wtorek, 19 lutego 2013

Psiejsko :D

Młody Predator rozrabia jak pijany zajac. Wydłubuje tynk zza listwy przypodłogowej, obgryza tapicerke łóżka no i oczywiście usiłował podłączyć się pod 220V. Klapniety i okrzyczany, ofukany i nanonowany przez syna trenuje szajbe pt. ten Pan jest BE i BOJAM :D Czyli totalna dzida na widok właściciela. Przejdzie mu mam nadzieję. :D

Za to totalnej głupawki dostaje jak pojawia sie Dzieciątko. Z rozdziawiona paszcza uśmiechem lata z prędkością małego poniaka i szaleje z pluszakami. Julke-persicę omija z daleka, bo dostał od niej z liścia kilka razy, ale Kotolota ma przekichane. Wiecznie jest płacz bo młody dziabnie jej ogon, albo szczypnie w boczek. Szkoda mi jej. Okazuje sie totalna ciapą w kontakcie z Predziem.

Szczeście dopadło nas tej nocy - młody nie dobijał się do łóżka i w miarę czysto było chyba rano. Nie wiem. Żadna "upojna" woń do mnie nie dotarła jeno aromat kawy. Dziecinka rano podała mi do łóżka. Kocham takie poranki :DDD
Kiedyś to był codzienny rytuał tak jak i bukiecik pierwszych fiołków.

A z nówek :D ?
Zaliczyłam UP sobą dziś. Kolejna wizyta w połowie czerwca. Żadnych świśtów do NFZ-tu , wystarczy dowód. EWUŚ podobno działa. I gitara :DDD
Babelot się znów zawiesił. Czyli odmawia leczenia. Polazła do przychodni i zapisała sie na "już" grudzien do neurologa. Gdy usłyszała, ze ja mam wizytę jutro to szlag ją trafił i szczeliła focha. Cóż - ma się paszczę to trzeba robić z niej użytek. Rzuciłam Jej kilka propozycji, ze zdecydowanie krótszymi terminami, ale ... foch!!

Podobno, zaznaczam PODOBNO, osoby, które w ciagu 2 lat, zarejestrowane w UP, nie podejma pracy będę zsyłane na przymusowe roboty. Taka informację dostałam od szatniarki w Bibliotece.  Wcale mnie to nie dziwi, w końcu przez ten czas maja zapewniony ZUS i ktos te składki płaci.

Info dla p. Jacka- Biblioteka i Czytelnia już działa. Net działa. Kontakt jest :D

Wracając do wizyty dzisiejszej. Już nawet się nie zżymam i nic mnie nie irytuja, a w zasadzie powinno.
Zadnej bezpośredniej informacji od asystentki na temat kursów, pracy - wszystko trzeba wyciągać na siłę. Na razie wstepnie zaklepałam sobie miejscówkę na marzec na kurs  Aktywnego Poszukiwania Pracy. może to da mi jakieś narzedzia? Okazuje się, że są tzw. Kluby Pracy w każdej dzielnicy gdzie bezpłatnie można możystać z telefonu. Jak z netem to nie wiem, bo nie byłam. Jutro podrepczę.
I znów mam zgryza. Bo - mam kilka ofert pracy na które na pewno odpowiem, a z drugiej strony naprawdę interesuje mnie tem kurs. A potem chciałabym jeszcze przynajmniej ze 2 sobie zrobić. Cóż, trzeba dać sobie szansę. 

W kazdym razie jak przemyślałam sobie sprawę , przecieram szlak dla dzieciaków. Pewnie dla najmłodszej. Bo sama szkoła średnia to za mało. Jej taki kurs na pewno się przyda. Nabierze pewności siebie, nauczy się jak "sprzedać sie" pracodawcy. To bardzo istotne. I może coś znajdzie dla siebie.

Prawdę mówiąc jestem zadowolona i to bardzo, że daje się pokierować. Nie bryka, nie wierzga. Nie pcha się na oślep w zycie. Krok po kroku, etap po etapie realizuje normalność i buduje swoją przyszłość. A łatwo nie było. Zaczęła nauke w klasie terapeutycznej. Bardzo niedojrzała, późno zaczeła mówić - tak naprawdę ok 4 roku życia. Potem była powszechna podstawówka, gdzie skopano i sponiewierano Ją dokładnie. I w końcu gimnazjum specjalne. I faktycznie specjalne. Miejskie. Prowadzone przez człowieka z pasją, z fantastyczną kadrą nauczycielską. Efekt - publiczne LO. I daje radę. A lekko nie było. Szczególnie przez pierwsze 2 lat ze strony kolegów. Ale zacisnęła zeby, ja zacisnęłam bo mamy cel. Wspólny. Samodzielne, w pełni samodzielne zycie. normalna praca, dom, rodzina. I tak bedzie, głęboko w to wierzę i w Nią.

A starsze, pieronsko zdolne, piekielnie inteligentne poleciały we świat i życie nie szczędzi im razów. Boleśnie przekonują się że Matka miała rację kiedy na kolanach błagała by się uczyły, by pozdawały, pozaliczały to co należy. Ale jak to zwykle bywa - Pop swoje, chłop swoje!

A za okem równo leci z nieba białe gówno :/


 

1 komentarz: