Spakowała się bez banana. Przymus to nie radość. Tłumaczę - czasem trzeba robić coś co nie jest fajne ale konieczne.
Aczkolwiek w przypadku Młądej pakowanie jej w chory układ nie jest najszczęśliwszym pomysłem. Autyzm. tyle.na pocieszkę i dla własnej wygody nakazałam zabranie Alaski. Najmniejsza, karna. Względnie cicha.
Spakowałam wózek już na luzie, że się udało, że pierwszy punkt będzie z głowy.
Dojechały. Doszły.weszły.
I miast przywitać się, ciotka wyskakuje z pytaniem - co tu robi pies? Kto mi pozwolił go tu przywieźć?
Ja oczy jak talerze, bo wicie, zatkało mnie. Działka wspólna. Ostatecznie mogła spać w starym domu. Jeszcze spokojnie tłumaczę, pytam, chcę się dogadać. Nic, zero, nul. Ciśnienie rośnie, atmosfera gęstnieje.
Dziadzio Rysio w szoku, moja matka stoi w szoku a ta rja już rozdziawia jak niegdyś. No kufa! Łaskie mi robi, że będę się nią zajmować? Że Młąda? A wszystko to nim zdążyłam się przywitać.
No krótki mam ci loncik, krótki.
- o nie! Twoich wrzasków to ja się jż nasłuchałam. Więcej nie będę!- zbieraj manele, wracamy do domu - Młąda się ogarnia.
- mamo, jedziesz na operację czy nie? chcesz patrzeć normalnie czy poświęcisz wzrok siostrze? - złe we mnie wstąpiło.
mać wręcza mi torbę z rzeczami do prania. Ok. rozumiem.
Dyrdamy wespół-zespół na przystanek i skowronki mi w doopie latają, że uwolniłam się od jędzy. Że Młądej nie zostawiłam na pastwę. Serio!!!!
Gadam z matką telefonem. ta spierdziela na dwór bo siostrzyca na czterech wypełzła z łóżka, żeby podsłuchiwać. okazało się, że dziadzio Rysio pognał na rowerku za nami, żeby nas zaprosić do siebie. matka też dziś ma przyjechać, jutro wizyta u lekarza. dziadzio w szoku. matka na wkurwie . ja luz.
A ja jeszcze rano kolejny az namawiałam ją do przyjazdu do nas. bo cieplej, łatwiej, wygodniej.
Mi z pewnością, a jak jej? wali mnie to już!
Aczkolwiek w przypadku Młądej pakowanie jej w chory układ nie jest najszczęśliwszym pomysłem. Autyzm. tyle.na pocieszkę i dla własnej wygody nakazałam zabranie Alaski. Najmniejsza, karna. Względnie cicha.
Spakowałam wózek już na luzie, że się udało, że pierwszy punkt będzie z głowy.
Dojechały. Doszły.weszły.
I miast przywitać się, ciotka wyskakuje z pytaniem - co tu robi pies? Kto mi pozwolił go tu przywieźć?
Ja oczy jak talerze, bo wicie, zatkało mnie. Działka wspólna. Ostatecznie mogła spać w starym domu. Jeszcze spokojnie tłumaczę, pytam, chcę się dogadać. Nic, zero, nul. Ciśnienie rośnie, atmosfera gęstnieje.
Dziadzio Rysio w szoku, moja matka stoi w szoku a ta rja już rozdziawia jak niegdyś. No kufa! Łaskie mi robi, że będę się nią zajmować? Że Młąda? A wszystko to nim zdążyłam się przywitać.
No krótki mam ci loncik, krótki.
- o nie! Twoich wrzasków to ja się jż nasłuchałam. Więcej nie będę!- zbieraj manele, wracamy do domu - Młąda się ogarnia.
- mamo, jedziesz na operację czy nie? chcesz patrzeć normalnie czy poświęcisz wzrok siostrze? - złe we mnie wstąpiło.
mać wręcza mi torbę z rzeczami do prania. Ok. rozumiem.
Dyrdamy wespół-zespół na przystanek i skowronki mi w doopie latają, że uwolniłam się od jędzy. Że Młądej nie zostawiłam na pastwę. Serio!!!!
Gadam z matką telefonem. ta spierdziela na dwór bo siostrzyca na czterech wypełzła z łóżka, żeby podsłuchiwać. okazało się, że dziadzio Rysio pognał na rowerku za nami, żeby nas zaprosić do siebie. matka też dziś ma przyjechać, jutro wizyta u lekarza. dziadzio w szoku. matka na wkurwie . ja luz.
A ja jeszcze rano kolejny az namawiałam ją do przyjazdu do nas. bo cieplej, łatwiej, wygodniej.
Mi z pewnością, a jak jej? wali mnie to już!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz