wtorek, 17 stycznia 2017

ale proszę pana

w czasie kolejnej wizyty w pralni nawiązała się rozmowa z przemiłą panią z obsługi. wypłynęła informacja ze w onej sieci brak pracowników. okazja czyni, no nie mnie, wiadomo kogo.
nie pomyślałam o tym. ale uznałam, że skorzystam z okazji i a nóż-widelec zostanę praczką ;)
pogadałam z właścicielem, ustaliliśmy, że 1 dzień poszkolę się w "centrali" a potem po kilka godzin dziennie w punkcie.
pierwszy dzień szkolenia w centrali to głównie stanie przy desce i prasowanie hurtowych ilości fartuchów. "koleżanki" dziwne. każda patrzy wrogo. słowa o czymkolwiek. żadnej propozycji przez cały dzień w temacie herbaciny czy cóś. ale huk z nimi. ma być jeden dzień. przeżyję. ostatecznie okazało się, że znów mam przyjechać do "centrali". wszystko ładnie i pięknie, ale jak to ma wyglądać? kolejny dzień przy desce? TO MA BYĆ SZKOLENIE?
po konsultacji z dziecięciem dzwonię do szefa i pytam jak to będzie, na jakich zasadach? bo pan rozumie, dojeżdżam, to jakiś koszt, po drodze może się coś wydarzyć i co wtedy, no i to szkolenie to w zasadzie normalna praca. czy on przewiduje jakąś formę wynagrodzenia, choćby minimalnego?
nie. nie ma takiej możliwości.
czy zapłaci za dniówkę?
nie. tego nie przewiduje.

stara i gupia gropa jestem. kurtyna


1 komentarz:

  1. Oj,.... naiwności, naiwności... Ciągle się uczymy. Serdeczności.

    OdpowiedzUsuń