podobno starzy ludzie, na krótko przed śmiercią, zarywają noce. tłuką się po chałupi budząc domowników.
ja tam nie wiem, u mnie nikogo takiego nie ma. znacz się jest starowinka, ale nietłukąca.
z kolei ja, nie sypiam, ew bardzo kiepsko, od jakiegoś czasu, ale też nie szuram, nie stukam, nie zakłòcam snu innym. siedzę i dostarczam sobie zajęć.
to już kolejna noc, na przestrzeni krótkiego czasu, gdy po 3-4 godzinach się budzę świeża jak poranna rosa. a rano nach arbeit. a po południu opłatek.
koszulka ozdobna dosycha. będzie na galowo 😀
tylko zgryz mam, ale minie. jak wszystko.
kościelnie trońkę zdurniałam. kocia mama się porobiłam. bo to wicie. zawsze w parafii były koty i są nadal. czarne jak sutanny ojcowe.
mnożą się na szczęście nienachalnie, ale jednak systematycznie. i mimo to jakimś cudem populacja utrzymuje się na stałym poziomie. jak to u kotów wolno żyjących. selekcja naturalna.
kocidła dorobiły się własnej chatynki. mają kołdry, kocyki. nic tylko żyć. ciepło, na głowę nie pada a i miseczki zawsze pełne.
w ogrodzie właśnie pięknie zakwitł ciemiernik. róża bożonarodzeniowa. mimo delikatnej urody, nie straszne jej mrozy i śnieg. takie dziwadło botaniczne. i zioło w jednym. ostatecznie wszystko jest po coś. i on kwiatek też.
w tym roku święta u mnie całkiem odłogiem. nic, zero, nul. nawet mietło nie szuram. młądă w ďomu, całymi dniami przy lapku, nie ma părcia na nic, to i ja nie. zbuntowałăm się. jedno co udało mi się wywalczyć to to, że zarejestrowała się w up i chodzi na wyznaczone rozmowy w sprawie pracy. ale foch był, że nie pytaj!
po kątach upycham bolesne sugestie, że to może ostatnie święta matki i powinnam. nic nie powinnam. mogę. ăle nie chcę. na wigilię zapřoszonam do syna. we święta do pierworodnej. i wystarczy. i nie, że nie ma kasy. bo będzïe. ale zaparcia dostałam i tyle. tera się będę gościć 😀.
a obok dwie koce pierdoły śpią i naprzemiennie chrapią. jedna cienij, druga basuje. i jak tu spać?
ja tam nie wiem, u mnie nikogo takiego nie ma. znacz się jest starowinka, ale nietłukąca.
z kolei ja, nie sypiam, ew bardzo kiepsko, od jakiegoś czasu, ale też nie szuram, nie stukam, nie zakłòcam snu innym. siedzę i dostarczam sobie zajęć.
to już kolejna noc, na przestrzeni krótkiego czasu, gdy po 3-4 godzinach się budzę świeża jak poranna rosa. a rano nach arbeit. a po południu opłatek.
koszulka ozdobna dosycha. będzie na galowo 😀
tylko zgryz mam, ale minie. jak wszystko.
kościelnie trońkę zdurniałam. kocia mama się porobiłam. bo to wicie. zawsze w parafii były koty i są nadal. czarne jak sutanny ojcowe.
mnożą się na szczęście nienachalnie, ale jednak systematycznie. i mimo to jakimś cudem populacja utrzymuje się na stałym poziomie. jak to u kotów wolno żyjących. selekcja naturalna.
kocidła dorobiły się własnej chatynki. mają kołdry, kocyki. nic tylko żyć. ciepło, na głowę nie pada a i miseczki zawsze pełne.
w ogrodzie właśnie pięknie zakwitł ciemiernik. róża bożonarodzeniowa. mimo delikatnej urody, nie straszne jej mrozy i śnieg. takie dziwadło botaniczne. i zioło w jednym. ostatecznie wszystko jest po coś. i on kwiatek też.
w tym roku święta u mnie całkiem odłogiem. nic, zero, nul. nawet mietło nie szuram. młądă w ďomu, całymi dniami przy lapku, nie ma părcia na nic, to i ja nie. zbuntowałăm się. jedno co udało mi się wywalczyć to to, że zarejestrowała się w up i chodzi na wyznaczone rozmowy w sprawie pracy. ale foch był, że nie pytaj!
po kątach upycham bolesne sugestie, że to może ostatnie święta matki i powinnam. nic nie powinnam. mogę. ăle nie chcę. na wigilię zapřoszonam do syna. we święta do pierworodnej. i wystarczy. i nie, że nie ma kasy. bo będzïe. ale zaparcia dostałam i tyle. tera się będę gościć 😀.
a obok dwie koce pierdoły śpią i naprzemiennie chrapią. jedna cienij, druga basuje. i jak tu spać?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz