To moja pora na pobudkę. Czasem ciut wcześniej, czasem później. Zasypiam że zmrokiem.
Czas na małe podsumowanie.
Wszędzie w opiniach mam napisane, żem w logicznym kontakcie. Chyba że odetnie mi tlen to totalna zawieszka. Chyba, że mam atak paniki. Jw.
Od wczoraj w doopie. Rocznica Powstania, powrót pamięcią do lektur, filmów. W efekcie pogo.
Znów kicha z emocjami. Górka z motylkami i zaraz dół. Pozytyw niezwykły - motylki i banan.
Od kilku dni nie biorę antydepresantów. Wydaje mi się że nic nie pomagają. Zamulają raczej, odcinają a na pogo nie mają żadnego pozytywnego wpływu. Na głowę też nic nie robią. Pamięć jak była lipna - to jest. Bez zmian. Siły nie dodają.
Biorę porannie lek nasercowy i inhalacje.
Miałam być u psychologa na terapii. Upał i skoki ciśnienia mnie pokonały. Tak jak i dziś w klinice u psychiatry. Zawroty głowy od rana takie, że słabo.
Być może to efekt cme. Być może.
Myśli niepotrzebne snują się po głowie, jakieś kretyńskie wyprzedzanie zdarzeń. Znów poczucie odrzucenia. Zapomnienia.
Z terapii wiem, a raczej mi się przypomniało, żeby nie uciekać przed tym, nie uciekać przed strachem a być w nim. Doświadczyć. Obejrzeć, przeanalizować z każdej strony.
Miałam robić relaksację Jacobsona, jogę, sprzątnąć kuchnię i inne inszości. Miałam.
Zapomniałam.
Stoję przed śmierdzącą lodówką, wyciągam cosik, zamykam. Odchodzę.
Potrzeba ładu na ten moment jest tylko na zewnątrz. I tylko powierzchownie.
Co chwila powstaje nowy chaos, bałagan. Nie panuję nad tym.
Staję jak ta żona Lota i durnowato gapię się, nie ogarniam i bez myśli. Bez energii, bez wyższych potrzeb.
Niechcący puknęłam rurkę w tym przybytku.
Zaczęła wyciekać woda i tu i tu.
Tak. Trochę zrobiłam. 😪 Głównie zakręciłam wodę. Podłoga w pokoju zbutwiała. Dobrze że nie ma grzyba. Ciekło to za najemców! I do niedawna. Jak się okazuje.
Odcięta woda. Jest tylko w domu ciotki.
Paczę na to wszystko i jedyne co mi przychodzi do głowy to - wrzuć na luz. Nie denerwuj się. Nie zrobisz tego teraz, to za rok, dwa. I czy musisz to robić?
Ja wiem, znakomita większość żyje inaczej. Lepiej.
Ale wiem też że wielu boryka się z podobnymi rzeczami a wielu byłoby szczęśliwych mając takie problemy. Wszystko jest względne.
Dla mnie coraz bardziej obojętne.
Zrobi się to się zrobi a jak nie to nie. Czemu? Bo nie ogarniam pod wieloma względami.
Patrzę na ludzi w działaniach zwanych życiem i zastanawiam się - jaki to ma sens.
I chyba czas już przestać bo to nic nie daje.
Każdy ma swoją baję zapychania czasu i potrzeb.
Patrzę na tę krzątaninę wyalienowanych tłumów, ocierających się o siebie i panicznie bojących się siebie nawzajem.
Czy to nie chore?
Ludzie tak panicznie boją się bliskości, nie wybaczają - muszą mieć wroga? na którego zrzucą brud swojego życia? Chyba tak. Ja tak miałam. Uwolnienie się od tego to jak zrzucenie pęt. Niemusieć nienawidzić.
To jedno.
Drugie.
Przestać się bać.
Relacji.
Mówią mi - po co o tym piszesz? Nie pisz. Nie warto. - ten kto w tym nie był, nie jest - nie zrozumie. Tak mówią.
A ja będę. To jedna z dróg do zrozumienia inności, choroby.
To żadna, cholera! misja zbawienia. Bo troglodyta nie ogarnie. Raczej przywali maczugą i wkopie w ziemię o ile nie pożre. Troglodyta będzie się budował na słabszym! będzie na tym budował swoje ego. To jego skała. Czy to nie żałosne?
Ale taki jest ten świat. Jak został zaplanowany, stworzony. Utopie to tylko w głowie mieć można. A światy idealne - do czasu! - w powieści Sniegowa.
I nie ma co pytać o sens tego wszystkiego. Eksperyment jakich wiele?
Czas na małe podsumowanie.
Wszędzie w opiniach mam napisane, żem w logicznym kontakcie. Chyba że odetnie mi tlen to totalna zawieszka. Chyba, że mam atak paniki. Jw.
Od wczoraj w doopie. Rocznica Powstania, powrót pamięcią do lektur, filmów. W efekcie pogo.
Znów kicha z emocjami. Górka z motylkami i zaraz dół. Pozytyw niezwykły - motylki i banan.
Od kilku dni nie biorę antydepresantów. Wydaje mi się że nic nie pomagają. Zamulają raczej, odcinają a na pogo nie mają żadnego pozytywnego wpływu. Na głowę też nic nie robią. Pamięć jak była lipna - to jest. Bez zmian. Siły nie dodają.
Biorę porannie lek nasercowy i inhalacje.
Miałam być u psychologa na terapii. Upał i skoki ciśnienia mnie pokonały. Tak jak i dziś w klinice u psychiatry. Zawroty głowy od rana takie, że słabo.
Być może to efekt cme. Być może.
Myśli niepotrzebne snują się po głowie, jakieś kretyńskie wyprzedzanie zdarzeń. Znów poczucie odrzucenia. Zapomnienia.
Z terapii wiem, a raczej mi się przypomniało, żeby nie uciekać przed tym, nie uciekać przed strachem a być w nim. Doświadczyć. Obejrzeć, przeanalizować z każdej strony.
Miałam robić relaksację Jacobsona, jogę, sprzątnąć kuchnię i inne inszości. Miałam.
Zapomniałam.
Stoję przed śmierdzącą lodówką, wyciągam cosik, zamykam. Odchodzę.
Potrzeba ładu na ten moment jest tylko na zewnątrz. I tylko powierzchownie.
Co chwila powstaje nowy chaos, bałagan. Nie panuję nad tym.
Staję jak ta żona Lota i durnowato gapię się, nie ogarniam i bez myśli. Bez energii, bez wyższych potrzeb.
Niechcący puknęłam rurkę w tym przybytku.
Zaczęła wyciekać woda i tu i tu.
Tak. Trochę zrobiłam. 😪 Głównie zakręciłam wodę. Podłoga w pokoju zbutwiała. Dobrze że nie ma grzyba. Ciekło to za najemców! I do niedawna. Jak się okazuje.
Odcięta woda. Jest tylko w domu ciotki.
Paczę na to wszystko i jedyne co mi przychodzi do głowy to - wrzuć na luz. Nie denerwuj się. Nie zrobisz tego teraz, to za rok, dwa. I czy musisz to robić?
Ja wiem, znakomita większość żyje inaczej. Lepiej.
Ale wiem też że wielu boryka się z podobnymi rzeczami a wielu byłoby szczęśliwych mając takie problemy. Wszystko jest względne.
Dla mnie coraz bardziej obojętne.
Zrobi się to się zrobi a jak nie to nie. Czemu? Bo nie ogarniam pod wieloma względami.
Patrzę na ludzi w działaniach zwanych życiem i zastanawiam się - jaki to ma sens.
I chyba czas już przestać bo to nic nie daje.
Każdy ma swoją baję zapychania czasu i potrzeb.
Patrzę na tę krzątaninę wyalienowanych tłumów, ocierających się o siebie i panicznie bojących się siebie nawzajem.
Czy to nie chore?
Ludzie tak panicznie boją się bliskości, nie wybaczają - muszą mieć wroga? na którego zrzucą brud swojego życia? Chyba tak. Ja tak miałam. Uwolnienie się od tego to jak zrzucenie pęt. Niemusieć nienawidzić.
To jedno.
Drugie.
Przestać się bać.
Relacji.
Mówią mi - po co o tym piszesz? Nie pisz. Nie warto. - ten kto w tym nie był, nie jest - nie zrozumie. Tak mówią.
A ja będę. To jedna z dróg do zrozumienia inności, choroby.
To żadna, cholera! misja zbawienia. Bo troglodyta nie ogarnie. Raczej przywali maczugą i wkopie w ziemię o ile nie pożre. Troglodyta będzie się budował na słabszym! będzie na tym budował swoje ego. To jego skała. Czy to nie żałosne?
Ale taki jest ten świat. Jak został zaplanowany, stworzony. Utopie to tylko w głowie mieć można. A światy idealne - do czasu! - w powieści Sniegowa.
I nie ma co pytać o sens tego wszystkiego. Eksperyment jakich wiele?
To jest gra! Każdy gracz wchodzi ze swoją talią kart i ZAWSZE będzie grał dla siebie! Sprytny - inteligentny wygrywa , słaby - mniej inteligentny bądź leniwy przegrywa! I to cała filozofia życia, i tego całego jego "piękna"... ;)
OdpowiedzUsuńJa czesto mysle ze to matrix. Dokladnie jak w filmie. Dobro walczy ze zlym z roznym skutkiem.Dobrze ze piszesz,takie masz prawo i uwierz mi ze twoje przemyslenia powiela polowa swiata. Czasem dopiero jak sie odpusci to zaczyna sie ukladac.Zycze zdrowia i wytrwalosci.Wiary mimo wszystko,cuda sie zdarzaja Przeciez
OdpowiedzUsuńCudów nie ma, jest fizyka.
Usuń