piątek, 13 lipca 2018

Chyba jestem już zmęczona. Codzienne stanie przy +150 i 120 celcjuszów trońkę mnie zepsuło. I o ile rano pracuje mi się dobrze to w okolicach południa mielę brzydkie wyrazy.  mam za złe. mam dość. I mnie chyba też mają. Ciągle, bez ustanku ta sama gęba. A na tej gębie wypisane pretensje że ubrania, butów roboczych ni ma, że wody nie dają, że..... I zaciesz też bywa. Słuchawy na uszy i Ajahn i mantry. Nic innego mój mózg ostatnio ne przyjmuje. Nawet filmy mnie irytują. Durne, że strach.
Urlop ustalony, teraz tylko dotrwać.
Dzięki Bogu, że mnie natchnął na tlf do kuzynki. Przepytała mnie na różne okoliczności, opitoliła w czym trzeba, dała kontakt  i w końcu sprawa Młądej się ruszyła. Kontakt do psychologa, bo to trzeba ustalić co z Nią teraz jest. Dzieciństwo to jedno, gimnazjum specjalne to drugie, liceum normalne trzecie. A tera dorosłego trzeba zdiagnozować. Bo bez diagnozy ani rusz a potem się zobaczy.
No i już po wstępnej rozmowie z psycho. Lekuchno lżej.
Mać była, jagodziany zostawiła, mięsiwo, chleb orkiszowy  stówkę. No z nieba spadła :)  zawsze mówię, że piątek i 13-tego to super dzień. A na razie odpadam bom zmaglowana na maksa.

I posłuchajta se tego co godzinami przyswajam.

https://www.youtube.com/watch?v=N10A8wKlGAs&t=896s



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz