poniedziałek, 9 kwietnia 2018

Przelewanie

W sobotę, po kolejnym córowym tekście, jaka to a zła i okrutna, postanowiłam wykonać reset i przewietrzyć się nieco. Widać to w poprzednim poście, gdzie groch z kapustą. Żadnej chronologii. Ale nie mam cierpliwości do lapka a do ludzi to już wcale.
Sobotę zdeptałam konkretnie. Nabywszy papier wymowny i pampersy dla maci, zaczęłam szukać butów dla siebie. Gdzie ja rozum miałam, że targałam te 18 rolek po 4 warstwy? No gdzie?butów nie kupiłam. Nawet u Lasockiego totalna pustynia da mnie.
zgubiwszy wszelką logikę polazłam na bio. Tfu! Może się kiedy odnajdzie albo i nie, bo coraz częściej myślę - na huk męczyć sobą innych i siebie.
Chyba nie tylko ja tak mam. na bloku obok i w okolicy wieczorem akcja ratowania samobójczyni. brawo negocjator.   w każdym razie wiadomo, że dach w bloku to kiepska sprawa.
A w niedzielę wylogowałam się z rodziny na cały dzień. Przez Kabaty autobusem dotarłam do Wilanowa. Planowane duszne sprawy odpłynęły w siną dal.
Niedziela jakby nie zdążyła się skończyć albowiem matunia pochlipując żałośnie usiłowała przed północą krople sobie zapuszczać. Młąda grzecznie odpowiadała. Mać dalej swoje. Sen poszedł się ..... Wpadłam do pokoju. zakropiłam, pognałam dać. Młoda zjeb dostała.  usiłuję zasnąć. Coś o 2:30 padłam. 3:30 sruuuu  babelot wbija się do kuchni łomocząc stołkiem.  bo kufa kot w przedpokoju na podłodze nie może dać. Trzeba mu udostępnić moje łóżko. Wstałam, popatrzyłam średnio przytomnie, ciśnienie mi nawet nie skoczyło. Wysyłam do łóżka, zamykam drzwi a tu kwik. Włożyła palce w drzwi a ja niechcący przycięłam je. Znów chlipanie, palce w usta. No i oczywiście ja samo zło.  złośliwie przypomniałam jak dziesiątki razy   przytrzaskiwała dzieciakom palce i jakoś cyrku nie robiły.  zuo jestem. Samo zuo.
 terą leży obok mnie po zakropleniu kropli  opowiada swoje koszmarne sny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz