sobota, 6 maja 2017

porannik

uwielbiam ciche poranki. na wieczory wyluzowane nie ma co liczyć, bo Młąda wisi na nacie i rzeźbi w bolly i nolach. tak ma.
odseparowałam się od światowego życia. pozostawiłam tylko może ze 2 blogi, które poruszaja w sposób nienachalny sprawy światowe.
i cóz tam panie dzieju? ano trup chce obalić ojmamacare. chce, a czy mu się uda numer z pozbawieniem ubezpieczenia ofiar gwałtu i kobiet mających cesarkę? czas pokarze. jest jeszcze pare innych równie atrakcyjnych pomysłów w pakiecie. ale cóż. jaka partia taka władza. i prawo. znamy to z własnej perspektywy. niekoniecznie w tym samym.
przeszczęśliwa jestem, że nie mam tv. bo nawykowo klika się pilotem i goowno w ucho leci. detox mam totalny.
tuptam po chałupce. to zgarnę, tam coś zrobię, upichcę jakieś mydełko.
robić cokolwiek by nie zwariować.
babelot uspokoił się. można normalnie porozmawiać. jest w zasadzie ok. tylko Młąda nie może zapomnieć i pyszczy i złorzeczy. tak ma. do babelota. bo okrutnie ją bolało.
tak to czasem jest w rodzinach, że najbardziej dokopują sobie najbliżsi, nie patrzą na dysfunkcje innych. zero akceptacji. życie.
a na razie, bo blisko, na tapecie, czeremcha. ponoś daje cudny, czerwony barwnik. sprawdzę przy okazji. ostatecznie, man nadzieję, że nie wytną, dostępna cały rok.
szkło tłukę nieprzytomnie. tylko szkło. jak nie ja. 2 dni i 4 rzeczy poleciały do śmietnika. nie ogarniam tego.
czas leci, leci, ciurka, a czasem gna....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz