sobota, 13 listopada 2021

Granat czy kielnia?

 Siedzę w kuchni przy stole i usypia mnie monotonny dźwięk wody ciurkającej do wiadra. Ciurka z zaworu od kaloryfera.

Siedzę i zastanawiam się kiedy kolejna rzecz padnie. I już mnie nawet nic nie trafia, nie denerwuje. Stupor jaki mnie dopadł. 

Mać ma lajhaki rodem ze średniowiecza coś jak duży fiat byłego małża na druty i sznurki działający. Tu się nie da. 

Obdzwoniłam wszystkich hydraulików w okolicy, a było ich trochę, nie ma chętnych - za mały zarobek. A wymieniać całej instalacji dla nich za skarby świata tego nie będę bo defektów ten przybytek ma tyle, że łatwiej i taniej chyba będzie kupić coś nowego niż babrać się w tym. 

Więc siedzę i coraz bardziej mi wszystko opada. Bo kiedy pierdyknie piec c.o. to będzie horror na całego. 

Szukam domu. Z minimum 2pokojami i dużą kuchnią. Przy lesie sosnowym. Jakaś woda też by się przydała. 

Chętnie drewniany ale! to raczej kiepski pomysł zważywszy na leśne i nie tylko żyjątka. Itd itp.

Tysiące myśli mi się snuje po głowie. Pakować się w remont starego domu po dziadkach a potem zabrać się za ten ciotkowy? Nie wiem! Nie wiem! Wszyscy odradzają robienie czegokolwiek tu. Przeciwnie. Proponują granat czyli wyburzenie. Tyle.

I co ja mam zrobić? Głowa mi pęka!




niedziela, 8 sierpnia 2021

Co tam u mnie słychać?

 W sumie dużo. Z mniej fajnych rzeczy - byłam u orzecznika. Czekam na decyzję a tymczasem żyjemy oszczędnie choć nie przymieramy głodem. 

Standardowy układ posiłków czy ich racjonalność poszedł na grzyby. 

Jemy wtedy kiedy jesteśmy głodne, bierzemy to na co mamy ochotę w ramach tego co jest w lodówku czy na działce. 

Sezon na czereśnie minął ale wszystkie obżarłyśmy się nimi po kokardkę. 

Poranny udój ogórków to 2-3 kg co 2-3dzień. Czasem uda się zrobić kilka słoików ale przeważnie pożeramy na bieżąco.

Co do ogórków to tradycyjna uprawa  czyli pełzaj po ziemii zupełnie mi nie pasuje. Więc pierwsza grządka jest stelażowa. Ogórcy dyndają w powietrzu. Dokładnie tak samo jest z pomidorami. Owijane są wokół sznurka. 

Posiane buraki na wciąż dostarczają mi botwiny na zimę, na zupkę - pod warunkiem, że są ziemniaki i śmietana. 

Lub na surówkę. Siekam drobno liście z łodygami. Dodaję śmietanę, sok z cytryny, pare kropli magi i godzinkę to leżakuje. Polecam. Pycha. 

Jak mnie natchnie to robię zieloną surówkę metodą Tombaka czyli 5 lub więcej warzyw - zielonych i tyle. Dostarcza to pakiet wszystkich witamin i minerałów. 

Pożeramy kabaczki.

Maliny na razie w homeopatycznych ilościach. Agrest sypnął i porzeczki też. 

Pomidory na razie zielone bo małe były gdy wysadziłam a kręgosłup odmówił posłuszeństwa. Więc jeśli Młąda podleci je nawozem to dobrze a jak nie to nie. 

Z Dziwaczek alias Tik-Tików zostały. Dwa. Dzielnie koszą trawę a ja czekam na koniec zbiorów by udostępnić im całą działkę w celu pogromu ślimaków. 

Wrotycz w tym roku zadeptały kaczki, za to piołun gro i bucy. 

Mydlnica zebrana do suszenia i ukorzeniona. Żmijowiec jest. Wiesiołek jest i pierdylion innych ziół łącznie z kfiotkami jasnoty białej. Uwaga! Doskonałe zioło dla okolic bikini dla kobiet przy jakiś zakażeniach bakteryjnych.

A z działki suszy się mięta różnych odmian. Tymianek, marianek no i zaskoczenie - hyzop. Miała być szałwia lekarska kupiona w sadzonce a jest co jest.  

Malwy nie przetrwały mrozów a za to pięknie fioletem cieszy oczy jeden ze ślazowców. Papryka rośnie. Nie zrywać przed zimą 🤣🤣🤣 nacięłam się zrywając wcześniej. Ohyda.

Jeżyny zgłupły. Wylazły poza pergolę. Róża, która była łamana, stała w miejscu i wogle przeżywała wszelkie plagi, w tym roku szaleje. 

No i miałyśmy dzikich lokatorów. Przez kilka miesięcy. Młoda wracając ze sklepu usłyszała szelest i znalazła ślepe wiewiórki. Wypadły z gniazda. Karmione mlekiem kozim - broń buk krowim, nie tolerują -wyrosły na zadziornych, wszędobylskich a na końcu rudych barbarzyńców niszczących, obsrywających i zasikujących wszystko nicponi. 🥰😍😘 Poszły na swoje czyli do lasu. Mamy nadzieję że prowadzą szczęśliwe życie. 

Dorobiłam się kuchenki z drugiego obiegu. Korzystam ze wsparcia żywnościowego z fundacji. Gdyby nie one, to byłaby totalna lipa. 

Koćkot ma się dobrze. Jest kotełem wychodzącym. Łowi myszy i nornice. Dobry kot! A nornice już zaczynają się pakować do domu. Idzie zimniocha . Brrr


I to tyle na razie.

Czekam na wiśnie, śliwki, brzoskwinie na przyszły rok. Jesienią dosadzę ze 2odmiany jabłek. 

Poluję na lipę ale nie mogę trafić za to jarzębina, którą skutecznie zdemolowały psy, objawiła się na grządce.

Poszukiwania wierzbówki jak na razie spełzły na niczym. Ale mam nadzieję że w końcu ją trafię. W sumie trafiłam 😁 w lesie. Kilka mizernych łodyg. Czekam na przyszły rok. Dziabnięta jedna do posadzenia w ogródku odmówiła współpracy ale liczę że jednak pójdzie kłączem. Jak nie u mnie to w lesie. 

Co tam jeszcze?

Córko przyjeżdża w wnukiem. Ostatnio zabrałam brzdąca - nie chodzącego - na plac zabaw dla dzieci. Gorylkował nieprzytomnie. Zachwycony przeogromnie. Cóż. Dzieci rosną a ten szkrab już jest gotowy by zaistnieć w grupie. Co prawda bardziej skupiony na ogarnianiu otoczenia i sprzętów, ale grzecznie robi łapką - halo- do wszystkich. Uprzejmie sprawdza czy cudze rowery są stabilne mocno nimi szarpiąc🤣, sprawdza stabilność ogumienia kół w wózkach i przybija piątki gdzie popadnie 🤣🤣🤣.

Jest cudownym ogarniaczem. Mega samodzielnym i z dużym poczuciem bezpieczeństwa 

Zaliczywszy kilka konkretnych gleb stwierdził że pozycja na dwóch jest pase, gorylkowanie jest szybsze i bezpieczniejsze . I tak pomyka z prędkością światła. Jada samodzielnie czasem dokarmiany. 

To jego jedzenie to jest baja. Siada do stołu jeno w pieluchu bo wiadomix. Jadło jest wszędzie. Część w paszczy, część na człowieku, część równomiernie rozsmarowania na blacie a reszta ląduje w psiej paszczy brata 

Tak, tak! Matko nabyło mu psubrata. Yorka.  Zintegrowali się idealnie. Piesior żyje i ma się doskonale choć nieraz brat wyszarpał go za kłaki. Za to on nie pozostaje mu dłużny podgryzając go, podszczypując i zaiwaniając zabawki. Szaleją razem jak pijane zające 🤣🤣🤣

Wszystko? Chyba wszystko.

A! Już mną tak nie pizga. Drgawki mam ino mniejsze. Za to każdorazowe wyjście gdzieś poza działkę to zgon jedno lub kilkudniowy. 

To akurat mi nie przeszkadza. Jeno boli.

Ale jak to mówią:- boli? Znaczy że żyjesz!

Amen!

Ps. Zdjęć nie będzie póki nie ogarnę jakiegoś programu do wstawiania zdjęć. Znacie jakiś dobry i szybki?

Z Googlem nie mogę się dogadać 🤣🤣🤣


niedziela, 20 czerwca 2021

Jadło znad Świdra

 Coraz więcej przepisów kulinarnych pojawia się na stronach internetowych. Coraz więcej jest blogów i portali w tym temacie. I jeno co mnie denerwuje to konieczność korzystania z produktów które nie są broń buk ekologiczne. Nie z racji że nie mają odpowiedniej etykiety a z powodu drogi którą muszą przebyć by pojawić się na naszym stole. Co mi po produkcie, który przebywa setki i tysiące kilometrów, zanieczyszczając w formie różnej- a to spaliny, a to opakowania, a to prąd, itd - środowisko ogólnie pojęte.

W związku z tym staram się adaptować na swoje potrzeby przepisy via Azja np korzystając z okolicznych zasobów spożywczych.

Pierwsze idzie do boju kimchi. 

Co wyszło, jak smakuje i z jakich produktów korzystałam - napiszę tu. 

poniedziałek, 7 czerwca 2021

Dymi się

 Ostatnio mam rozdarty ryj. Tak na maxa.

Nienawidzę doczepiania mi cudzych cech, dopinania łatek, których nie chcę, wieszania się na mnie ze wszystkim by na koniec w słowach podziękowania olać czy sprawić że czuję się jak ostatni łach. Mam dość wykorzystywania więc robię tylko to na co mam chęć.

Basta!

Życie mam jedno i nie oddam go już nikomu. 

Co jest ważne?

 Matka ostatnio kaszle a że zrobiłam syrop ze sosny, zsunęłam się z krzesła i doniosłam. Młąda otworzyła słój. Mówię - bier, poprawi ci się. A ona - nie! Nic jej nie jest, nie potrzebuje, choć słyszę że płuca wypluwa. Młąda po raz kolejny mi tłumaczy - to jest dorosły człowiek. Jak by chciała to by wzięła.  Poszłam se zapalić by wyciszyć przykrość. Bo kuźwa jest przykro gdy się troszczysz a ktoś nie docenia. A może to uszczęśliwianie na siłę. Już nie wiem. Napiszcie. 

Sen miałam nad ranem, że kilka czarnych postaci biło mnie kijami. Może się należy, bo ja aniołem nie jestem. Mam pakiet, który nie ułatwia mi życia ani innym ze mną. Deprecha, border, paranoja a do kompletu rozwalona tarczyca z jej skokami emocji. To teraz cała ja. 

U orzecznika byłam. Znów. W sprawie renty. Uprzejmie się zdziwiła że ja o wózku a nie przy lasce czy chodziku. Chodzik padł na wybojach. Nie nie zabiorą renty. Dopytywała szczegółowo bo wystąpiłam o zasiłek pielęgnacyjny. No, zobaczymy czy przyzna.

Mam pue, teraz profil zaufany czy podpis jak mu tam ? Elektroniczny muszę zrobić. Wszystkie te internetowe sprawy mega mi ułatwiają życie. 

A tak wogle jak czasem patrzę w lustro to zastanawiam się o co chodzi? W środku siedzi 15-tka, która by jeszcze brykała a na zewnątrz stara kobieta z poradloną twarzą i mocno ograniczona ruchowo.

Siedzę na działce, przeżyłyśmy tu zimę, drugiej w tych warunkach nie chcę. Siedzę i dłubię powolutku głównie tu. Co co domu i reszty to ręce mi opadły. Nie ważne. Nie moje, olać. 

 Mam trochę zdjęć ale z nowego telefonu nie potrafię ich ogarnąć. Będą ale zaś 🙂

poniedziałek, 17 maja 2021

No i koniec

 Wszystko ma swój początek. Ten był w czasach odległych. W minionej epoce. Koniec nastąpił w czasach jak niektórzy twierdzą - apokaliptycznych.

Na początku odmawiała wszelkiej aktywności. Potem z piciem był problem.

A w końcu stanęła jej pompka.

Pralka dokonała swego żywota.

Zaczęła się nowa epoka.

Przyszło nowe- stare ale z wizgiem i przytupem. Ale zanim nowe nastało, nastąpił potop.

Tym razem zastawka rurna przestała istnieć i jak to nie tak dawno było, nastąpił kolejny wylew. Tuż po agonii postanowiła jeszcze zaistnieć. Interwencja chirurga-hydrologa zapobiegła dalszej katastrofie. Wyciek okazał się na tyle niewielki, że został w dużej mierze wchłonięty przez powłoki 🤦‍♀️🤬

Czy to koniec? Nie! Grabarze mieli uciechy co niemiara z wynoszeniem zwłok. Twórca zaiste się postarał umieszczając w jej zniszczonym czasem truchle kamienne bloki.

I tak, nie do końca jeszcze wyprowadzona na miejsce ostatniego odpoczynku, straszy swym ponurym cielskiem.


czwartek, 22 kwietnia 2021

Ten czas

 Gdy masz chore dziecko-że dorosłe, nic nie znaczy. Dziecko to dziecko.

Gdy masz matkę z demencją i czasem coraz krótszym i wiesz o tym

Gdy masz umierającego psa-który uratował ci życie- i musisz wybierać pomiędzy małym przyjacielem a resztą.

Ten czas mimo że trudny, jest piękny, bo jesteśmy jeszcze razem.

Gdy nie styka. W relacjach. W finansach. W ogarnianiu. Gdy wszystko jest trudne i wszystkiego co niefajne przyrasta. 

Jeszcze nie ma tęsknoty która rozdziera serce. Jest tylko zmęczenie i troska. 

piątek, 2 kwietnia 2021

Lecę, bo chce!

 Wiosna panie, wiosna się zbliża. Kwiecień, zielone i paskudztwa wylazły spod śniegu. Żeby paskudztwa zasięg ograniczyć oraz pirza na wszystkim, z lekka pogodziłam podwórko.

I co? Coś to zmieniło?

Za domek kretyn pierwszej klasy, czyli Własną, w uniesieniu Nurkowym, wbiła się w siatkę pyskiem, zdołowała po gruzie i na wpół przytomna na autopilocie wbiła się między kompostownik a siatkę. Pies na ulicy przeleciał a do niej dopiero dotarło, że wykonała numer iście kaskaderski. 

Podobnie z Drabem. Ino ten nie rolował. Zatrzymał się na siatce, zabolało, i teraz grzecznie siedzi gdy my oswajamy strefę bezwonną. 


Ubiegłoroczne zasieki padły po tygodniu w zasadzie. Zrobione z linek - dobrze widocznych - były dla oszołoma zerową barierą. Aktualna - widoczna - dla spacerowicz - dla młotka, dla młotka na spodzie, jak widać nie stanowi. 

A strefa bezwonną musi być. Wnuczek - 10 miesięcy - od miesiąca rząda oprowadzania go na jego własnych stopach. Trenował w domu, teraz czas na podwórko i resztę. Będziem - znaczy się ja - równać teren i zasiewać zielonym. Oraz urządzać go pod młodego. Huśtawki, zjeżdżalnie i te rzeczy. I w tym małe zoo czyli kaczki na wybiegu. 

Dla dużych też coś będzie. Jakieś normalne siedziska, stoliki itp. hamak obowiązkowo.

Czyli bardzo świecko, mało świątecznie.

A co do świąt - zaczynam doceniać podwórkowe porządki. Nic tak nie łączy - z sąsiadami - jak wspólne sprzątanie ulicy i podwórka. 

Co do świąt - bardziej są w człowieku niż kościelne. Co ze święconką? - sąsiad podpowie. 

Przygotowania typu smagany i porządki, jeszcze w powijakach. Siedzę przy kawie i z obrzydzeniem patrzę na zlew pełen garów. A to dopiero początek. Ech święta....

poniedziałek, 8 marca 2021

Bez zmian

 Będę trwać jak długo się da.

Będę źyć aż do kresu.

Będę działać aż do zmęczenia.

Słuchać do znużenia

Milczeć







wtorek, 16 lutego 2021

Jado goście

 Córko z wnuczko ma przyjechać i tu problem. Nie że przyjedzie. Co to to nie. Leonidas jest uroczym brzdącem z uśmiechem czarusia. 8 miesięcy i jedyne o czy marzy to chodzenie. Więc matka pomiędzy drzemkami i karmieniem drepcze w upojeniu. Po drodze koiw cierpieniu bo zębole rosną w szalonym tempie. Jedyneczki na dole a na górze w parze 1 i 2 obok siebie. A kolejne po drugiej stronie już lezą. Jest mamoza ale niewielka. 

Ale do rzeczy. Mają przyjechać. Co ogarnąć? Co odpuścić? Co robić? 🤷‍♀️🤦‍♀️

Sagany wyłażą że zlewu, brudy w łazience kipią - a proszków niet, zestaw kubków na stole w pokoju jak ze "Znaki" Mela Gibsona - bo co trasa do łóżka to z kubkiem picia na nic, a potem to zostaje - podłoga w kuchni na roboczo, szafki zawalone. Wiem, nie brzmi to ani specjalnie dramatycznie ani mocno pracochłonnie ale od czegoś trzeba zacząć a nie bardzo wiem od czego. Pewnie od podniesienia odwłoka z krzesła 😁 no i kopciuch czeka.

Szczęściem podwórko nie woła o porządki, bo bym się chyba machnęła spać żeby tego wszystkiego nie widzieć. 

Kuchenkę nową/używaną dostarczył zięciu ze zwierzakiem górskim. Wstawili, podłączyli i pojechali zostawiając po sobie wspomnienie ich śmiechu. 

Potomek był. Najpierw zareklamował się jak na spotkaniu o pracę, potem przez 2 godziny zarzucał mnie żalem jakie to on miał że mną potworne! Patologiczne życie. Uniosłam, zniosłam. Przeżyłam. Łza się w oku zakręciła i tyle. Co zrobić? Nic. Wsłuchać. 

A czemu to? Bo już mi obrzydły wiecznee inwektywy w wiadomościach i powiedziałam że robię skreeny. Tyle. Po tym - w wiadomościach wyciągnął rękę na zgodę - zaproponował spotkanie, ucieszyłam się o durna naiwności że może w końcu, acznie być normalnie. A w realu? Miało być pięknie a wyszło jak zwykle. Mea culpa! Durna ja! 

Tak się czasem nienachalnie zastanawiam, czy rzeczywiście takim potworem byłam? I chyba mam to w odwłoku. Było, minęło, czasu nie cofnę a nawet gdyby się dało to zmieniłabym może że 3% swoich działań. Z dzieciami.

Bo gdyby się dało cofnąć do 18-tki to 90%. Młoda, durna i na nieszczęście ładniutka. Taka klasyczna blonfdi wychowywana na królewnę. Nie nauczona niczego, wychowywana głównie coniedzielny i spotkaniami u dziadków. A to trochę mało i niekoniecznie dobrze.

No, ruszam ciałko i do roboty!

Jak wy ogarniacie taki systemowy nieład? Macie jakąś metodę? Bo ja mistrzem w sprzątaniu ani utrzymaniu porządku nie jestem. I chyba nie mam takich ambicji. 😁😁😁 Jak wogóle nie dowalać sobie roboty? 

środa, 10 lutego 2021

Grzejem doope

 W końcu normalna zima. Mróz i śnieg. I jakby dla pokazania że to nie zabawa rozpękł mi się piec. Ze 2 tygodnie wstecz. Kurcze, tak bezradna jak w innym momencie nie czułam się dawno. 

Telefony po znajomych, rodzinie, hydraulika ch i spawaczach finalnie skończyły się tym, że zięć z kolegą zaspawali mi co trzeba, ustawili piec jak trzeba i grzechem doopki.

W rezerwie mam do odebrania praktycznie nowy piec od sąsiada przez płot, ale brak ramion mocarnych i kasy na podłączenie. Hrabia hydraulik za tę robotę rzeczy sobie 1000zł. ! Niech spada między bruzdy! I nie że z dostarczeniem od sąsiada do mnie. O nie! Samo podłączenie rur.

Pobyt warszawski utwierdził mnie w przekonaniu, że własny piec i ciepełko to jest to co mi potrzeba. W mieszkaniu jest jak zwykle zimą przeraźliwie zimno.

W Otwocku Młąda gania u siebie z krótkim rękawem i w końcu zaczyna zdejmować z siebie warstwy.

U mnie porozstawiane pochłaniacze wilgoci. Piec grzeje. W kuchni cieplutko. W pozostałych pokojach chłodniej ale to dobrze. Miło się śpi. 

Generalnie to ta działka i dom przerastają mnie fizycznie i finansowo, ale choćby nie wiem co do Warszawy nie wrócę. 

Latem można się udusić i ugotować, zimą lodówka. Huk, smród, nadmiar wszystkiego co mi przeszkadza. 

Ciekawa jestem jak u Was z opałem. U mnie przy zerowych temperaturach-grzane 2domy-poszło pół tony węgla na miesiąc. Nie wiem jak będzie w lutym przy konkretnych minusowych na zewnątrz. A jak u was?

Żyję. Miewam ataki paniki. Czasem zgarnia mnie karetka z domu. 

Nic ciekawego, poza tym, że kaczki zimują w brodziku 🤣🤣🤣


środa, 20 stycznia 2021

Nowy rok

 Dooobrze się zaczął.

Nie zapłaciłam czynszu za mieszkanie bo trzeba kupić było opał. 

Pierdolnął ze starośco piec c.o.. Jest kolejny. Do wzięcia. Przez płot. Od sąsiada. Tylko jest też problem. Nie ma go kto przeflancować a i kasy na zainstalowanie nie ma. Hrabia hydraulik najpierw zażyczył sobie 1500 za przeniesienie i zainstalowanie. A potem zadzwonił że on nie będzie przewozić. Może podłączyć za jedynego tysiaka. Jak już będzie stał na miejscu.

Notarialnego przekazywania nieruchomości z rąk matki do moich też nie będzie, albowiem notariusz kosztuje worek monet. 

Córko porzuciło pomysł remontu mieszkania. Rozumiem jak najbardziej. I nie mam pretensji. Ale i nie będzie z czego dokładać do życia. 

Od młądej usłyszałam ostatnio że mam się od niej odpierdolić i gdyby mogła to by spierdoliła ode nie, ale nie ma gdzie. Więc łaskawie siedzi i korzysta ze wszystkiego.

Teściowa staruszka ledwo zipie. PoTomek co to miał się nią opiekować, opiekuje się specyficznie. Dzwoni raz na tydzień do kobiety z początkami Alzheimera i nie wychodzącej. 

U mnie wyszła tachykardia nadkomorowa i okazuje się że jest lek na moje dygotki. Problem w tym że mam to nie zdiagnozowane. Neuropatia cukrzycowa się zwie. 

Huja! Niech żyje 2021!


wtorek, 12 stycznia 2021

Nowy rok

 Motto na ten rok a raczej nie tylko. Także sposób na obserwację ludzi i tegoż skutki.


" Kto czym bogaty, tym się dzieli " 😁