poniedziałek, 30 stycznia 2017

kanalizacja

do posta natchł mnie http://agronauta4.blox.pl/html. i tak jak On, uczciwie uprzedzam, że  to temat dla twardziochów i niewrażliwców. przyjemnie nie będzie. będzie o starości.

opowiastka ciotki o gościu 70+, który radośnie siusiał do lodówki, bo mu się popierdzieliła ze sraczem przyjęłłam z dużym luzem. ostatecznie mać, choćby chciała w szuflady mi nie naleje. mać odstawia inne numery. odpowiednie dla wieku 80+
ponad 2 lata temu zaczęła jej przeciekać kanalizacja. w tym wieku jakby już się zdarza. nie czyma się i tyle. ale warto to jednak przebadać. bo może jednak to nie starość a co innego. choroba. wyleczalna. zawlokłam więc oną do wracza. wracz grzecznie mnie wypierdzielił z gabinetu, bo mać  przecież jest dorosła. a dorosła zapodała sobie leczenie u urologa. rodzinnego olała. 1,5  roku czekania. i już właśnie w TYM kwietniu nastąpi wiekopomna chwila. a tymczasem...
kanalizacja cieknie, myśl też cieknie i ciurka. dziwnie.
kobieta zamiast kupić se podkłady, ligninę i te rzeczy z upodobaniem bawi się  papierem toaletowym. bo niby tańszy. przesikuje się jak niemowlę ładne kilka razy na dobę. w zasadzie już nie donosi do kuwejtu. i można by to olać, osrać, wrzucić w nieważne, o ile nie dotyczyłoby to domowników. a dotyczy. wielopłaszczyznowo. i dogłębnie kanalizacyjnie i rurowo. nie że zapycha klopa, dwa, trzy epizody w zabawę w szambonurka już zaliczyłam, połamaną sedeskę zaliczyłam, wyrwany kibel z rury odpływowej zaliczyłam, popękana sedeska, kolejna, w trakcie. to wszystko nic drodzy państwo. w ramach oszczędności te "podkłady" suszy. wpierdziela za każdą rurę, każdy kaloryfer. upojna won amoniaku unosi się w całej chałupie o ile nie zorientuję się szybko.
ostatnio zaszantażowałam - jeszcze raz wpierdzielisz to dobro za rury, to opiszę na blogu, w świat pójdzie. spokój był tydzień. dziś podjęła jedynie słuszną decyzję - jej mieszkanie, jej rury, robić będzie to co jej się podoba.

ja też robię :p

zemsta jest rozkoszą boków :D

niedziela, 29 stycznia 2017

Żarna czy krypta?

   ( wersja niedosłowna )nudno Ci u nas wieczorami. każden jeden, poza babelotem, siedzi przy monitorku.
tym razem coś mnie podkusiło na rozmowy w stylu lekkiem.
zaczęło się od opcji poza warszawskiego leża rodziny a skończyło się na moim od czapy - ale pamietaj, nie że już, ale broń buk, nie chcę do trumny. za te psiąt lat np. bo wiesz-tu lecę przypomnianym argumentem-leżeć odłogiem w jednym miejscu do czasu porachunków, tfu!, wskrzeszenia, eee..... no! sądu ostatecznego, to lipa, kicha i w ogóle wypraszam sobie.
z pokoiku słyszę-tez bym nie chciała, żeby Cię robaczki jadły mamuniu,
tak! robacków nie chce, fazy płynnej przechodzić też....o fu.......szybko przeskoczyłam na Tybet.
pytam Młądej-oglądałaś Kunduna? nie...hm...dziecię nie ogląda nic prócz ulubionych aktorów, filmów o niewyjaśnionych i słucha muzy. tyle. Więc objaśniam pokazując jak mnisi dzielą pudełko na człowieka, jak kuraka, po stawach i tłumacze, że skarmiają ptaszokami, gnaty miażdżą i też wydają na posiłek. tłumaczę przemieszczając zadek do swego biura i dali słysze cichutkie
-a potem ptaszki srają Tobą mamusiu
padam ze śmiechu. wizja jest cokolwiek jedyna . zabawna. więc dokładam jeszcze urzyźnianie ziemi, życie w roślinkach i innych stworzonkach.
pamiętaj! Żadnych takich, żadnych grobów, kurna urna i tyle. na szczyt i będę sobie latała. a Ty na pociechę se odsyp kawałek, żebyś się mogła matce czasem na kawałku memłona wypłakać.
pomysł się spodobał. Córkom. mojej maci nie.
z prędkością światła znikła u siebie
a rano była zemsta szejtana.


BÓG na zasadach. cz 3

My kosmici.
kto mnie umieścił na tym statku kosmicznym zwanym Ziemią? dokąd lecę? jaki jest cel tej podróży?
po co? kto? dlaczego?
często pytam?

och, ile różnych odpowiedzi słyszałam: dla miłości Boga, dla zbierania doświadczeń, dla nauki, w celu przedłużenia gatunku itd, itp.

dlaczego znajdujemy się w takiej sytuacji? w tak olbrzymich odległościach od innych planet? i przemierzamy w ciągu doby miliony kilometrów nawet tego nie odczuwając.

patrzysz na kwiat i widzisz życie. widzisz tajemnicę.
patrzysz na ptaka i jedyne co możesz, prócz zachwytu nad jego pięknem,  to uśmiercić. ale nie stworzyć.
komórka-tajemnica stworzenia.

ludzie polują. zabijają.
czy pomyślą, że mały szarak, w swej konstrukcji, jest więcej wart niż potężne nieraz maszyny? to jest żywe stworzenie. w życiu jest tajemnica.

swego czasu wielu uważało, że robactwo powstaje samo przez się z brudu. nie z żywych zarodków ale z kurzu i pleśni. pyłu i wilgoci. z materii nieżywej. i dziś naukowcy starają się wykazać, ,ze wszelkie początki życia na ziemi rozwinęły się drogą samorództwa z materii nieożywionej. pod wpływem ciepła, elektryczności i innych sprzyjających czynników.samorodnie.
czy to jest logiczne?

- jak martwa materia mogla wlać i drugą życie jeśli go sama nie miała?
- jak z nieżywego może powstać żywe?
- materia nieożywiona z natury swej dąży do największego spokoju i zupełnej niezmienności. pierwiastki dążą do najtrwalszych połączeń chenicznych. w żywej komórce roślinnej powstają połączenia coraz mniej trwałe.
-żywa materia pochłania ciepło
-w żywych organizmach różne ich części działają dla dobra całości.
w materii żywej jest ruch, wymiana soków, odżywianie się i wzrost.w martwej zachowanie bierne i zastój.
to mówi sama natura.

tak. by powstało życie, prócz materii potrzebne jest jeszcze coś. od czasów Pasteura teoria samorództwa została obalona. prawa i zasady dziś obowiązujące w przyrodzie są niezmienne. od zawsze. skoro dziś samorództwo nie jest możliwe to i dawniej go nie było.

ani teoria panspermi, ami przybyszy zarodkowych w szczątkach meteorów czy innych nie znajdują potwierdzania w doświadczeniach laboratoryjnych. i empirycznych. ( spalanie w atmosferze, ultrafiolet).

;) kto nie uznaje Boga, musi uwierzyć w samorództwo.



BÓG na zasadach. cz 2

Powtórzmy: jeśli raz nic nie istniało, nic nie istnieje w ogóle, gdyż z niczego nic nie powstaje.

" Tymczasem stwierdzamy istnienie świata, czyli fałszywe było założenie, że wszystko bez wyjątku jest w świecie fałszywe. Istnieją zatem jakieś byty konieczne. między bytami koniecznymi istnieć musi bezwzględnie konieczny. wszystkie byty względnie konieczne zależą bowiem w istnieniu od wyższej przyczyny sprawczej, a zależność w istnieniu musi się ostatecznie zatrzymać na bycie w istnieniu całkowicie niezależnym, czyli BEZWZGLĘDNIE KONIECZNYM, jeśli w ogóle ma coś istnieć."

we wszechświecie panuje ruch, a gdzie ruch tam potrzebna siła poruszająca.
gdzie ona jest?
w materii? -> materia jest bezładna, obojętna na ruch i spoczynek. więc nie może sama z siebie się poruszyć. wykonać w sobie jakiekolwiek zmiany.
gdyby mogła to zrobić, fizyka nie miałaby zastosowania. żadne prawa by nie istniały. prawo ruchu również.
skoro więc materia sama sobą nie mogła nic, to logiczne, że musiała ten ruch otrzymać, musiała zostać poruszona przez siłę zewnętrzną. i to niematerialną.

musi więc być jakaś istota niematerialna, która pierwszą z rzędu materię w ruch wprawiła i dała początek wszelkim zmianom i zjawiskom we wszechświecie.

ok. wiemy już, że każda zmiana zależy od przyczyny sprawczej różnej od zmiany.

Każda zmiana polega na urzeczywistnieniu jakiejś możności; byt, który przedtem tylko mógł posiadać jakąś własność, teraz rzeczywiście ją posiada. moze to tylko zaistnieć pod wpływem bytu, który tę własność już posiada. przyczyna->skutek.
jest niemożliwe, aby ta sama rzecz, pod tym samym względem i równocześnie była w stanie możności i rzeczywistości: gdzie jest możność jakiejś doskonałości, nie ma rzeczywistości tejże doskonałości.

lecim dalej:
przyczyna sprawcza zmiany albo się zmienia przez to, że powoduje zmianę, alno się nie zmienia. jeśli się nie zmienia, jest niezmiennym sprawcą zmiany. jeśli się zmienia, zależy od nowej przyczyny sprawczej, której jest istotnie podporządkowana: tak długo bowiem działa, jak długo się zmienia i tak długo właśnie pozostaje pod aktualnym wpływem tej przyczyny. w tym przypadku zatem tworzą przyczyny ciag zmian przyczyn istotnie podporządkowanych, w którym musi istnieć przyczyna pierwsza.

ta czy inną drogą dochodzimy zawsze ze zmian do istnienia pierwszego, niezmiennego sprawcy zmian ciągłych.

no i tak dochodzimy do wniosku, że niezmienny sprawca zmian, musi posiadać pewne przymioty.
-JEST BYTEM NIEMATERIALNYM. ciała materialne są tylko  pośrednimi przyczynami zmian, bo same się zmieniają, aby zmiany wywołać w innych.
-JEST BYTEM BEZWZGLĘDNIE KONIECZNYM. do jego istoty należy istnieć.
-POSIADA CAŁĄ PEŁNIĘ BYTOWANIA. wszystkie możliwe doskonałości w stopniu nieskończonym. jest czystą rzeczywistością  pod kazdym względem.
-RÓŻNI SIĘ RZECZOWO od wszystkich bytów świata doświadczalnego. które zmianom podlegają. 

sobota, 28 stycznia 2017

BÓG na zasadach cz1

1. To samo nie może być i nie być - jednocześnie i pod tym samym względem. ( zasada sprzeczności - niesprzeczności )
2. Co jest - jest! Czego nie ma - nie ma! ( zasada tożsamości )
3. Jakakolwiek rzecz jest, albo nie jest. (zasada wyłączonego środka )
4. Nic nie istnieje bez wystarczającego powodu ( zasada racji dostatecznej )
5. Cokolwiek zmienia się, zmienia się pod wpływem czegoś innego ( zasada ruchu )
6. Cokolwiek przechodzi z nieistnienia do istnienia, otrzymuje istnienie od bytu innego. ( zasada przyczynowości )
    Nic się nie dzieje bez przyczyny
    Każdy skutek ma swoją przyczynę
--------------------------------------------------------------------------------------------------------
Szkic dowodu:
-każdy skutek ma swoją przyczynę -> świat jest skutkiem -> świat ma swoją przyczynę

ciąg przyczyn sprawczych musi być zakończony przyczyną pierwszą nieutworzoną, nie stworzoną, nie wypróbowaną, którą nazywamy BOGIEM.
BÓG  nie ma swojej przyczyny sprawczej, ma natomiast swój powód dostateczny. Mianowicie powodem Jego istnienia jest sama Jego istota. Byt samoistny, Byt sam od siebie.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wszystko co się zmienia, zmienia się pod wpływem czegoś innego -> świat się zmienia -> A więc świat się zmienia pod wpływem czegoś innego pozaświatowego.

Nieskończony ciąg zmian jest absurdem. - z tym bym już polemizowała jak.

Bóg materialny? materia zależna jest od praw fizycznych, uzależniona od woli człowieka. Nie ma w sobie wystarczającego powodu dla swego istnienia. Nie jest koniecznym istnienie wszystkiego co znamy. Był czas gdy nas nie nie było i będzie gdy nas nie będzie. To samo można powiedzieć o zwierzętach, roślinach. Ziemi, Wszechświecie.
skoro zatem wszystkie rzeczy istniejące na świevie są niekonieczne i wszystkie mogłyby nie istnieć, oczywista, że ich byt czyli egzystencja nie zależy do ich własnej istoty - żadna z tych rzeczy nie ma racji bytu w sobie, ale musiała go otrzymać od drugiej istoty, istniejącej przed nim. A ta znów, jeśli nie jest konieczna, otrzymała swój byt od trzeciej istoty. Cofając się ku początkowi, musimy dojść do jestestwa pierwszego, które od żadnego bytu nie mogło swego bytu otrzymać. To pierwsze nie mogło z czasem powstać, ono musiało istnieć od zawsze. GDYBY BOWIEM TO PIERWSZE JESTESTWO CHOCIAŻ CHWILĘ NIE ISTNIAŁO, NIC BY NIE ISTNIAŁO,  NIC BY NIE MOGŁO ZAISTNIEĆ. nie mogło, bo z nicości nic własną mocą nie powstanie.
A zatem ta pierwsza istota musiała istnieć zawsze i KONIECZNOŚĆ istnienia jest jej cechą istotną, Cechą wyróżniającą ją od wszystkich innych jestestw przygodnych czyli niekoniecznych.



niedziela, 22 stycznia 2017

dopust

zrobiłam se urodę konta. w p.pokoju. coś w rodzaju toaletki i biura wraz. po lewo janielica i puzdro na biżu po prawo parfuma i koszyk na farby do twarzy. a środkiem lapek i lustro. prawie weneckie.
siedzę od wczoraj przed onym. lekturę tez da się przeżuć.
poniżej szuflady. lewa spsiała. smycze i te rzeczy. prawa ludzka. szczotki, odkołtuniacze i te rzeczy. dołem całkiem po lewej buty. umieszczone w stylu dowolnem. po prawo gansiarsteo.
( finał farbiarstwa ludzkiego jest taki, że Ptaszorek Przelotny wlepia we mnie gałce:-będę się trońkę gapić bom nienawykła. ja też. pomalowane oko w stylu sąsiadki, czyli czarno widzę-nie zalicza testu. ust mych korale wymagają łagodniejszych barw. dobra, tyle o tynkowaniu kamienicy. po 50-tce należy).
ale tytuł dopust zobowiązuje.
wróciłam z upodobaniem do brukowanego romansidła faktem wydawanego. Saga o ludziach lodu. wstępnie w onej szaleje inkwizycja. rzuca na pożarcie czarownice i odmienców. i nie wiedzieć czemu, tak mi się jakoś tematycznie nawiązało do współczesności. takie publiczne palenie na stosie współczesnej nietolerancji. czytam niektórych, bardziej prawych, lewych, ultrasów i anty i wszędy to samo. wszyscy chcą dobrze.
pla, pre, ble słowianizm kurdesz, dowiedziałam się właśnie, to wymysł carski. my słowianie. jedni lepsi, inni gorsiejsi. uch...ciśnienie skacze.

siedzę se przy tem mojem punkcie dowodzenia i czuję te swoje gansiska. siedzą se w szafce i machają energią. to cynk, to miedź, trońkę CO2, trońkę żelaza. pen uzdatniony nano. nic jakby się nie zmieniło w działaniu.
czytam trochę czasem znajomków ze światach, którzy zafascynowali się Keshe i nawet niektóre rzeczy próbują realizować. powodzenia. ja jednak zostanę przy gansach, zwłaszcza, że czasem gdy coś boli pomagają. nawet, o dziwo. cieczą posmarowana brodawka odpadła. są tacy i są ich tysiące, którzy piją wodę znad gansu CO2. Piją, żyją, mówią że poznikały im różne guzy. ja tam nie mam odwagi. chyba, że okarze się, że pokochał mnie cancer, no to wtedy już mi wszystko jedno. w te albo we wte. żadna różnica.

fakt jest, że z czasem trzeba zwiększać moc i ilość specyfików. to tak jak, chyba, z modlitwą. zwiększa się zapotrzebowanie i konieczność, gdy chcesz świętym być. czy cóś...

nie ważne. jak to wszystko jest mało ważne. przy całej tej naszej krzątaninie, budowaniu domów dla rzeczy, jaka jest istotnie nasza rola? co wnosimy dzień po dniu do świata?

(o! somsiad soczystymi kufami rzuca. córcia coś odwaliła? a może zupa była za słona? no, mi się tez zdarza.)

a! dopusty miały być. no i były. znaczy się te plagi. w egipcie. i akcja promocyjna, który lepszy, który lepszy to se sami odpowiedzcie. ja na ten czas wróce na chwilę, do różnej maści dopustów i kar, jakoś z Faustynką mi się skojarzyło, którymi za zdradę na rzecz Baala i złota, spuszczał Jahwe na Izrael. i tak se myślę, że gdybym żyłą w tamtych czasach, byla na ten przykład somsiadem Izraela i zobaczyła, jak Bozia daje wpie... , to w życiu i za żadne skarby nie chciałabym mieć tekiego boga. wszystkich innych tylko nie tego. bo wiadomo, człowiek plugawie słaby jest i stając przed tronem Onego tylko marność i nic więcej.
i tak sobie przypominam pewne fragmenty z Dzienniczka i tak se myślę, beż pretensji, raczej ze współczuciem do Faustynki, o tych dopustach, które ją dotknęły.

tak mi się pier... z nudów różne rzeczy. wszak niedziela i człek się opierdziela. w mieście

wtorek, 17 stycznia 2017

ale proszę pana

w czasie kolejnej wizyty w pralni nawiązała się rozmowa z przemiłą panią z obsługi. wypłynęła informacja ze w onej sieci brak pracowników. okazja czyni, no nie mnie, wiadomo kogo.
nie pomyślałam o tym. ale uznałam, że skorzystam z okazji i a nóż-widelec zostanę praczką ;)
pogadałam z właścicielem, ustaliliśmy, że 1 dzień poszkolę się w "centrali" a potem po kilka godzin dziennie w punkcie.
pierwszy dzień szkolenia w centrali to głównie stanie przy desce i prasowanie hurtowych ilości fartuchów. "koleżanki" dziwne. każda patrzy wrogo. słowa o czymkolwiek. żadnej propozycji przez cały dzień w temacie herbaciny czy cóś. ale huk z nimi. ma być jeden dzień. przeżyję. ostatecznie okazało się, że znów mam przyjechać do "centrali". wszystko ładnie i pięknie, ale jak to ma wyglądać? kolejny dzień przy desce? TO MA BYĆ SZKOLENIE?
po konsultacji z dziecięciem dzwonię do szefa i pytam jak to będzie, na jakich zasadach? bo pan rozumie, dojeżdżam, to jakiś koszt, po drodze może się coś wydarzyć i co wtedy, no i to szkolenie to w zasadzie normalna praca. czy on przewiduje jakąś formę wynagrodzenia, choćby minimalnego?
nie. nie ma takiej możliwości.
czy zapłaci za dniówkę?
nie. tego nie przewiduje.

stara i gupia gropa jestem. kurtyna


sobota, 14 stycznia 2017

alleluja i do przodu!

jak to zwykle bywa, przypadek rządzi światem. zaczęło się od pralnia samoobsługowej, a skończy nie bardzo wiadomo na dzień dzisiejszy czym.
dzień jak zwykle rozpoczęty. kawa, papieros, poranny przegląd prasy czyli co fb niesie. wybiórczo, bo inaczej się nie da. trochę posłuchałam niejakiego Brauna, ale o poranku, mimo wszystko, nie podniesie ci on ciśnienia. monotonnie, rozwlekle i dokoła i w kółko Macieju. wiecznie to samo. a ja żądam atrakcji.
generalnie nie ma co marudzić. ruskie po jednej stronie granicy ustawiają swoje pionki, po drugiej amerykance. jak na szachownicy. pytanie: kto pierwszy się ruszy i puknie w czasoodmierzacz. mierzi mnie to wszystko. usrańce pod bronią w żaden sposób nie budują mojego poczucia bezpieczeństwa. wręcz przeciwnie. i tak - tu mi więdnie i opada a z drugiej strony ktoś odwalił za mnie kawał dobrej roboty. nie wiem czy sami sobą czy tez było to zlecenie płatne. ostatecznie nie ma to znaczenia. chyba nie ma też specjalnego znaczenia, że program z informacją poszedł w niezależnej.
http://www.kupujepolskieprodukty.pl/2013/12/projekt-wasciciele-polski-sprawdz-komu.html
przypadkiem zupełnie trafiłam na ten wątek. nie szukając. i refleksje w związku z powyższym mam raczej smutne.
słyszeć, domyślać się a mieć gotowca z informacjami to duża różnica. tak jak z Bogiem. wierzyć a wiedzieć.
cała ta szopka ponad 25-letnia nabrała wyrazistości bo z perspektywy Polaka trudno mówić o sensie.
smutny, przerażająco smutny jest w tym kontekście obraz naszej władzy. za garść srebrników oddali nas, nasza suwerenność. a my bulwersujemy się sprzedażą kamienicy wraz z lokatorami?
ta grupa to tylko pewna część. człowiek na szczycie ma nieograniczona władzę. kupuje, sprzedaje, rozgrywa, rozstawia pionki na szachownicy. inny ma zbrojenia, merdia, farmację.
ja tylko trońkę wiedzy przekazałam. tylko trońkę.

ale kochani, cycki w górę i do przodu. kupujmy o ile się da w polskich sklepach. a jak nie to tylko polskie produkty. to jedynie możliwa forma ukręcenia łba właścicielom polski. są aplikacje na tlf. dzięki nim można sprawdzić kto produkuje, ile jest w produkcie polskich składników i czy firma to polska firma.

sursum corda!

czwartek, 5 stycznia 2017

ona

zmiana sposobu pisania. ponieważ trudno mi o dystans do samej siebie, postanowiłam pisać w trzeciej osobie. ONA. a więc ONA wita WAS.
Nie rozumie cudzych nagłych smutków, przygnębienia. chciałaby rozumieć, móc porozmawiać o tym.
cóż. poczeka.

wstała wczoraj, chwilę pogadała z Przelotnym Ptakiem, podumała, pokurzyła, znów pogadała. tym razem z matką. zadała pytanie. odpowiedź zabolała.
ale prawda jest jedna, kto nie pracuje niech nie je. to jej motto prze wiele lat. najpierw praca. najpierw potrzeby innych. ona na końcu, gdy zarobi. z czysto psychologicznego punktu widzenia, to chore. stawiać siebie, bazę i opokę rodziny na końcu. ale inaczej nie potrafiła.
dziś ma kaca moralnego, że korzysta z pomocy finansowej matki, córki jednej i drugiej. wstyd jej, że szalona matka, 80 lat, targa (nie proszona, wręcz na zakazie), żarcie najprostsze i podstawowe dla niej.
dziś wstała, ogarnęła pranie. włączyła wiatrak w kuchni bo zapach preparatu do włosów ją drażni. szczęściem, że to chwilowe.
smutek Przelotnego Ptaka łamie jej serce. wyciska łzy.  bo nie rozumie. bo nie ma rozmowy. nie ma jak. jeno może mieć nadzieję, że czasem wejdzie na bloga i przeczyta. że Ona czuje się poza życiem Ptaka, że smutno jej z tego powodu, że chciałaby żeby tak jak kiedyś, razem choć przez chwilę coś robić. takie supełki bliskości.
Najmłodsza widzi tę formę izolacji. chce to zmienić ale takt i delikatność to nie są jej mocne strony. tęskni za dawnymi czasami, choć chyba to bardziej potrzeba niż rzeczywista pamięć wydarzeń. potrzeba bliskości rodziny.

dziś nie ma ochoty wysyłać cv. od dawna nie ma. zmusza się do małych, codziennych czynności. jaki sens tego wszystkiego? codzienne, powtarzalne czynności uważane są powszechnie, za niezbędne i kształtujące charakter. ją niszczą, ograniczają.

codzienne utyskiwanie Młądej, czepianie się wszystkich o wszystko, konieczność wysłuchiwania bezustannego narzekania, krytykowania i obmawiania innych wykańcza ją. tamy i zapory, próby stworzenia własnej minimalnej przestrzeni spełzają na niczym. jest umęczona i udręczona tym.  ten potok słów odbiera jej jasność myślenia. zniechęca do wszystkiego. najchętniej by uciekła tylko nie ma gdzie. nie ma za co. nie ma do kogo.

wtorek, 3 stycznia 2017

2-16

wielu robi jakieś podsumowanie roku. ja też.

2-16 zaczęłam głębokim przekonaniem, że to dobry rok.
        zaczęłam od lutowej czy marcowej jazdy na obłędnym strachu, że cóś z Młądą, no i jazdy paniki i te rzeczy. nie polecam
        w związku z powyższym przewertowałam net, strzeliłam sobie kilka testów i uznałam, że sama sobie nie poradzę. wiosennie trafiłam, nie, śniegowo-chlapacio trafiłam do Justyny. psycholog. trochę mnie odgruzowała, potem rozwaliła na kawałki, nie posklejałam się i tak jest do dziś. zewnętrze napawa mnie głębokim wstrętem.
        podjęłam decyzję o rozwodzie z poTomkiem. przekroczone wszelkie bariery nietolerancji. trudno. syna się ma lub nie. ja wirtualnie środkiem posiadałam a w realu to był wróg i największy krytyk i poniewierca. wystarczy.
        przed Wigilią info o zamknięciu etatu w pracy. taki fajny prezent pod choinkę. a huk z tym.
        kurestwo ciotkowe przerosło moje pojmowanie więc doopskiem odwróconam. niek się wali i pali. huk z tym.
        trójca nasza jak ta przenajświętsza. grupa mozolnego wsparcia i wzajemnego dokopywania. Babelot, ja i Młąda.

co mi dał ten rok? rozeznanie spraw, ludzi. części przynajmniej. pogłębienie alergii. spadek sił. a i deprecha jak ten bumerang wraca. majuntku się nie dorobiłam, nowych przyjaźni nie nawiązałam, stare zdechły dawno. rodzina zmarła śmiercią tragiczną. cudnie nie było ale jakoś turlam się dzień po dniu usiłując przetrwać. bo żyć to mi się już nie chce. i wywnętrzać się czemu nie, też nie.

niedziela, 1 stycznia 2017

smętarz na kotwice

w chwilach zagubienia kotwiczę codziennością. chwytam cokolwiek by się nie zgubić. a i tak życie mi ucieka. przeciekają przez palce proste czynności. gubie się w codzienności. byciu.
nie rozumiem.
nic prawie nie ma.
smentarz