niedziela, 15 lipca 2018

Podejrzałam

Młąda pokazała mi vloga, który obserwuje prowadzonego przez nietuzinkową dziewczynę z asbergerem. Przekapitalny. Ściśle tematyczny.
Jeden z filmików opowiada o starym, japońskim sposobie  pielęgnacji twarzy a w zasadzie do całego ciała. Metoda prościutka i tania z polską modyfikacją.

Bierzesz kobieto:
-filtr do kawy
-płócienną chusteczkę do kinola
-2 łyżki otrąb, (ja wzięłam żytnie, wersja japońska to ryżowe oczywiście)
Dalej:
-wsypujesz otręby do filtra
-starannie zawijasz-mocujesz przy pomocy gumki w chusteczcze na kształt "jolki"
-namaczasz mały tobołeczek przez kilka minut w wodzie.

I tym tobołeczkiem-supełeczkiem, lekko trzesz twarz po całości ruchami okrężnymi. Po kilku minuach spłukujesz twarz wodą, osuszasz dziób i gotowe.

Ja z obliczem ostatnio nie mam problemów, ale uznałam, że muszę przetestować.

Wrażenia w trakce i po:
-miłe smyranie relaksuje, usuwa napięcie
-z pewnością zwiększa ukrwienie
-mordka po mięciutka, sprzężysta, delikatna w dotyku
-po zabiegu wrażenia zupełnie odmienne od znanych. Nie ma wysuszenia czy uczucia ściągania. Jest wrażenie jakby  powierzchniowego napięcia.

Przetestujcie. Ja już kombinuję czym to ubogacić. Bo przecież nic nie szkodzi dodać jaki olejek, kroplę lub dwie, zioła, miód.
Co o tym myślicie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz