sobota, 21 lipca 2018

Zmęczenie

Na ostatnich oparach dotrwałam wczoraj do końca pracy. w domu odstawiłam dziką histerię, u wietnamczyka mało baby nie pobiłam - wiem co chcę zjeść. Ni...tylko to co chcę jest z mrożonkami, których nienawidzę. Wyszłam. Młąda mnie ogarniała bo faktycznie półprzytomna byłam. Ze zmęczenia, złości, przytrucia. Zeżarłam ostatecznie zimną, przypaloną pizzę. Przyszłam do domu, dopadłam łóżka i padłam. Dziś rano zawlokłam się człowiekiem na bazar. Warzywka, owoce, ciut nabiału. Dopadłam łóżka, chwilę pomantykowałam i zasnęłam. Wstałam, zrobiłam obiad, zjadłam i chyba znów odlecę w ramiona Morfeusza. Totalna padaka :(
Żeby chociaż się móc normalnie wyspać :_(
Do późnych godzin nocnych puby dowalają muzą, dudnienie zmienia pracę serca, ryczą motory, a rano o świcie ptaszory wprost okien robią za budzik.

1 komentarz:

  1. No to serdecznie współczuję! Może nie mam tak dramatycznie jak Ty, ale bardzo podobnie. Różnica polega na tym,że po ciężkim zapierdolu, z dala od zgiełku mam gdzie odpocząć...

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń