Na wyraju jestem. Psiejsko, kocio, kwietnie i ogólnie ok.
Plan dnia ustalony. Parzyste godziny na główkę przeznaczone i inne czynności intelektualne. Reszta dowolnie. Czyli dbanie o żywinę, prace ogródkowe, i takie takie tam.
Poranek zaczyna się kawą na schodach. Słoneczko, psisko się smyra w oczekiwaniu na śniadanie, nocny włóczęga odsypia zaległości.
Siedzę i budzę się. Siedzę, paczę i liczę. Ślimaki.
To co się dzieje przechodzi moje pojęcie. Rodzajów na razie trzy zobaczyłam ale za to w hurtowych ilościach. W zasięgu wzroku przynajmniej 10, ale ślepawa jestem więc pewnie więcej. Na bocznych dróżkach to już plaga. Co krok ślimaki. Boleśnie trzeszczą pod stopami. Wczorajszy poranek spędziłam min. na usuwaniu ich z chodnika. Szkoda zwierzów.
Plany na dziś? Zanabyć torf i podsypać pod żurawinę, którą nabyłam. Dokarmić też borówkę i jagodę syberyjską. I to tyle ogródkowo. Niedziela :)
Jutro, o ile nie będzie padało będę to trzebienie krzaczorów i ogałacanie z odrostów drzewo. Jakoś za obficie się rozrasta.
Byczę się koncertowo w łykend. Opalam się, czytam ulubionego Gołubiewa, sączę ciecze różnej maści. Jest OK.
" Ciche, miodowe popołudnie wtórego dnia po napadzie; wiatr nie powiał, ptak nie zakwilił na gałęzi, przepiórki jeno ochoczo pokrzykują w zbożu. Ale Śliźnie pobiegli gromadnie, śpieszkiem, niczym na widowisko - u wierzb zebrała się niemała, zbrojna kupa; setka oczu patrzyła, jak normańskie łodzie powracają na dawne miejsce pod prad. Bez pośpiechu, ospale raczej i niechętnie.
Dzioby zaryły w piasek, pierwszy wyskoczył Gorm, za nim skakali inni, żaden nie spojrzał na Śliźniów - jak gdyby z ociąganiem drapali się na swe dawne obozowisko. Leciały ku nim kmiece prześmieszki: nie zwracali uwagi na smardowy jazgot. Ponurzy i rozjedzeni spode łba spoglądali na Gorma.
Urzekła im jarla dziewka abo co? Cały wczorajszy dzień spędzili jak borsuki w jamie: wylegiwali się. Cóże to z nim się stało, nie poznawali tak zaciętego zawżdy woja. On sam nie poznawał siebie: tyle czasu zmarnować!...- Na co czekał? sterczeli niczym pniaki w lesie - ni tu, ni tam! - czar, urok, nawięzy puszczanskie? Gorm sam tak mniemał, psiamać, gdy oglądał się wstecz. Co on przez cały ten dzień robił? aż dziw... wpatrywał się wciąż w porzucone płótno, w puste miejsce, gdzie tamta niecnota śpiewała, na chatę, w której się pewnie skryła: ani pozbyć się Licha! Nie bardzo więc chciał słuchać dolatujących go narzekań:
- Sparciejem tu.
- Patrz na Gorma.Stoi kiej bindas.
- Masz-li jaki kawał mięsiwa?...Żryć się chce.
- Czegoś się przypiął do mnie?
- Spętał się całkiem
- Babim kpem.
- Za kpa ty głowę dasz.
- Odpowie nam. Gdy wrócim do Jomsborga.
- Zawżdy uderzał, Chybki był. Nynie istny koziol nad wodą!
- Może kiecka gdzie mignie z daleka?
- Wiking!
- Jarl Jomsborski! Łajno psie.
- Cichajcie! Usłyszy jeszcze...
- Nie usłyszy. Bacz, znowu oczy wlepił.
- A usłyszy, taj co? Sam mu rzeknę.
- Rzeknij.
- Prosto w gębę mu siknę.
Jednakże słyszał wszystko, każdziutkie słowo! To o nim! Tylko o nim! Cóż ma im na to rzec?...Jako że on...Strach samemu pomyśleć! Żeby tak wiedział, czego chce! Więc milczał. Zły był. Patrzył. Na płótno, na chaty.
Psiamać!
Wiking.
Naisto: jarl jomsborski!
Wszystko słyszał. I nie porabał tych kaprawych pysków. Oczy wlepiał za rzeke." Antoni Gołubiew " Bolesław Chrobry" (fragment)
No właśnie :), lecę czytać dalej, ponownie po raz 20-ty? Mogę z upojeniem, bo to nasza historia. Odległa ale godna najwyższego szacunku i najwspanialszy z naszych władców, królów. Za Bolka byliśmy potęgą. Ech... to se wrati, głęboko w to wierzę :)
Plan dnia ustalony. Parzyste godziny na główkę przeznaczone i inne czynności intelektualne. Reszta dowolnie. Czyli dbanie o żywinę, prace ogródkowe, i takie takie tam.
Poranek zaczyna się kawą na schodach. Słoneczko, psisko się smyra w oczekiwaniu na śniadanie, nocny włóczęga odsypia zaległości.
Siedzę i budzę się. Siedzę, paczę i liczę. Ślimaki.
To co się dzieje przechodzi moje pojęcie. Rodzajów na razie trzy zobaczyłam ale za to w hurtowych ilościach. W zasięgu wzroku przynajmniej 10, ale ślepawa jestem więc pewnie więcej. Na bocznych dróżkach to już plaga. Co krok ślimaki. Boleśnie trzeszczą pod stopami. Wczorajszy poranek spędziłam min. na usuwaniu ich z chodnika. Szkoda zwierzów.
Plany na dziś? Zanabyć torf i podsypać pod żurawinę, którą nabyłam. Dokarmić też borówkę i jagodę syberyjską. I to tyle ogródkowo. Niedziela :)
Jutro, o ile nie będzie padało będę to trzebienie krzaczorów i ogałacanie z odrostów drzewo. Jakoś za obficie się rozrasta.
Byczę się koncertowo w łykend. Opalam się, czytam ulubionego Gołubiewa, sączę ciecze różnej maści. Jest OK.
" Ciche, miodowe popołudnie wtórego dnia po napadzie; wiatr nie powiał, ptak nie zakwilił na gałęzi, przepiórki jeno ochoczo pokrzykują w zbożu. Ale Śliźnie pobiegli gromadnie, śpieszkiem, niczym na widowisko - u wierzb zebrała się niemała, zbrojna kupa; setka oczu patrzyła, jak normańskie łodzie powracają na dawne miejsce pod prad. Bez pośpiechu, ospale raczej i niechętnie.
Dzioby zaryły w piasek, pierwszy wyskoczył Gorm, za nim skakali inni, żaden nie spojrzał na Śliźniów - jak gdyby z ociąganiem drapali się na swe dawne obozowisko. Leciały ku nim kmiece prześmieszki: nie zwracali uwagi na smardowy jazgot. Ponurzy i rozjedzeni spode łba spoglądali na Gorma.
Urzekła im jarla dziewka abo co? Cały wczorajszy dzień spędzili jak borsuki w jamie: wylegiwali się. Cóże to z nim się stało, nie poznawali tak zaciętego zawżdy woja. On sam nie poznawał siebie: tyle czasu zmarnować!...- Na co czekał? sterczeli niczym pniaki w lesie - ni tu, ni tam! - czar, urok, nawięzy puszczanskie? Gorm sam tak mniemał, psiamać, gdy oglądał się wstecz. Co on przez cały ten dzień robił? aż dziw... wpatrywał się wciąż w porzucone płótno, w puste miejsce, gdzie tamta niecnota śpiewała, na chatę, w której się pewnie skryła: ani pozbyć się Licha! Nie bardzo więc chciał słuchać dolatujących go narzekań:
- Sparciejem tu.
- Patrz na Gorma.Stoi kiej bindas.
- Masz-li jaki kawał mięsiwa?...Żryć się chce.
- Czegoś się przypiął do mnie?
- Spętał się całkiem
- Babim kpem.
- Za kpa ty głowę dasz.
- Odpowie nam. Gdy wrócim do Jomsborga.
- Zawżdy uderzał, Chybki był. Nynie istny koziol nad wodą!
- Może kiecka gdzie mignie z daleka?
- Wiking!
- Jarl Jomsborski! Łajno psie.
- Cichajcie! Usłyszy jeszcze...
- Nie usłyszy. Bacz, znowu oczy wlepił.
- A usłyszy, taj co? Sam mu rzeknę.
- Rzeknij.
- Prosto w gębę mu siknę.
Jednakże słyszał wszystko, każdziutkie słowo! To o nim! Tylko o nim! Cóż ma im na to rzec?...Jako że on...Strach samemu pomyśleć! Żeby tak wiedział, czego chce! Więc milczał. Zły był. Patrzył. Na płótno, na chaty.
Psiamać!
Wiking.
Naisto: jarl jomsborski!
Wszystko słyszał. I nie porabał tych kaprawych pysków. Oczy wlepiał za rzeke." Antoni Gołubiew " Bolesław Chrobry" (fragment)
No właśnie :), lecę czytać dalej, ponownie po raz 20-ty? Mogę z upojeniem, bo to nasza historia. Odległa ale godna najwyższego szacunku i najwspanialszy z naszych władców, królów. Za Bolka byliśmy potęgą. Ech... to se wrati, głęboko w to wierzę :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz