Robią się kolejne grządki. Plan jest taki, żeby były podwyższone ale będzie co będzie.
Z czego? Na dno idą kawałki drewna. Wybieram z lasku - prywatny, nie państwowy - zbutwiałe, zagrzybione kawałki. Na to idzie cienka warstwa ziemi i koopy psie. Na nie z kolei darń odwrócona korzeniami do góry. Kolejne warstwy zależą od tego czym dysponuję - zielsko działkowe, liście wyrzucone do lasu i pięknie już przekompostowane i znów ziemia.
Kompostownik prawie pełen. Więc teraz tylko kuchenne odpady posypywane trocinami lub ziemią.
Pierwsza zrobiona grządka to prawie próchnica. Jestem w szoku że tak szybko. Kilka miesięcy i już gotowa. A przecież była na niej uprawa pomidorów.
Ziemniaki zebrane. Pomidory zebrane. Czeka mnie zbiór miniaturowych marchewek. Takie lipne porosły.
Dynią dostała świra i dopiero we wrześniu zaczęła owocować. Po prostu szaleje 😁 aż 10cm średnicy.
Co spieprzyłam? A nową pilarkę. Nie wiem jak? Ale nie działa.
Co nowego?
Po 5 dniach pobytu w Warszawie pogo takie, że rzucało mną po łóżku. Głowa pizgała na wszystkie strony. Wypad na biegu do Otwocka. I po 4 dniach dopiero normalizacjia. Ale wizyta w sklepie i już na nowo się zaczynało. Wk... Mnie to okropnie. Szukam pozytywów. Są takie - pracują wszystkie mięśnie - aerobik z free i chudnę. Wszystkie ciuchy zaczynają na mnie wisieć. Gacie z tyłka spadają.
Podobno gdy ugotuje się portki to się kurczą. Ugotowałam i nic. Dalej wiszą na doopie.
Nastąpiła zmiana także z mieszkańcami. Babelot w Wawie. Młądą zgarnęłam do Otwocka. Jest na rozkurczowych. Czeka na wizytę u psychiatry i psychologa. Trzeba Jej zrobić badanie pod kątem toksoplazmozy i parę innych. Psychicznie zaczyna dochodzić do siebie. Fizycznie - długa robota by odkarmić. Zagłodziła się i odwodniła. Taka to Jej samodzielność.
Po 4 dniach dopiero nabrała sił żeby wstać z łóżka. Pierwsze małe zajęcia i krótki wypad na rowerze na wycieczkę.
A w okolicy chyba mam opinię totalnej alkoholiczki. Z powodu pogo. Że niby delirka. 😂😂😂 Na ulicy drą ryja na mnie z samochodów, żebym nachlana nie włóczyła się po mieście. 🤣🤣 Taki lajf.
We wtorek odbieram wyniki po badaniach pod kątem cukrzycy. Mam pietra.
Przepalam w piecu. Jest genialnie. Chwila- moment i cieplusio. W domu pociotkowym arktyka.
Taki jest chwilowo stan drzwi. I ściany. Okazało się że pomiędzy futryną a ścianą jako wypełnienie dano watę 😂😂😂😂 po raz kolejny jestem w szoku.
Nic to, od podwórka na drzwiach jest solidna blacha. W środku jak widać będzie pianka a na wierzch sklejka czy cóś równie akrakcyjnego. Będzie git! Drewno jest twarde, jeno kroniki trochę nadżarły. Trzeba wymienić zamek i jeszcze podciągnąć w górę próg i będzie ok. A potem krok po kroku reszta.
Czekają kominy na swoją kolej. Trzeba będzie przed zimą wybrać szambo.
Szukam kuchni węglowej. Tanio!
Co dalej?
Dłubaninek i poważniejszych robót do ciula. Będę miała zajęcie
Okoliczne pogłowie ptaków jest stałe. Acz cykliczne. Teraz wizytują nas sroki i sikorki. Latem sójki i wróblaki. Wrony oblatują sąsiednie dachy. Synogarlice to standard.
Owies co to miał robić za nawóz rośnie na potęgę. Gorczyca też.
Kupione paliwo do piły, tylko mocium panie, kto będzie ciął drewno na opał i po przycina drzewa? Zagwozdka.
Na co nie spojrzę to potrzebna męska pomoc a tu chłopa na lekarstwo. Ech...
Na co nie spojrzę potrzebna kasa a skąd ją brać gdy Młąda na moim garnuszku.
Babelotu też trzeba pomóc.
A ja wszystko na wolnych obrotach. Bo pogo. Bo serce. Już nie chcę jazd jakie miałam. Strach, pogotowie. Więc powoli i delikatnie.
I znów pada.
Codzienny zbiór orzechów. Schylanie po nie i ból lędźwi niemal do płaczu.
Ale nareperujemy. I tyle. Zepsuło się to zreperujemy.
Byle do przodu i nie dawać się złu co pizga.
Z czego? Na dno idą kawałki drewna. Wybieram z lasku - prywatny, nie państwowy - zbutwiałe, zagrzybione kawałki. Na to idzie cienka warstwa ziemi i koopy psie. Na nie z kolei darń odwrócona korzeniami do góry. Kolejne warstwy zależą od tego czym dysponuję - zielsko działkowe, liście wyrzucone do lasu i pięknie już przekompostowane i znów ziemia.
Kompostownik prawie pełen. Więc teraz tylko kuchenne odpady posypywane trocinami lub ziemią.
Pierwsza zrobiona grządka to prawie próchnica. Jestem w szoku że tak szybko. Kilka miesięcy i już gotowa. A przecież była na niej uprawa pomidorów.
Ziemniaki zebrane. Pomidory zebrane. Czeka mnie zbiór miniaturowych marchewek. Takie lipne porosły.
Dynią dostała świra i dopiero we wrześniu zaczęła owocować. Po prostu szaleje 😁 aż 10cm średnicy.
Co spieprzyłam? A nową pilarkę. Nie wiem jak? Ale nie działa.
Co nowego?
Po 5 dniach pobytu w Warszawie pogo takie, że rzucało mną po łóżku. Głowa pizgała na wszystkie strony. Wypad na biegu do Otwocka. I po 4 dniach dopiero normalizacjia. Ale wizyta w sklepie i już na nowo się zaczynało. Wk... Mnie to okropnie. Szukam pozytywów. Są takie - pracują wszystkie mięśnie - aerobik z free i chudnę. Wszystkie ciuchy zaczynają na mnie wisieć. Gacie z tyłka spadają.
Podobno gdy ugotuje się portki to się kurczą. Ugotowałam i nic. Dalej wiszą na doopie.
Nastąpiła zmiana także z mieszkańcami. Babelot w Wawie. Młądą zgarnęłam do Otwocka. Jest na rozkurczowych. Czeka na wizytę u psychiatry i psychologa. Trzeba Jej zrobić badanie pod kątem toksoplazmozy i parę innych. Psychicznie zaczyna dochodzić do siebie. Fizycznie - długa robota by odkarmić. Zagłodziła się i odwodniła. Taka to Jej samodzielność.
Po 4 dniach dopiero nabrała sił żeby wstać z łóżka. Pierwsze małe zajęcia i krótki wypad na rowerze na wycieczkę.
A w okolicy chyba mam opinię totalnej alkoholiczki. Z powodu pogo. Że niby delirka. 😂😂😂 Na ulicy drą ryja na mnie z samochodów, żebym nachlana nie włóczyła się po mieście. 🤣🤣 Taki lajf.
We wtorek odbieram wyniki po badaniach pod kątem cukrzycy. Mam pietra.
Przepalam w piecu. Jest genialnie. Chwila- moment i cieplusio. W domu pociotkowym arktyka.
Taki jest chwilowo stan drzwi. I ściany. Okazało się że pomiędzy futryną a ścianą jako wypełnienie dano watę 😂😂😂😂 po raz kolejny jestem w szoku.
Nic to, od podwórka na drzwiach jest solidna blacha. W środku jak widać będzie pianka a na wierzch sklejka czy cóś równie akrakcyjnego. Będzie git! Drewno jest twarde, jeno kroniki trochę nadżarły. Trzeba wymienić zamek i jeszcze podciągnąć w górę próg i będzie ok. A potem krok po kroku reszta.
Czekają kominy na swoją kolej. Trzeba będzie przed zimą wybrać szambo.
Szukam kuchni węglowej. Tanio!
Co dalej?
Dłubaninek i poważniejszych robót do ciula. Będę miała zajęcie
Okoliczne pogłowie ptaków jest stałe. Acz cykliczne. Teraz wizytują nas sroki i sikorki. Latem sójki i wróblaki. Wrony oblatują sąsiednie dachy. Synogarlice to standard.
Owies co to miał robić za nawóz rośnie na potęgę. Gorczyca też.
Kupione paliwo do piły, tylko mocium panie, kto będzie ciął drewno na opał i po przycina drzewa? Zagwozdka.
Na co nie spojrzę to potrzebna męska pomoc a tu chłopa na lekarstwo. Ech...
Na co nie spojrzę potrzebna kasa a skąd ją brać gdy Młąda na moim garnuszku.
Babelotu też trzeba pomóc.
A ja wszystko na wolnych obrotach. Bo pogo. Bo serce. Już nie chcę jazd jakie miałam. Strach, pogotowie. Więc powoli i delikatnie.
I znów pada.
Codzienny zbiór orzechów. Schylanie po nie i ból lędźwi niemal do płaczu.
Ale nareperujemy. I tyle. Zepsuło się to zreperujemy.
Byle do przodu i nie dawać się złu co pizga.