piątek, 13 listopada 2015

olej-srolej

nerwa mam i tyle
na mojem profilu fb mam rózności. i ziółka i leczenie i inszszsze cudaki, w związku z tym co dzień uszczęśliwiają mnie informacje na tłusto.
przyswoiłam, że olej jest be, przyswoiłam, że wszystko całściowo powinno się żreć. rzepaki, sraki, słneczniki omijam. odchwaciłam się. może to chwilowe w związku z niższymi temperaturami, ale w zupełności wystarcza mi masło do chleba i smalec własną ręką robiony do smażenia. resztki oliwki ze wstrętem, bo szkoda wyrzucić, stosuję do masażu stóp. pokrowne i świńskie mi odpowiada. masło może do najtańszych nie należy, ale dobra słonina, topliwa, jak to mawiało moje Dziadostwo, i owszem, ujdzie. bo Dziadostwo najlepszy smalec robiło, i do smażenia i na chleb. babcie się nie dotykały. zresztą gdy patrzę wstecz to dziadków miałam całkiem gender. gotowali, robili zakupy, uczestniczyli w wychowywaniu dzieci. i byli facetami z jajami. nie wyfiokowanymi piczami z fiutem.
paczę na pogłowie młodych penisów i słabo. niunie z fiutkiem, mamusiowe pieszczoszki, wszystko na jedno kopyto. no rusałko-ameby. zapach mężczyzny poszedł w pizdu!, została woda, perfuma, markowe ciuszki lub nie, pieczołowicie wymodlone żelazkiem i mamunią. do czego toto się nada?
do lasu gamonia na grzyby nie zawleczesz. z plecakiem i namiotem w plener też nie. na szlaku kopyta sobie poskręca. robaka na wędkę nie założy. na widok szerszenia odstawi taniec św wita. łopaty nawet z obrazka nie zna , czajkowskiego od viwaldiego nie odróżni. teatr kojarzy mu się z przedszkolem.
a panny? która nastolatka jest dziewicą? skromność? hm.. pomyślmy... a cóż to? we wszystkim.

 emocje, te moje emocje

jakby kto pytał, to wszystko z doopki mi zaczyna spadać. na wagę nie wchodzę, widze po ciuchach. fajne sztruksiki potrzebują na cito paska, wszystkie portki w zasadzie.
jem to na co mam chęć. nic wg reguł, że śniadanie to mleczko, pieczywko. tak robiłam przez większość życia i źle się czułam. ociężała, wzdęta, odmóżdżona. temu prze wiele lat nie jadłam śniadań bo źle się czułam. nawet moja mama staruszka pilnuje tego co jem, bo widzi rezultaty. a ja przestałam ją uszczęśliwiać swoimi mądrościami-głupota. chce masło-proszę, chce śmietanę-proszę. róbta generalnie co chceta, jedzta co chceta.
po odpoczynku nie chodzę tylko śmigam jak nówka sztuka. po masażu skrzydła u ramion. jak dzieciak zbiegam ze schodów. znaczy się jest dobrze. dobry kierunek obrałam.
zero słodkości poza czekoladą 90% kakao, czasem cola, w ramach reanimacji, miód i cukier trzcinowy. no i owoce, nieprzesadnie.
mam chęć na spacery z psem, na zajęcia domowe, pracę wszelka. w miarę możliwości, bo 11- ty dał mi solidnie w kość. 2 dni resetu. oby tak dalej. jest postęp

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz