czwartek, 23 stycznia 2014

Dzieci

Mój dziadek mawiał, że niektóre dzieci mają trudny "wyrost".

Nic dziwnego. Składa się na to suma genów i nowych wpisów poprzednich pokoleń. Nic już nie jest takie jak było. Doświadczenia rodziców i dziadków odciskają swoje piętno.
Mamy na to jakiś wpływ?

Przykład pierwszy z rzedu.
Dziecko-dziewczynka mieszka na wsi. Czasy powojenne. Do szkoly daleko. Ponad godzina drogi na piechotę. Po powrocie ze szkoly goniona do pracy na gospodarce i dopiero wieczorem może usiąść do lekcji. Gdy zasypia już ze zmęczenia.
Nauka to dla niej sama przyjemność. Siedzenie w ławce raczej cieszy.

A dziś?
Brzdące rozrabiają, od niemowlaka niemal znają komputer. Skumulowany nadmiar energii rozładowuja agresją. Tak wiem. Zajęcia dodatkowe. Sport, boisko i te rzeczy.
To jednak nie wystarcza. Jest w jakiś sposób bezproduktywne. Nic nie tworzy, do niczego się nie przyczynia, nie buduje.


Wieczoren nerwy telepały mnie ze 2 godziny. Przez Młądą.

Wychodzi z Lalką bez smyczy, mimo tysiącznych upomnień:-weź smycz.
Bo... Lala jest na stopie wojennej z inną suką z naszego bloku.

Nie tak dawno doszły do mnie echa psiej awantury. Dosłownie.
Indagowana Młąda przyznała, że suki się ścieły ale nic się nie stało i że w zasadzie to tamta zaatakowała naszą.
Wczoraj znów jazgot. Zlazłam na dół no i wyszło szydlo z worka.

To nasza atakuje tamtą, Młąda łże jak pies.
Młąda zawsze się tłumaczy, że nie ma smyczy - w domu. Hm.. na wieszaku wiszą 4.
Nerw mnie chycił, bo:
1. Młąda kłamie jak z nut-a taka niby święta :/
2. Pies jest pokąsany
3. Właścicielka psa, starsza pani, przezywa stres, nerwy. Sama jest ok. Jej suka zawsze na smyczy.

Znów nie tak dawno przypomniała mi się historia pewna, książkowa.
Chmielewską zna każdy, biografię wielu.
W pewnym miejscu opisuje sytuację gdzieś nad morzem, gdzie jej syn zwykle zgarbiony, śmiga schodami wyprostowany jak świeca. Nastolatek.
Ona dopada młodego, pyta czemu udawał przez tyle lat, że ma krzywy kręgosłup.
Co dzieciątko na to? Ano, mniej więcej: bo to smieszne było jak się martwiłaś.
A wiadomo, jak zmartwienie i krzywe dziecko to trzeba temu zaradzić. Więc basen, więc gimnastyka korekcyjna i inne duperszwace.

Mam głębokie przekonanie, że podobnie jest z Młądą. Tylko w innej dziedzinie.
Obsztorcowana(czasem), podciągnięta pochwałą, ujawnia nieprzebyte skarby elokwencji, bez żadnych błędów językowych i problemów z pamięcią. Bez trudu sięga do najdalszych wspomnień.

A jako, że szydło z wora to  teraz kombinuje z czym innym.

Z pracą :/ 

Ręce mi opadają.

4 komentarze:

  1. To je podnieś do góry. Jeszcze nie raz opadną. Takie życie! Serdeczności.

    OdpowiedzUsuń
  2. kto ma pszczoły ten ma miód, a kto dzieci ten , ma smród :))

    u mnie podobnie....

    OdpowiedzUsuń
  3. Trudny wyrost, trudnym wyrostem, ale ile sił i cierpliwości trzeba, by temu wyrostowi przez tyle lat towarzyszyć... ;-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Aż strach się bać, co jeszcze wymyśli...
    Mi też ancymonek rośnie. Może kiedyś było mniej czasu na głupoty?
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń