wtorek, 3 stycznia 2017

2-16

wielu robi jakieś podsumowanie roku. ja też.

2-16 zaczęłam głębokim przekonaniem, że to dobry rok.
        zaczęłam od lutowej czy marcowej jazdy na obłędnym strachu, że cóś z Młądą, no i jazdy paniki i te rzeczy. nie polecam
        w związku z powyższym przewertowałam net, strzeliłam sobie kilka testów i uznałam, że sama sobie nie poradzę. wiosennie trafiłam, nie, śniegowo-chlapacio trafiłam do Justyny. psycholog. trochę mnie odgruzowała, potem rozwaliła na kawałki, nie posklejałam się i tak jest do dziś. zewnętrze napawa mnie głębokim wstrętem.
        podjęłam decyzję o rozwodzie z poTomkiem. przekroczone wszelkie bariery nietolerancji. trudno. syna się ma lub nie. ja wirtualnie środkiem posiadałam a w realu to był wróg i największy krytyk i poniewierca. wystarczy.
        przed Wigilią info o zamknięciu etatu w pracy. taki fajny prezent pod choinkę. a huk z tym.
        kurestwo ciotkowe przerosło moje pojmowanie więc doopskiem odwróconam. niek się wali i pali. huk z tym.
        trójca nasza jak ta przenajświętsza. grupa mozolnego wsparcia i wzajemnego dokopywania. Babelot, ja i Młąda.

co mi dał ten rok? rozeznanie spraw, ludzi. części przynajmniej. pogłębienie alergii. spadek sił. a i deprecha jak ten bumerang wraca. majuntku się nie dorobiłam, nowych przyjaźni nie nawiązałam, stare zdechły dawno. rodzina zmarła śmiercią tragiczną. cudnie nie było ale jakoś turlam się dzień po dniu usiłując przetrwać. bo żyć to mi się już nie chce. i wywnętrzać się czemu nie, też nie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz