niedziela, 13 września 2015

wypad

od jutra tygodniowa imigracja. od kilku dni codzienne pranie, nie wiedzieć skąd pierdylion szmat objawił się w łazience. codzienne gotowanie z dużym zapasem,bo przeca wyjeżdżam. bo zostają dwie baby w domu i muszą coś jeść. bo same sobą nic. ani mać, ani młąda. co najwyżej naleśniki.
generalnie powinam olać, ale, macham ręką bo widok zjaw po powrocie nie poprawi mi nastroju. zresztą, co lepszego mam do roboty.
w domu albo cisza albo draka. przez mnie, bo nie wytrzymuję bezustannego nawijania na uszy historii sprzed 50- lat, że mój ojciec zmarnował jej życie, że zmarnował płodząc mnie, że ona mnie niechcała, że świat jest podły a ludzie okrutni. draka daje ciszę na kilka dni. wytchnienie, a potem od nowa polsko ludowa. zostaję znowu z kurewskim poczuciem winy, bo to jakby nie wina człowieka że głupi, ograniczony i prymitywny. bo poza tym ma jeszcze zalety. których w aktualnym stanie umysłu nie jestem w stanie dostrzec. bo stara, słabsza niż drzewiej.
wypadam a stres dalej jest. że będą się żarły, że matce coś odwali i pójdzie w pireneje. że zagubi się w interiorze i szlag. i w takim miksie emocjonalnym żyję, ze mózg suę lasuje.
normalnież pierdzielnęła bym drzwiami. róbta co chceta. ale to rodzina, dom, wlasny kąt. taki-siaki ale swój. tylko dobija dzień po dniu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz