czwartek, 15 marca 2018

od nowa

dostałam psztyczka w nos od octów. I słusznie. Straszny zapaleniec jestem. Niecierpliwa niemożebnie i zamiast spokojnie wyczytać wszystkie literki w temacie, to ja szast, prast i już robię. Niecierpliwie przebieram raciczkami. A tu nie wyścig. Nie sprint. Tu natura w swoim czasie działa. Moje chciejstwo niczego nie przyspieszy.
zrobiłam 3 nowe nastawy na octy: Jabłkowy, selerowo-szpinakowo- kabaczkowy i pokrzywowo-jabłkowy. W planach mam sosnowy. Z kory, igieł i pędów. Ale to w maju. Z białoporka również zrobię.
tym razem na spokojnie. Założyłam już sobie wędzidło by się wstrzymywać.
muszę przemyśleć inne rodzaje. Z tych leczniczych.
a więc dokształcanie przede mną w zakresie fitoterapii.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz