poniedziałek, 2 listopada 2015

lampka na grób

pisałam, że swąd cmentarny mnie odrzuca? pisałam. nie paniętam tego z czasów dzieciństwa. na dysku zapisały mi się tysiące płonących lampek, zniczy. bez smrodu. cmentarze okryte łuną światła. nastrój. cisza. szelest liści pod stopami, pańska skórka i obowiązkowo przemarznięte stopy.
dawno temu, ale już w okresie III rp wpadła mi w oko informacja, o zmianie, urzędowe przepisy, składu światełek nahrobnych. że niby te stare to dramat a nowe będą super. cokolwiek by to nie znaczyło. no i nastał smród. taki detal. nastały też plastiki. psiękne kufa. kolorowe, jarmarczne. tylko czy ktoś się zastanawia stawiając TO na grobie, co wydziela się do atmosfery pod wpływem temperatury? dodatkowo jakie reakcje zachodzą między produktem spalania a plastikiem? śmiem twierdzić, że to bomba toksyczna, coś na miarę cyklonu, z opóżnionym zapłonem.
chemikiem nie jestem, ale ftalany to rzecz niefajna. plastifikatory bez atestów, boć tu nie potrzebne, również.
cóż jeszcze mnie " zachwyca"? plastikowe kwiecia i  " cuda" wianki. estetyka  z głębokiej doopy.
i tabuny ludzi. tłumy, tysiące. bo tylko teraz i tylko tu. jak na promocji.
że co? wredna jestem? no jestem!
że jak co, to nikt nie przyjdzie? a po co? żywi mają żyć, a ci co odeszli niech spoczywają w spokoju.
i skąd ja mogę wiedzieć co mi się uroi czy co dzieciaki wymyślą? pudełko na człowieka takie ważne?
szkoda, że nie ma takiej tradycji jak w tybecie. na kawałki i na karmę. ekonomiczne i ekologiczne. ale nie tu. tu nawet na pudełku trzeba zarobić.
dzieciaki. najmniejszym kosztem proszę. po co ta szopka. przecież i tak za kilkadziesiąt lat nikt doopy nie powlecze na grób jakiejś tam nieznanej pra, pra szczurzycy. żałoba do pochówku a potem nosy w górę i skaczemy jak kangury. serio! szkoda życia na smęty :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz