poniedziałek, 4 marca 2013

Nic złego

W domu spokój i .... spokój. Młody wyciszył sie. Znalazł pracę i razem z Love pojechali dziś na szkolenie. Z Predatorem wychodzi rano i wieczorem a nawet częściej. Kupił mu wapno z witaminkami. Rozmowa jest na zasadzie -pytanie-odpowiedź. Postep :D

Dziś poniedziałek czyli ustawowy dzień prania. Jakoś muszę wprowadzić systematyczność w życiu  - wiec pralka szaleje.

Lekka "przebieżka" ze swoimi ulotkami. Może coś w końcu zacznie się kleić :/

Stwierdziłam, że grzebanie się w przeszłości-rodzinnej i wałkowanie wszystkiego tysięczny raz - zupełnie nie ma sensu, tak jak i wybieganie myślą do przodu i zamartwianie się tym co jeszcze się nie zdarzyło mija sie z celem. Szybko, nie?! :/ Żyję tu i teraz SWOIM życiem. Co nie znaczy, że zostawię HISTORIĘ. Zdecydowanie mam na myśli współczesne relacje.
Owszem, jakieś "natręctwa" sie pojawiają ale mocnym lobem wysyłam je na orbitę. Niech zdychaja w pokoju.
Czy mi z tym dobrze? Bardzo. :D 

Spacery z Predziem dostarczają dużo radości. Ale są też próbą sił. Dosłownie.

O ile rozkłada mnie na łopatki jego walka z "gryzącą" karłowatą sosną, o tyle "zaparcia"-tj. dalej nie idę -na rączki proszę, doprowadzają mnie do szału. Usiadzie Klocek na zadku i paczy mi głęboko w oczy. Albo usiłuje "rakiem" uwolnić się z obróżki. Przyznam, że młody wygrywa a mnie bolą ręce i kręgosłup. Terrorysta zakichany! A przeca trzeba socjalizować małą gadzinę :p

Faktem jest, że zachowuje się jak małe dziecko. Trzeba odwrócić jego uwagę, żeby ruszył z miejsca. A najlepszy jest do tego celu inny pies. Wtedy łapki nie bolą i świat jest piękny. Ale tu też musi być spełniony kolejny warunek. Kumpel nie może go zaczepić fizycznie. Bo wtedy rozpacz w ciapki i kwiki i panika.
Śmieszny jest. W stadzie psów chodzi dumny jak paw. Ogon do góry, łapy sztywne, głowa uniesiona. Do ... pierwszego pacnięcia łapą. Z dominanta robi się ciapol :D

Generalnie ma obsługe iście książęcą. Ja karmię i zabawiam, tudzież sprzątam. Młoda pierze pampersy po Smrodku, sprząta, ścieli podusię, tula, zabawia, Młody wyspacerza, tula, bawi no i nawet Babelot miłościwym okiem paczy na Predzia. Zagada, pogłaszcze. Bez zbytniego entuzjazmu, ale jednak :)

Poranek Szczylka zaczyna się potopem. Jak się uda to na podwórku, jak nie to w domu. Loteria. Potem dostaje michę, na którą z zasady się wypina. Więc jest zapychany geyzakiem. 10 minut żucia pobudza soki żołądkowe i sniadanko przyswajane jest w całości :D A potem juz z górki :D Tradycyjnie zagryza misie. Wyćmiktuje im ogonki, odgryza nosy. Szleje za Kotolotą. Mały rozrabiaka.

A za oknem wiosna panie sierżancie. Pączki na klonie leciuchno ruszyły. Ale ziemia jeszcze śpi. Z trawników dolatuje smrodek psich odpadów. Akcje Straży Miejskiej psu na budę się zdały a dostępność torebek jakos nie zachęca ludzi do sprzątania po swoich psach.
Szlag szczery mnie trafia. Szczególnie gdy młodego trzeba szybko przed blokiem odcedzić a on miota się we wszyskie strony usiłujac znaleźć czyste miejsce.
Już nawet odeszła mi ochota uszczęśliwiania właścicieli torebkami bo to i tak nie pomaga. Szczególnie w rejonach "niczyich".


A spacery są źródłem nieoczekiwanych znalezisk. Pomijam kasę z okresu przedkartowego.
Teraz można znaleźć: perfumy z Paryżewa, plecaki, żelazka, karty do bankomatu, dowody rejestracyjne samochodów. Koleżanka znalazła aparat cyfrowy. Mnie się zdarzyło w metrze złotą bransoletkę.
Złom złoty też trafiałam. Widać kogoś obrabowano no i resztki zostały :/

Warszawa wiecznie mnie zadzwia. Rząd wiecznie zaskakuje. Plusami ujemnymi i dodatnimi. Cóż, życie!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz