niedziela, 22 stycznia 2017

dopust

zrobiłam se urodę konta. w p.pokoju. coś w rodzaju toaletki i biura wraz. po lewo janielica i puzdro na biżu po prawo parfuma i koszyk na farby do twarzy. a środkiem lapek i lustro. prawie weneckie.
siedzę od wczoraj przed onym. lekturę tez da się przeżuć.
poniżej szuflady. lewa spsiała. smycze i te rzeczy. prawa ludzka. szczotki, odkołtuniacze i te rzeczy. dołem całkiem po lewej buty. umieszczone w stylu dowolnem. po prawo gansiarsteo.
( finał farbiarstwa ludzkiego jest taki, że Ptaszorek Przelotny wlepia we mnie gałce:-będę się trońkę gapić bom nienawykła. ja też. pomalowane oko w stylu sąsiadki, czyli czarno widzę-nie zalicza testu. ust mych korale wymagają łagodniejszych barw. dobra, tyle o tynkowaniu kamienicy. po 50-tce należy).
ale tytuł dopust zobowiązuje.
wróciłam z upodobaniem do brukowanego romansidła faktem wydawanego. Saga o ludziach lodu. wstępnie w onej szaleje inkwizycja. rzuca na pożarcie czarownice i odmienców. i nie wiedzieć czemu, tak mi się jakoś tematycznie nawiązało do współczesności. takie publiczne palenie na stosie współczesnej nietolerancji. czytam niektórych, bardziej prawych, lewych, ultrasów i anty i wszędy to samo. wszyscy chcą dobrze.
pla, pre, ble słowianizm kurdesz, dowiedziałam się właśnie, to wymysł carski. my słowianie. jedni lepsi, inni gorsiejsi. uch...ciśnienie skacze.

siedzę se przy tem mojem punkcie dowodzenia i czuję te swoje gansiska. siedzą se w szafce i machają energią. to cynk, to miedź, trońkę CO2, trońkę żelaza. pen uzdatniony nano. nic jakby się nie zmieniło w działaniu.
czytam trochę czasem znajomków ze światach, którzy zafascynowali się Keshe i nawet niektóre rzeczy próbują realizować. powodzenia. ja jednak zostanę przy gansach, zwłaszcza, że czasem gdy coś boli pomagają. nawet, o dziwo. cieczą posmarowana brodawka odpadła. są tacy i są ich tysiące, którzy piją wodę znad gansu CO2. Piją, żyją, mówią że poznikały im różne guzy. ja tam nie mam odwagi. chyba, że okarze się, że pokochał mnie cancer, no to wtedy już mi wszystko jedno. w te albo we wte. żadna różnica.

fakt jest, że z czasem trzeba zwiększać moc i ilość specyfików. to tak jak, chyba, z modlitwą. zwiększa się zapotrzebowanie i konieczność, gdy chcesz świętym być. czy cóś...

nie ważne. jak to wszystko jest mało ważne. przy całej tej naszej krzątaninie, budowaniu domów dla rzeczy, jaka jest istotnie nasza rola? co wnosimy dzień po dniu do świata?

(o! somsiad soczystymi kufami rzuca. córcia coś odwaliła? a może zupa była za słona? no, mi się tez zdarza.)

a! dopusty miały być. no i były. znaczy się te plagi. w egipcie. i akcja promocyjna, który lepszy, który lepszy to se sami odpowiedzcie. ja na ten czas wróce na chwilę, do różnej maści dopustów i kar, jakoś z Faustynką mi się skojarzyło, którymi za zdradę na rzecz Baala i złota, spuszczał Jahwe na Izrael. i tak se myślę, że gdybym żyłą w tamtych czasach, byla na ten przykład somsiadem Izraela i zobaczyła, jak Bozia daje wpie... , to w życiu i za żadne skarby nie chciałabym mieć tekiego boga. wszystkich innych tylko nie tego. bo wiadomo, człowiek plugawie słaby jest i stając przed tronem Onego tylko marność i nic więcej.
i tak sobie przypominam pewne fragmenty z Dzienniczka i tak se myślę, beż pretensji, raczej ze współczuciem do Faustynki, o tych dopustach, które ją dotknęły.

tak mi się pier... z nudów różne rzeczy. wszak niedziela i człek się opierdziela. w mieście

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz