środa, 11 kwietnia 2018

Zakonnie nie jest strasznie, wręcz pzeciwnie.

Lubię sobie czasem pooglądać ojczenaszów. Jest ich trochę. I tak paczę na nich, paczę i se myślę: Ciebie nie znam, ty dobrze wyglądasz, tobie z oczu dobrze patrzy itd
Bo to wicie, jak ze znajomymi. Jednych lubisz bardziej, innych mniej. Jednych cenisz za wiek  wiedzę, innych za profesjonalizm, na innych z przyjemnością zawieszasz oko - baba się w środku odzywa, inni rozśmieszają. jeszcze inni rozczulają delikatnością i pewnym speszeniem w obecności bab. A ja to chyba jestem dla nich z kosmosu. Nawijam jak katarynka nie licząc się z tym, że to zakonnicy. Mają ci niektórzy ze mną, oj mają :)
I choć czasem jest trudno, to z pewnością to moje miejsce. Z ojcem "a jakoś", ze Strusiem, z taką przejedną sukienką i wogle. Z ojcem co wyciąąąga i przeciąąąga melodyjnie wyrazy.  . Z ogrodem za płotem, z kotami naszymi, z roześmianym proboszczykiem i całą ekipą. Pomimo i nawet za. :)
Lubię przesrary kamienny mega wielki zlew, magiel co czasem huknie, komodę przepaścistą i  obrazeczki święte i krucyfiks.
Poranną kawę i pogaduchy. I zupełnie  świeckie salwy śmiechu, które  pewnie ojcaszków przyprawiają o zakłopotanie.
Jak mi tu? Jak w domu niemal.

I gdyby kiedyś dawno temu ktoś mi powiedział, że można i tak żyć, to pewnie latała bym od dawna w czarnej kiecce.
Kurde, bez sensu to deko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz