OMg! Wieki niemal minęły id ostatniego posta. Był zachłyst werwą budowlańców. Był. Niemal do uduszenia. Bo ja że żyję to cud i Łaska Boża i tego biendego Janioła co strużówkę ma w moich okolicach. On już totalnie osiwiał. I nic przed sądem Najwyższego mnie nie uchroni, bo takich kfiatów polskich w tonacji przeróżnej nikt nigdy z mojego otoczenia z ust mych korali nie słyszał. A wszystko przeplatane atakami histerii, załamań nerwowych, interwencji policji i komentarzy sąsiadów- zabiłbym stsynów.
A cóż ci biedacy winni. Najpierw byli majstezy od wymiany rynien. Kiedy mi szefu rzucił 50000 a potem 70000 myślałam że najpierw padnę na zawał a potem go z ekipą zabiję. Skończyło się wezwaniem policji. Dostali tyle ile się należało i zniknęli mi z horyzontu.
Kolejny był monter od pieca. Wyszczekał robociznę w wysokości wartości pieca. Bliska byłam przegryzienia mu gardła. Zarobił znajomy hydraulik i ekipa pijaczków. Kamień z serca spadł. Nie zamarzniemy. Po czym ceny pelletu poszybowały pod niebiosa a wraz z nimi moje ciśnienie.
Rzutem na taśmę udało mi się kupić opał w miarę dobrej cenie. Ale mocno już zawyżonej.
Potem był dekarz co to klejące części papy odcinał i mocował ją na farmery.
Ekipa robiąca podłogi pomyliła się w poziomach tak z 5 cm. Nie mam lampki na domu bo elektryk nie wiedział do czego kabel i go odciął. Nie mam wyciągu w łazience, bo monterowi było za dużo kabli i gdzieś mu zaginął w akcji. Nie mam dzwonka przy furtce bo ekipa ukryła skutecznie kabel do niego. Nie miałabym górnego oświetlenia w pokoju, bo panowie zasłonili go gk. Nie mam....ech...nie mam mnóstwa rzeczy ale mam w końcu święty spokój. Umowa nie dotrzymana. Faktury za robotę nie mam. Za to szefcio ma ładne wspomnienia z Sardynii czy gdzieś tam.
W każdym razie jestem przekonana, że to że przeżyłam ten armagedon to cud. Inaczej tego nie widzę. Koszty? Nie pytajcie. Na tę całą bandę z czystym sumieniem nie poleciłabym nikogo. Ni ko go!
W każdym razie żyję. Nie zwariowałam do końca choć byłam blisko. Jako przerywniki będę dopisywać co mi się jeszcze przypomni .
A! Na jesieni podłączyłam się do kanalizacji. Ogródek został zdemolowany na maxa. Ale poko. Ma się już dobrze. Szczególnie jodły. 20 lat skubane nie rosły a teraz pizgają w górę jak wściekłe.
Wrzuciłabym fotki ale mózg jest totalnie niekompatybilny z bloggerem i tymi nowymi telefonami. Więc sory.
Kopa mi wskoczyla na plecki i dostałam sporo newsów zdrowotnych. Mam astygmatyzm. Trochę późno na to🤦, krzywą przegrodę nosową- już teraz rozumiem, czemu z otwartą paszczą łażę i hit życia. Coś co mną zamiotło - jestem uczulona na koty, psy, roztocza, roztocza mąki, jakiejsik grzyby. Jutro testy pokarmowe. Już mam zaciesz.
Te uczulenia to tak jakby w parze z groomingiem. Cnie?🤣🤣🤣
A! W niedzielę byłam w gruzji. To takue miejsce na mapie mojej działki, gdzie budowlańcy zrzucali cały chłam. Głównie gruz. I ten gruz z pierworodną wydłubywałyśmy w celu miejscowego utwardzenia i podniesienia gruntu pod podjazd do garażu. Było zabawnie bo gruzja to ulubiony sracz moich psów. Szczęściem tuż rośnie bez, więc tłumił pewne odory.
# nie dokończyli orynnowania. Woda radośnie leje mi się po ścianie i grzyb ma cudne warunki do rozwoju.
Wnuczka mam. To wiecie. Dziadu skończył już 3 lata. Śliczny jak z obrazków Bożonarodzeniowych. Jasne loczki jak aureolka otaczają łepetynę. Bystre ślepia łypią na prawo i lewo. I tylko widać jak miriady komórek w łepetynie zderzają się ze sobą. I zaraza nie wie co robić. Złapie za jedno, puści. Leci do drugiej rzeczy. Łypie okiem na kolejną. Co on ma w zadku i czym jest napędzany, na jakim tajemnym paliwie śmiga, to ja nie wiem. Bo żreć to nie chce. Chce cycować. Cyc dobry na wszystko. Bułeczka z szyneczką - ble! Zupa mleczna- jw. Kurczaczek - jw. I tak generalnie ze wszystkim. Tylko żytko ma makajonik. Makajonik na śniadanie, obiad i kolację. W przerwach zeżre loda, którego z desperacji dostaje, byleby tylko coś zeżor. Żelki też ujdą. Czasem pajówka. Wszystko co świeże i z ziemi wyrosłe jest fuj. Buraczkom przygląda się podejrzliwe. Świętem jest gdy zje coś normalnego. Ale to dziecko blokowo/ przedszkolne, więc mnie to nie dziwi, choć irytuje. Po 2 dniach spędzonych na działce, od rana do wieczora na podwórku i ciągle w ruchu, bez tv i durnobaj, zasypiał w locie
i na południową drzemkę i wieczorem. I sam zaczął żądać jadła.
Ostatnio polubił fjitki. 🥵
Ja z kolei ryję w działce. Sezon na ciepło trwa krótko. 3 miesiące?
# nie mam progu w drzwiach z wiatrolapu do pokoju ani klamek. Lajzy nie założyli.
# ukladanie paneli sama kończylam.
A jak działka to ma być ładnie.
Do szału mnie doprowadzał widok pojemników na śmieci przed domem. Więc zrobiłam im miejsce za domem. Wykorzystałam gruz i stare, dobre cegły. Narobiłam się jak wół, ale warto było. Cegłami, w różnych kolorach wybrukowałam przestrzeń między oboma domami. Wygląda to deko jak sen wariata, ale przynajmniej nie tarzam się w piasku i błocie.
Dziś w ramach relaxu miałam orzecznika od niepełnosprawności. Bo poprzedniemu orzeczeniu skończył się termin ważności. Ciekawa jestem z jakim terminem będzie o ile dostanę. Jak na rok, to ich śmiechem i wkurwem zastrzelę.
Kupiłam procę, żeby strzelać do łajz. Ale chyba będę trenować na ulicznych latarniach. Z pomarańczowego oświetlenia zmienili lampy na huk wi jakie. W każdym razie wieczorem ulica wygląda jak z horroru. Sino- niebieski tuman pokrywa wszystko. Brrrr... I te ogromne kondensatory....gdybym mogła, to spierniczyłabym gdziebądź, byle dalej od tego sprzętu. Ale się nie da. Trwa wyścig między mną a matką , która prędzej kipnie, tfu...., która dłużej pożyje. Stawiam że ona. Bo to caryca, cysarzyca, co ma klawe życie.