poniedziałek, 2 listopada 2015

może to minie?

kilka dni robótek z przerwami i znów wraca zaszłe. trzy razy wychodziłam z domu, wracałam, bo jeszcze to i tamto. blech...
najlepiej mi się robi, gdy panny domowe śpią jeszcze. z przytupem śmigam i tu i tam. robota pali mi się w łapach. niech no jeno ćhoć jedna ślipie otworzy to mam od razu zupę w głowie. szlag...
tak se myślę, że może nasze żywoty to tak trochę jak ruska laleczka. jeden w drugim? to teraz to okres płodowy do następnego. siedzimy sobie a całe to życie to jakiś test na nienarodzonych. i w zależności od wyników trafi się do fajnych rodziców, albo sadystów.
a co przed było idąc tym śladem?
trochę bredzę, bo czuję się raczej wujowo. trochę mnie zarzuca. głownie zalegam.
szczyt odmóżdżenia popełniłam wieczorkiem. na kakaowe cósie nałożyłam serek czosnkowy. nosz pyśne :/
 i czego się dziwić, że zbiera mi się na torsje.

żałosną żabą się czuję, takim kleksem z pampersa. .. witaj klo!

1 komentarz: