Tym razem jadło które mnie dopadło. Faza na hinduskie. Wege i nie tylko.. Uczę się na nowo gotować to, co hindusi wysysają z mlekiem matki, co trwa w tradycji tysiące lat.
Pierwsze co spowodowało zawrót głowy, to ilość przypraw. Nie tam że szczypta. Walą łyżkami.
Drugie - co na to mój żołądek i jelita. Z nagła takie niespodziewane bogactwo może mieć nieprzewidywalne i niemiłe konsekwencje. Nie było.
Trzecie - skąd wziąć garam masalę. "ę". Myślałam że jest jedna, okazało się że jest ich mnóstwo.
Pierwszym daniem które zrobiłam był dal z kapusty i soczewicy. I nadzieja że będzie jadalne mimo mnóstwa przypraw. A skłoniła mnie do tego ciągota do wigilijnej kapusty z grochem. W innej wersji. Dal to w zasadzie nie jest samodzielna potrawa tylko jeden ze składników posiłku. Tak jak u nas np kapusta do schabowego z ziemniakami. Tak tam do ryżu.
Wyszło przyjemnie. Na tyle przyjemnie że przez kolejny tydzień tylko to jadłam. Potem szpinak z orzechami i kardamonem. Niebo w gębie.
Kolejne to kulki z gotowanych ziemniaków z soczewicą i orzechami. Tu już był odlot na całego. Delikatna, cieniutka chrupiąca skórka z gorącą, soczystą lekko kwaśną zawartością.
Dziś chicken Korma. Kurczak w sosie cebulowym z orzechami. Zaskakująco dobry, lekki. Jestem w szoku po raz kolejny.
W szoku albowiem lata temu totalnie zniechęciłam się do kuchni indyjskiej po wizycie w ich restauracji w Warszawie. Dania były mdłe i obrzydliwie tłuste. To co gotuję nie należy do dań dietetycznych 🤣, ale absolutnie tego nie czuć. Może z powodu dużej ilości warzyw.
Co mnie zaskoczyło w tej kuchni? Prażenie przypraw aby uwolnić ich aromat. Fakt, pachnie niesamowicie i daje jeszcze jeden nieoczekiwany efekt. Dezynfekuje pomieszczenie.
Przed tym moim pichceniem, miałam w kuchni grzyba, mimo normalnego grzania domu. Produkt zostawiony na wierzchu pokrywał się nim po 2 dniach. Teraz po tygodniu zaczyna pleśnieć w sposób naturalny. Sprawdziłam eksperymentalne. No i zaraza zdechła. Osypuje się ze ściany i nie odrasta w czystym miejscu.
Nie wiem co jest tak skuteczne. Wiem że kurkuma tłucze wszystko co złe. Grzyby, bakterie a w połączeniu z pieprzem ma działanie przeciwnowotworowe. I chyba fajnie w związku z tym działa w człowieku od środka likwidując pasażerów na gapę.
Zdarza mi się też polecieć po Japonii. Obie z Młądą uwielbiamy ryż z prażonym sezamem i wodorostami.
Szukam tanich ryb, np szprotek, by w końcu zrobić prawilny bulion rybi. Na wodorostach i rybach właśnie. Do tego makaronik ryżowy, jajo, pak choi, mięsko i inne dodatki. Odlot 🤩
Babelot na szczęście jada też rolki. Te robimy różnie. Najważniejsze jest nori jako skarbnica wszystkiego co dobre.
Babelot też uczulony. Źle reaguje na pieczywo. Nic dziwnego.
Piekę chleb gdy mają chęć, ale to nie papka sklepowa. Trzeba gryźć i ma wyrazisty smak. A buła z piekarni jest jak wytrawne ciasteczko. Miękka, smaczna.
U bioBabalskich nabyłam mąki pszeniczne dla dziewczyn. Płaskurkę, samopszę. Ja pojadę na życie. Może dam radę. A jak nie to zjedzą w makaronach, chlebie, ciastach. Ja zostanę przy ryżu i ziemniakach.
Próbowałam mleka A2. Ale też nie dla mnie. I chyba nie ma takiego, które by mi nie szkodziło. A szkoda bo lubię i dobre mleko jest zdrowe. Wbrew opinii.
Co tam jeszcze? Z tłuszczy to masełko ze Strzałkowa jest grane. I tylko ono. I nie dlatego że najdroższe, tylko temu, że bez żadnych dodatków. Olej musztardowy z gorczycy do smażenia, ryżowy. Ryżowy jest the Best. Najlepszy do placków. Bezwonny i nie przypala.
Wyżej wymienione produkty do tanich nie należą, ale ja już nie rosnę 😁, więc i jem nie tak dużo jak kiedyś, choć najwięcej z nas trzech. Kocham jeść 🤣🤣
Czasem w ramach rozpusty kupię dzikie mięsko, ale to wyjątkowo. Pyszne jest ale nie tanie.
No i to tyle chwali posta.
ps. Gdyby ktoś miał namiar na dobre jaja to proszę o cynk.