musowo zrobić. tym razem z rozmarynem lekarskim. siedzi na razie w powijakach i żeluje.
dodatkowo czas loka umyć. czym? orzechy się skończyły, pokrzywy ani mydlnicy nie mam. czas na mydło potasowe. przymierzałam się do niego jak pies do jeża. bo trza stać przy gadzie, mieszać i pilnować. ale po kilku godzinach już jest gotowe do używania. więc wysiłek się opłaca. na tluszczach które mi pasują. wszechstronnie użytkowe jeśli z samych olei. a mnię się z rozpędu zrobiło budyniek z mniszka lekarskiego, więc sory, ale podłóg nim szorować nie będę. to będzie klasyczne, ludzkie mydło. po rozrzedzeniu i dodaniu aromatów, koniecznie naturalnych, wywarów różniastych sie otrzyma szampoon. własny, osobisty. własnymi ręcami ukręcony.
rano polezłam z Drabełem na spacer. uś...śmietnik na Polach. młodzież się nocą bawiła. porozstawiane grille. kupki węgla czernieją na trawie. dokoła koszy na śmieci wszystko porozwalane. państwo gawroństwo się pożywia. wszędzie pełno flaszek po róznych %. masakra. szczęściem panowie z firmy sprzątającej się pojawili i zaczeli ogarniać ten chlew. strach pomyśleć co by było, gdyby zastrajkowali choć przez tydzień. Warszafa utonęła by w śmieciach.
potem nawrót do domu i Lalka na wyraj. ona szalała, a ja pełzłam coraz wolniej. tu ną miotnęło, tam zawiało. oj, pokrzywy czas zbierać. znów coś gdzieś naciska i niedotlenionam. i błędnik szaleje.
ale to nie dziś. jutro? może.
na razie idę sagana pilnować .
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz