sobota, 26 września 2015

jak sobota, to robota :)

w domu.
najpietw zmiana pościeli i pranko. zapodanie zadania do wykonania młądej i siup do kuchni.
zrobione: naleśniki, awanturka, kotlety z wątróbki droviowej.
do zrobienia: ciasteczka francuskie z masą dyniowo-jabłkową, żeberka tradycyjne duszone z cebulką.
w międzyczasie obiad, kąpiel-bo czemu nie, rozmowa tlf - bleh, w tle tv z filmami familijnymi przerywanymi wiadomościami.
zestaw dla gupich i gupszych.

reszta dnia na luzie z myślnymi, niekoniecznie sprawdzalnymi, przemyśleniami na przyszłość.
niedziela to dzień pt nudy na pudy. prócz wieczornego wyjścia.

siedzem, myśli leniwe sie snuja. czy madre jest to pichcenie. potrzebne i pożyteczne zapewne.
sagany, pralka, praca-gdzie w tym tkwi rozwój, mądrość. co najwyżej koniecznosć i przyjemnosć. w czym tkwi madrość codzienności. codziennych, nudnych czynności? jestem niedowidzaca, ni cholery nie widzę. chyba, że zrobimy z codzienności spektakl. jak japońskie parzenie herbaty ale i ono jest przeca okazjonalne. w czym tkwi madrość dnia codziennego? w celowości? czy jest ona logiczna? czy logiczna celowość jest jedynie słuszna? siedze i nawijam bzdurki na szpulkę i nic z tego nie wynika.
maxymalizacja czegokolwiek, dążenie do ideału ma sens? co jest ideałem? myśl, produkt, czyn? co jest faktycznie skończone i nieodwracalne?

traktat lizboński, w którym daliśmy ciała rezygnując z prawa weta, w tym dotyczącego imigrantów? przez kogo podpisanego? bleh... to raczej nie ideał, a jednak coś w pewnym sensie skończonego i zamkniętego.

takie me myśli nad saganem. nic próżnego i niecnego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz