wtorek, 3 września 2013

W czasie deszczu

Psy zamknięte i wcale nie chętne do łażenia po mokrości, a my... jedna na kompie, druga układa płyty CD, w kominku ogień migoce, a w perspektywie jajecznica, kawa z mlekiem, kompocik i różności owocowe. I filmy,  spacerek między bruzdy albo do koniowatych. Generalnie luzik bez napinania się. Będzie co wyjdzie.

Powoli dochodzę do siebie po wczorajszych wrażeniach. Niby nic a przestraszyłam się. Młodej sinieją palce, ze stresu. Czy coś potwornego się stało? Bynajmniej! Byłyśmy na wycieczce rowerowej, kawałek jechałyśmy ruchliwą ulicą i TO zestresiło mi Dziecko. Bo samochód natentychmiast ją stuknie, bo matka odwracała się do Niej i gadała a TO grozi śmiercią tragiczną, a to jak wariatka wrzeszcząc całą paszczą ( Z radości życia )wykonywała wariacki zjazd terenowy na łeb na szyję zostawiając Dzieciątko daleko za sobą. Szalałam jak za młodych lat z wizgiem pokonując wszelkie przeszkody terenowe, a upojeniem pokonywałam muldy na najwyższej prędkości a Młądzież jechała z wolna i ostrożnie i dopiero w okolicach domu odprężyła się na tyle, że ruszyła trochę szybciej. HA! No to mamy problem do rozwiązania. !

Boszsz... ostrożna była zawsze, ale teraz to już przesada... to blokuje Ją na życie, zamyka... auuuuuuu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz