Siedzę popołedniem i zamulam z lekka.
Wczorajsza noc zarwana kaszlakiem. Przylazło coś w krzaki za płotem i kaszlało sporadycznie ale na le skutecznie, żeby dźwięk dotarł do mnie i obudził. Psy zresztą zaczęły się kręcić, powarkiwać, poszczekiwać. Wstałam no i kochane futrzaki usłyszawszy moje ruchy podniosły jazgot iście piekielny. Pruły sie dobre 5 minut skutecznie mnie rozbudzając a kaszlak powoli oddalał się w dal wnioskując z dochodzących dźwięków.
Dzień przetrwałam nawet pracowicie padając na pysk dopiero wieczorem.
Spokojnie drzemałam przed tv gdy dotarł do mnie odgłos klepania. Takiego jakie dochodzi z walenia w worek bokserski. Z lekka zniesmaczona spojrzałam w tamtym kierunku. Po chwili dźwięki ustały, chyba uznali mnie za ducha gdy w jasnej pidżamie sterczałam w oknie.
Zmieniłam miejscówkę, wyłączyłam tv. Śpię a w zasadzie w duchocie usiłują zasnąć.
Głosy, kurna znów, tym razem obok domu, natężenie emocji duże, perswazje niedosłyszalne wyrazami, ale od emocji było aż gęsto. Głosy przepełzły między bruzdy.
Śpię, chcę zasnąć. Psy powarkują, poszczekują. Nie da się. Zapalam lampkę, czytam.
- puk - doszło z oddali; mać o psia! szczelają!
Myśl jak błyskawica - kłusują zarazy czy jakieś porachunki, co robić? Kajecik z niezbędnymi numerami posiadam, ale czy to coś zmieni nawet jak zadzwonię?
Wyszłam na schody na fajka. Strachu zero, jakby mózg mi się wyłączył. Czarny futrzak to podchodzi to węszy, czujny. A ja nic. Uspokajam piesa jednocześnie chwaląc zachowanie.
Wróciłam do łóżka, zasypiam, prawie i znów - puk!
Tu już mnie trochę wkurzyło, ja chcę spać a tu pukają i pukaja.
Zadzwoniłam na Police i już za jakie pół godziny byli. Szybko! Przez myśl przemknęła mi myśl, że jakby mnie chcieli zaciukać i chatynkę obrabować to, ho ho!, czasu mieliby w opór.
Spisali mnie czyli pidżama lady, pokręcili się po okolicy i pojechali. Rano jakieś karetki wyli ale czy to było związane z tym czy inna sprawa, to nie wiem.
Jakoś nie jestem zachwycona tym wszystkim. Szczególnie moją postawą. Ale co? Miałam lecieć między bruzdy? A co gdyby to jakimś potwornym przypadkiem było moje dziecko czy ktoś bliski? Też bym tak spokojnie siedziała na kupsze?
Mam nadzieję że ta noc spokojna będzie. Podobno od stresu się chudnie. Przynajmniej jakiś pożytek z tego będzie!
Wczorajsza noc zarwana kaszlakiem. Przylazło coś w krzaki za płotem i kaszlało sporadycznie ale na le skutecznie, żeby dźwięk dotarł do mnie i obudził. Psy zresztą zaczęły się kręcić, powarkiwać, poszczekiwać. Wstałam no i kochane futrzaki usłyszawszy moje ruchy podniosły jazgot iście piekielny. Pruły sie dobre 5 minut skutecznie mnie rozbudzając a kaszlak powoli oddalał się w dal wnioskując z dochodzących dźwięków.
Dzień przetrwałam nawet pracowicie padając na pysk dopiero wieczorem.
Spokojnie drzemałam przed tv gdy dotarł do mnie odgłos klepania. Takiego jakie dochodzi z walenia w worek bokserski. Z lekka zniesmaczona spojrzałam w tamtym kierunku. Po chwili dźwięki ustały, chyba uznali mnie za ducha gdy w jasnej pidżamie sterczałam w oknie.
Zmieniłam miejscówkę, wyłączyłam tv. Śpię a w zasadzie w duchocie usiłują zasnąć.
Głosy, kurna znów, tym razem obok domu, natężenie emocji duże, perswazje niedosłyszalne wyrazami, ale od emocji było aż gęsto. Głosy przepełzły między bruzdy.
Śpię, chcę zasnąć. Psy powarkują, poszczekują. Nie da się. Zapalam lampkę, czytam.
- puk - doszło z oddali; mać o psia! szczelają!
Myśl jak błyskawica - kłusują zarazy czy jakieś porachunki, co robić? Kajecik z niezbędnymi numerami posiadam, ale czy to coś zmieni nawet jak zadzwonię?
Wyszłam na schody na fajka. Strachu zero, jakby mózg mi się wyłączył. Czarny futrzak to podchodzi to węszy, czujny. A ja nic. Uspokajam piesa jednocześnie chwaląc zachowanie.
Wróciłam do łóżka, zasypiam, prawie i znów - puk!
Tu już mnie trochę wkurzyło, ja chcę spać a tu pukają i pukaja.
Zadzwoniłam na Police i już za jakie pół godziny byli. Szybko! Przez myśl przemknęła mi myśl, że jakby mnie chcieli zaciukać i chatynkę obrabować to, ho ho!, czasu mieliby w opór.
Spisali mnie czyli pidżama lady, pokręcili się po okolicy i pojechali. Rano jakieś karetki wyli ale czy to było związane z tym czy inna sprawa, to nie wiem.
Jakoś nie jestem zachwycona tym wszystkim. Szczególnie moją postawą. Ale co? Miałam lecieć między bruzdy? A co gdyby to jakimś potwornym przypadkiem było moje dziecko czy ktoś bliski? Też bym tak spokojnie siedziała na kupsze?
Mam nadzieję że ta noc spokojna będzie. Podobno od stresu się chudnie. Przynajmniej jakiś pożytek z tego będzie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz