niedziela, 13 września 2015

póki pamiętam

-robię śląskie
-ok
nabój pt ziemniory, kosz ląduja w pokoju przed tv. inaczej się nie da. umyte, wypłukane lądują w saganie i rondelku. bo sagan porcelanowy już dawno jest historią. ale to inny wątek. no i przychodzi wyczekany moment: wyjście z psami, ogladanie, monolog do z góry ustalonego punktu programu czyli swądu przypalonych ziemniaków. czernią pokryte naprzemiennie oba naczynia. 
-o kurka- i dzida do kuchni.
a w koochni? odcedzanie pulpy, oczekiwanie aż ostygnie i rzut w malakser, na ostrza do surówek. potem micha, maka ziemniaczana i w końcu gotowanie w jedynym dostępnym saganie. drugi się namacza. dobrze jeśli to jest rondelek. w zlewie. gorzej gdy sagan. gotowanie trwa w porywach 5godzin. bo czas to coś czym młąda dysponuje bezstresowo. 

tia... potrawy dwie w zasadzie opanowane. naleśniki i sląskie. kobita musi się dać za milionera lub zarabiaćw przyszłości na gosposię. kariery ani kucharki czy matki w tem momencie jej nie wróżę, choć kto wie. sa słoiczki, mrożonki, chipsy. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz