czwartek, 17 kwietnia 2014

Po kolei

Dawno mnie nie było :D

Trzymam się domu i nie biegam raczej nigdzie. Petam sie po chałupinie smęcąc i wściekając się na Mać. BO? Bo mnie wkurza. Sobą. Powiedziałam co. I że mimo kocham bo mła. Się mamy ze sobą :/

Z z młodymi jakby weselej, pelniej w domu.
Bo i Pierworodna, i Dzieciatko i aLaska.

Psiejskie jest cudne. Pierwszy foch, że się objawiła już mi minął. Podgladam tałatajstwo, jego rozwój, życie w pełnej rodzinie. I nie ma bata. Szczeniak zupełnie inaczej się zachowuje gdy jest obok niego para. Od kazdego coś czerpie, czegoś się uczy. Cwana, mądra, przebojowa. W lot chwyta wszystko. Ze starymi ma używanie. Doskonale sprawdzają się w roli gryzaków. Szaleje z drabem, ganiają się jak nieprzytomni po pokoju. Mordka pełna szczęścia.
Opanowała wchodzenie na moje łóżko korzystając z szafki stojącej obok jako podpórki pod głowę. Zapiera się nią o ściankę a dupinę ciągnie w górę.
Doskonale wpasowała się w Dziecine szczególnie noca :DDD Śpią zgodnie :DDD

Zacna Pani Chirurg, której już miałam krzyknąć:- "Kocham Pana, Panie Sułku" ( zreflektowałam się w pore bo pcia nie ta), rozbawiła mnie i chwilowo wprawiła w otępienie, boć ja przecież na żadną operację się nie wybieram. Prawda?
Na wstępie rzekła że na żadną operację mnie nie wyśle - przecież nie chciałam!,
masażu mi nie zrobi - bo nie - nie oczekiwałam; chciałam się w końcu dowiedzieć co MI!
G.. wiem dalej, a w zasadzie to samo co i przedtem. Zalecenia jeno doszły.
Spać do końca świata na wałku - też mi nowina? Od lat śpię bez poduszki, zupełnie na płaskim. Phi!
Wkładki se kupić bo stiopy wyrodne. Zanabyłam!
Biodra gimnastykować - najlepiej z listonoszem O_O Czemu akurat z nim????
Skierowanie na rehabilitację dała z zaleceniem coby ino mig. Kobieto!, opamiętaj się!, w PL-u? Z choinki się urwałaś czy bez most skakałaś?
Ja do domowego dostać się nie mogę, bo usprawnili działanie przychodni a co dopiero gdzie dalej.
Połaziłam owszem i tu i tam - gdzie blisko. A że byłam na głodzie tlenowym więc żadnej sensownej decyzji podjąć nie byłam w stanie.
Leki grzecznie wykupiłam i już mi lepiej - deko. Tylko zaczynam się czuć trochę nietęgo.  Z powodu ilości i dawkowania.
Bo:
bladym świtem - osłonowe
rankiem-p. bólowe i p. zapalne, wapno, specyfik na wzmocnienie wiązadeł i magnez - 4 sztuki razem
wieczorem-wapno

Zachęcona lepszym samopoczuciem miotnęłam się p.świątecznie. Czyli chyciłam się za wiertarke , piłę i te rzeczy. Bo półek brak. Zrobiłam sztuk 1. I coś tam jeszcze. A rano znów zapragnęłam męczeństwa. I tak tupałam. Tu pranie, tu szczochy na podłodze, tu coś, tam coś i znów wiertarka i śruby i te rzeczy.
Półka pikna nad tv. Z lampką, zdjęciami juk u Carringtonów i albumy. I wystarczyło coby tłusty dup pt. Pampek dupkę odbił od półki i srrrrrrrrrrrru poleciało!
Jasne! Nadzieja matką inteligentnych inaczej. Ona to mać ma isto! Życzenie miałam coby kotki mijały półkę, choć środkiem wiedziałam, że taki będzie finał.
Ino prać się po pysku!
A że  w tzw międzyczasie znów mi się naczynia krwionośne w widocznych miejscach zapadły i śpik mnie ogarnął okrutny to uznałam, że chwilowo czniam. Zaległam z Heroes przed nosem, z żężącym lapkiem i tyle. Pierworodna doniosła co trza na półeczki u Niej. Możę jutro coś?

Z dzieciami jak wiadomo pełniej. Różniście. W związku z tym nachęciłam starszą coby odwłoki nasze zawiozła nach Słomczyn. Nigdy tamoj nie byłam :p
Pierwsza rzecz która nas dopadła z wizgiem to oczywiście żywina. Czyli fagment targowiska ze zwierzmi. Panie!, czego tam nie było. Kaczki różnych rozmiarów, kury, koguty, głąby rożnej wielkości, rybki i kunie też. Kotów nie było a psy tak. W różnych warunkach. Jedne w kojcach - dobrze, inne w kufrach samochodów. Fak! Paszczu radłam co się tak nie kupuje. Krótko bo na wyjściu, ale lepsze to niż nic.

Na targ właściwy dotarłyśmy - w końcu i zaczęła się zabawa. Na początku przyjemna a potem w miarę upływu czasu i obciążenia - bolesna.
Zakupy zaczęły się od nabycia przez progeniturę lustra. Bo się mi spodobało. Ośmiokątne, w dębowej ramie. GIT!
Potem mamunia czyli ja dostała spazmów niemal na widok skrzypków. Głupi bachor(czyli ja) stał i żądał. I chciał! No i dostał :))) Skrzypki bardzo nam przypadły do gustu. Na wyraźną prośbę Pierworodnej używane w czasie Jej nieobecności. Czy strunowe, bo jedną pękłam, ale co tam :))), i tak mam super frajdę. Na czech też się da żęzić. :p
Z zanim co to był już nabyty bębenek afica made in. Zacny!
Finalnie wracałyśmy także z wiadrem systematycznie napełniamym wszelkimi dobrami. Kaczką cudnej urody z utrąconym dziobem na ten przykład zamiast żywej. Bo i taką miałam w planie ale się opamietałam. Granice kaprysów trza znać. Nic kosztem zwierząt.

No i tak się plecie to życie me. Żadnych przygotowań p. świątecznych. Żadnych palemek, białych kiełbas, żurków. Ja siedze cicho, boć na garnuszku dziewczyn, a one też bo ... matki kaprysy je wykończyły.

Wesołego jaja Kochani :*


2 komentarze: