piątek, 13 września 2019

Dzień rekordów 😁

Tia... Wstałam wyspana - tritico. Wciągnęłam concor. Ok. Jeszcze ok.
I nagle ni z gruszki ni z pietruszki zaczęło mną rzucać. Pogo.
Zrobiłam co mogłam. Vivaldi. Koncentracja na innych rzeczach. Oddech spokojny. I doopa.
Trzymało mnie przez cały dzień. Do nocy. Nie do opanowania.
Wrrróć! Pogo się skończyło po huśtaniu się w hamaku.

Poranny pomiar cukru 128. Lipa. Potem 155. Większa lipa. A wieczorem spadek do 100. Ufff... Rano poniżej 100. Ale to oczywiste. Na kolację kanapka i równa jej wielkości ilościowo surówka. Zero cukru. Tylko sok pomidorowy i woda.
Papa słodka herbato, żegnajcie ciastuszka. Żegnajcie czekolady, krówki. O kukurydzy mogę zapomnieć. Po niej taki skok do 155.

Hardkorowe wariacje serca, rano, w nocy si~ skończyły. Po ustaleniu i systematycznym braniu leków.
Wdzięczność dla ich twórców i lekarzy mega.
Nie życzę tych wrażeń nikomu.

A tymczasem czeka mnie zbieranie psiego paskudztwa. Wypad na bazar po mleko kozie. A potem po żarcie dla psów.

Ogrodzenie warzywniaka w powijakach. Na perma grządkach że słomy owsianej wyrasta owies. Śmieszne. 🙂

Głośna rozmowa o niby skarbach na strychu do którego nie mogłam się dostać bo klucza do kłódki nie ma, zaowocowała jakimiś gośćmi. Nieproszonymi. Zgrabnie przecięli oną. Jupi 😁 teraz bez przeszkód i piłowania kłódki mogę tam zajrzeć. Fajnych mam sąsiadów. 🤣 Uczynnych. 😁

No to tymczasem. Borem lasem.

PS. Nagroda za dobre dupne i tarczycowe wyniki oraz naprawione ząbki.



Tu jeszcze była cola. Ale i z nią się pożegnałam 😒

1 komentarz: